***
Tag Archives: smakoszostwo
Niedziela w zamku, czyli o anty- diecie wiosennej;)
Ostatnio gdzie nie spojrzę, tam albo jakieś diety-cud, albo zdjęcia wiotkich dziewcząt w wiosennych sukienkach. Ba! Nawet gdy otwieram pocztę, pierwsze co widzę to ” Schudnij przed wiosną! ” lub” Instytut idealnej sylwetki zaprasza” .
Ja rozumiem, że powinnam zrzucić co-nieco, ale wszystkie , nawet najbardziej niewinne sugestie z zewnątrz, zaczynają powoli wyprowadzać mnie z równowagi.
Na domiar złego, co nie wpadnę do Wugusia, to na stole same pyszności! Ja tu staram się żyć o jarzynkach i jogurtach, a tu na Wichrowych jak nie jakieś mięsne zawijańce, naleśniki, to jeszcze obok dobre piwo!
http://szapiski.wordpress.com/2013/03/10/roladki-drobiowa-i-wolowa-duszone-w-borowikach/
Żeby było weselej, gdy odwiedziłam niedawno Even, tam różne rodzaje ryb! No niby rybka zalecana w diecie, ale jak się spróbuje tak kilka ( naście)…
Nie oszczędził mi nerwów nawet Caddi, podając ostatnio pysznego łososia!
Nie wspomnę już o Witamince, u której bywam niemal co dzień:
http://conaobiad.wordpress.com/2013/03/09/tabbouleh/
Wobec tej zbiorowej zmowy i igraniu z moją silną wolą, postanowiłam zaprosić Was do mojej, zamkowej kuchni.
W niedzielę rodzina zwykle jest w komplecie. A, że prawie każdy je coś innego, trzeba sprostać gustom i oczekiwaniom wszystkich.
Dla amatorów grzybów:
Paszteciki z kapustą i grzybami.
Dla Panów:
oczywiście schabowe!
Dla Pań:
pieczona pierś kaczki z jabłkami
I dla próbujących dbać o linię ;)
Pierś kurczaka w ziołach z papryką.
A na deser…
ok, nie będę aż tak złośliwa ;)
***
Budujesz, remontujesz, urządzasz
Pan C. nie przepada za zakupami czegokolwiek, chyba, że jest to rzecz, bez której nie jest w stanie się obyć. A jest to najczęściej jakiś gadżet typu smartfon, tablet, laptop, czy choćby zegarek. Nie czyni zadość swoim zachciankom zbyt często, ale przynajmniej raz w roku z lubością im ulega. Przez kilka dni radość miesza się z wyrzutami sumienia, z czasem jednak pozostaje tylko radość.
Dzisiaj zmuszony był odwiedzić Castoramę, w której szukał trzech dużych wieszaków sklepowych. Niestety na stanie magazynowym był tylko jeden, pozostałe mają dowieźć dopiero jutro. Panu C. nie pozostało nic innego, jak w jakiś sposób znaleźć skromne pocieszenie. Wchodząc do marketu zauważył tuż przy wejściu schludne i kuszące zapachami cafe-bistro. Koszmarne określenie. Kierując się w to miejsce poczuł, że ślinianki zaczynają powoli pracować. W tym samym momencie przypomniał sobie fasolkę po bretońsku, którą w dzieciństwie przygotowywał ojciec. Palce lizać.
Zerknął na jadłospis wywieszony i opisany dużymi literami nad głowami obsługi. Niestety, wymarzonej fasolki nie było. W menu odnalazł naleśniki, a pośród nich te z pikantnym i pożywnym farszem meksykańskim.
Napisał: Caddicus Caddi
* Z dala od sieci czyli makarronnii i : Polska, Biało- Czerwoni! *
Moi Drodzy :)
Zawieszam / się /internetowo- blogowo na czas nieokreślony.
Czerwiec zapowiada się bardzo, bardzo realnie i pracowicie. Trzeba wracać do ogrodu, pojutrze ustają deszcze .Prócz tego..takie tam różne /top secret/ ;)
A jutro..
JUTRO POCZĄTEK MISTRZOSTW EUROPY w PIŁCE NOŻNEJ!
Zaczynamy z Grecją na Narodowym w Warszawie.
Ja, stary kibic i fan piłki kopanej, oczywiście nie opuszczę ani jednego meczu!
Szczególnie przykują uwagę moją i moich ZIOMALI te rozgrywane na naszym , wrocławskim , ponieważ mój Brat , Big Brother we własnej osobie, został wytypowany do ochrony medycznej zawodników! Czekamy już z niecierpliwością na mocne faule ( oczywiście nie na Naszych! ! ;)))
Tak serio: niech wszyscy grają fair i niech grają pięknie :)
*
Uff, choć dziś/ kościelne / święto, jestem wykończona. Korzystając z wolnego dnia ,zrobiłam sobie maraton sprzątania – uprałam nawet swój ulubiony, włochaty dywan, bo dywan musi być taki, by móc..na nim położyć się w samej bieliźnie, o! ;)))
Do południa i trochę pracowałam też w kuchni. Oto efekty:
Spaghetti a la spaghetti bolognese– czyli wymysł koleżanki Angie; pychota z mięsem z indyka i bazylią
Chłodnik. Moja ULUBIONA, wiosenna zupka! Można serwować z kefirem lub śmietaną. Dowolność pełna ;)
Kluseczki śląskie, drobiowy kotlet zawijany i KALAREPKA Z MARCHEWKĄ I KOPREM! MNIAM!
Na dwa dni
jadła ci u nas po dostatkiem! Pojutrze chyba obiad poza domem, w niedzielę tradycyjnie rosół i pieczeń wieprzowa.
(Dla mnie coś z kurki, bo wieprzowiny od jakiegoś czasu nie jadam)
REASUMUJĄC: na najbliższe, meczowe dni plan wysiłków kuchennych ograniczony do minimum!
Zapas whisky zakupiony, Carlsberg i Zielony Okocim czekają jeszcze w sklepie;
najważniejszy mój PLAN już wykonany, z czego bardzo się cieszę!
*
Pozostaje mi tylko kupić kilka biało- czerwonych chorągiewek i oflagować samochód( a nawet dwa; ten mego angielskiego synka też oflaguję, a co! W końcu nim też poruszam się;) ) . I założyć swój ulubiony strój kibola , do tego biało- czerwone wieńce z kwiatuszków, które dostałam od swego Big B :)))
A potem już tylko:
POLSKA, BIAŁO- CZERWONI /lalalala/
*
I oby deszcze ustały!
Kocham tę nie- warzywną, nie kwiatową część mego ogrodu. Sad. Spójrzcie:
Gdy deszcze ustają
*DZIEŃ KOTLETA DE VOLAILLE* :)))
Niedawno był DZIEŃ KOTA. Opinię swoją na temat Dnia Kota wyraziłam ostatnio. Usłyszałam m.innymi, że moja teza , że to durne , nieuzasadniona w pełni oraz argumentacja też cienka. Tak, jak bronię Święta Zakochanych, że być może ma źródło w starożytnym Rzymie, że potem wkroczył w to Św. Walenty ( katolicki święty) i że tak oto, jak w przypadku większości aktualnych świąt, zmiksowano tak kultury jak i pojęcia, tworząc kolejny, nowy szczególny dzień w kalendarzu, słyszę:
– chwila, chwila! Przecież koty były czczone w Starożytnym Egipcie! Skąd Ty wiesz, Angie, czy TO też nie ma źródła gdzieś TAM- w Starożytności? ( jak już tak osłaniasz się tą Starożytnością…)
– no dobra, ale czy na pewno 17 lutego?- mały strzał obronny
– no nie wiadomo kiedy, sięgnij do źródeł może!- strzał celny…
Nie chciało mi się sięgać do źródeł, bom leniwa. Ogólnie. Leniwa intelektualnie. Mój biedny brain i tak wiele zniósł już w życiu, a że upośledzony lekko niesamowitą dawką oktanów dostarczanych za młodu oraz dość solidną dawką tytoniu (dostarczanego regularnie) , woli być leniwy.Tzn kiedy nie musi się wysilać, nie wysila się :>
Dobra, kiedyś sprawdzę te koty w Egipcie. Wiem, wiem, że były święte! Toszz nawet swego czasu pisałam jakąś pracę o Egipcie!
A może spełnię swoje największe marzenie i pojadę TAM…sprawdzić osobiście? ;)))
(Piękny rym!)
*
Ponieważ zwykle robię na przekór, po swojemu, postanowiłam ustanowić dnia 19 lutego
DZIEŃ KOTLETA DE VOLAILLE
Oto jak powstaje i jak wygląda podany na obiad:
Podany został ze szpinakiem i sałatą w słodkiej śmietance. Do tego ziemniaczki pure.
Dla dociekliwych: w środku tego de volaill’a jest masło i natka pietruszki.
Myślałam o tym, aby założyć sobie na youtube stronę ‚Angie gotuje„.
Gotowałabym live; muzyczka w tle, Angie mówi co , kiedy robi.Oczywiście w jakiejś ładnej sukieneczce i jeszcze ładniejszym fartuszku. Nie zdecydowałam się, albowiem podczas gotowania po
pierwsze: mówię sama do siebie ( mam to od dzieciństwa; taki już mój urok. Gorzej jak zaczynam przemawiać do produktów, które wyrabiam..)
3. rozmawiam z kotami i psem, którzy wiernie towarzyszą mi w kuchni ( „Milordzie, weź łapkę ze stołu, bo ci, kur.., niechcący stuknę tłuczkiem do mięsa! ” albo” Saba, opanuj się, wyżarłaś kotom wszystko już z ich małych miseczek! Patrz, one teraz żrą z twojej! ” )
3. śpiewam czasem piosenki z włączonego radio
4.używam BARDZO BRZYDKICH wyrazów! ( skurwysyn i by cię ch..!- do noża, mięska, serka, mąki, cukru itd – to wyjątkowy lajcik…)
Wszystko to dyskwalifikuje mnie na miejscu ,jeśli chodzi o moja karierę w cyklu
” Gotowanie na Ekranie” …
*
Zrobiłyśmy z Księżną Matką pierogi ruskie i z mięsem. Pani Matka lepi, ja robię wcześniej farsze, gotuję ulepione pierożki, podaję na stół chętnym. Resztę studzę i pojedynczo przekładam do wielkich żaroodpornych naczyń( by odgrzać je na następny dzień)
Oczywiście ustanowię niebawem
DZIEŃ PIEROGA RUSKIEGO I PIEROGA Z MIĘSEM ;
w jakąś niedziele. winno być to
ruchome święto
Aha!
SMACZNEGO!
;)))
* Święta, Święta *
Dziś, po raz pierwszy od tygodnia, dostałam się na dłuższą chwilę do mojego komputera. PC był okupowany przez moją córeczkę i Jej kuzynkę, a ja i tak nie miałam kiedy i gdzie usiąść.
Dziś po raz pierwszy od kilku dni wyszłam z Zamku. Powietrze o mało nie zabiło mnie :>
W ciągu tygodnia miałam dwa razy święta, a to za sprawą dwóch słodkich Kanadyjek, którym wyprawiłam przed świętami ucztę podobną do tej na zdjęciach. Rezydowały u nas trzy dni; co dzień rano koleżanka Angie biegła o 7ej po świeże bułeczki dla gości ,do sklepu :>
Potem Polish breakfast, Polish dinner , Polish vodka etc. Koleżanka Elise( nie poprawiać! To nie Alice, choć kompromitując się, literowałam uparcie moją wersję Jej imienia przy latoroślach i przy Niej ,in Polish.. :> )
koleżanka Elise z Kanady podobno jeszcze 2 dni po wylocie z Polski odczuwała skutki O,7 Pana Tadeusza.
. Megan piła tylko wine…
Krąży w rodzinie, wśród Młodego Pokolenia plotka o treści ” Mama upiła Elise” .
It’s strange, że tak powiem z angielska , toszzz to good vodka . A 0,7 na pół, to chyba tak…w sam raz…A jeszcze oglądając ( po raz setny, ale ciągle wzruszając się tak samo) Titanica!
:>
MOJE ŚWIĘTA- ŚWIĘTA W ZAMKU
*
Maleństwo ma około 3 metrów wysokości…
Pierwszy Dzień Świąt rano. Po południu ,na przyjazd Rodziny dostawia się drugi taki stół…Z kopią zastawy. I donosi się ( moim rękoma) różne rodzaje wędzonych i pieczonych ryb , kapustę z grzybami na gorąco i różne pieczone mięsiwa na ciepło . I nieśmiertelny barszcz i wiele, wiele ciast
*
Prezent od mego zamerykanizowanego i zAnglozonego Pierworodnego
*
*
Oczywiście prócz tego mój ukochany Hemingway w oryginale
( ależ Oni są uszczypliwi! Przecież spali mi się słownik w rękach, gdy będę to czytać! :)))
Mnóstwo, mnóstwo różnych prezentów.
Mój Brat wcelował bezbłędnie: komplet prawdziwej, puchowej pościeli, o jakiej marzyłam od dawna!
Lekka- nomen- omen -jak puch i cieplutka!
Cudo!!!
*
I jak nie lubić Świąt?
A mnie ciągle coś majaczy w mojej biednej głowie. Coś jakby…
Ta jedna z moich ulubionych, świątecznych piosenek…
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.