*KOCHANEK*

 Z opowieści Andżeliki:

THE PART TIME LOVER

Znałam Go już dużo wcześniej. Właściwie znałam Go od lat. Był w tamtej paczce, z którą trzymałam. Przystojny..piękny niczym…. posąg greckiego boga.

A jednak przecież- i przede wszystkim- żywy. Tak żywy i tak przesiąknięty jakimś dzikim erotyzmem.
Łajdak. Tak o Nim mówili. Dziwkarz i lawirant.
Spotkałam Go w zimie. W karnawale; na Balu Maskowym. Przyszedł sam, choć był wtedy związany z tamtą dziewczyną.
Poprosił mnie do tańca i tańczył ze mną do świtu.I jeszcze nigdy z nikim nie szło mi tak dobrze!
” Skurwysyn, albo tak świetnie zna wszystkie kobiety, albo po prostu naprawdę zgrywamy się w tym tańczeniu”- myślałam.
Nie odstępował mnie na krok. Odprowadził mnie do domu i został ze mną.
Byłam zakochana. Po uszy zakochana w -nie w Nim- w Arturze!. Ale On, Artur- wiesz jaki On był- nie przyjechał na ten bal, choć prosiłam Go! Choć sama gotowa byłam już do Niego jechać TAM, byleby z Nim być…Nie, nie byłam zakochana- ja naprawdę kochałam, KOCHAŁAM Artura! Nie przyjechał, ani ja nie pojechałam do Niego wtedy..nie chciał. W ostatniej chwili powiedział, że MUSI być z rodziną.
To nieprawda! Kręcił znów. Był ..chyba był znów z Nią…Nieważne .
Byłam wtedy, z tym moim Apollo. I było to piękne. Kochaliśmy się jak wariaci, jakbyśmy nie marzyli o niczym innym na świecie, tylko o sobie. Wieczorem poszedł.

Rozpłakałam się, bo wiedziałam, że..to wszystko..że to nie powinno chyba tak się stać.
Zadzwonił:
– Nie możemy już widzieć się więcej. Zdradziłem dziewczynę…muszę to naprawić…wybacz
Nie wybaczyłam. Tzn myślałam, że nie wybaczę. Skreśliłam Go. Bo przecież NIC nie było, to tylko jedna noc w końcu. A ja i tak kocham Artura.
Ale ..zaświtało nagle w moich myślach:
WRÓCISZ! Ty podły Gnoju, wrócisz! I ja wrócę , choć tak nie powinno być. Bo to co, NIE POWINNO BYĆ, jest najpiękniejsze!
*
Wrócił. Po roku.Po roku, gdy rozpadł się mój kolejny związek ; i Jego ten niby ” trwały” też rozpieprzył się w dym.
– dlaczego chcesz ze mną spotkać się?- spytałam przekornie
– wiesz dlaczego.
– zabrakło Ci już dziwek?
– hahaha, nie! Są. Chcę Ciebie, bo Ty nie jesteś jedną z nich
– czaruj dalej. Nie mnie
-ok, myśl co chcesz, nie czaruję.Jesteś taka konkretna, to spytam wprost: chcesz powtórzyć TO? Bo ja bardzo, bardzo chcę. Ciebie. KONKRETNIE moja KONKRETNA Dziewczyno: CIEBIE. Bo Ty ..Ty jesteś..bo Ty wyczuwasz mnie!
Powinnam powiedzieć ” spierdalaj”, ale nie powiedziałam tego. Chciałam Go. Znów chciałam. Ale
NIE KOCHAŁAM. Dlatego to było tak łatwe!
– dobrze, przyjdź do mnie .Jutro. ZOBACZYMY
Przyszedł.
*
Byliśmy ze sobą całą zimę. Spotykaliśmy się , często prawie nic nie mówiąc. Czasem
zrzucaliśmy, zszarpywaliśmy z siebie nawzajem ubrania, by tylko móc znów czuć się. Dotykiem, zapachem…
Kochaliśmy się całe noce.Często wyjeżdżaliśmy do Parku. Wyobraź sobie: mróz – 20 stopni, śnieg i MY- samochód, radio i..te roziskrzone gwiazdy zza szyb!

Albo dom..łóżko, szampan. Lody z bitą śmietaną, którą delikatnie malował jakieś kształty na moim ciele..a potem spijał je ze mnie…Nie wiem jak chodziłam do pracy ;) On..nie chodził. Powiedział, że ” załatwi sobie urlop” .

Kiedyś rozmarzył się.:

– wiesz Andżelika, chciałbym CIEBIE zabrać TAM

– gdzie?

– do Hiszpanii. Tam, gdzie mieszkałem. Barcelona..Tam czułabyś się cudnie..jak ja!

– Bzdura! Nie lubię gorąca!

– no tak, Ty jesteś KSIĘŻNICZKĄ. To może czekałabyś na mnie gdzieś pod palmą, z drinkiem?

-Po co? Aż Ty skończyłbyś podrywać te pól- nagie kurewki na plaży?

– hahaha, nie! Ty jesteś , KSIĘŻNICZKĄ , a TAKICH się nie zdradza….

– WSZYSTKO MOŻNA ZDRADZIĆ! Tzn TACY JAK TY MOGĄ ZDRADZIĆ.. hahaha! To tylko zależy..

– od czego..? Aha, za głupi jestem, aby zrozumieć..?

– tak..chyba tak…

*
Wiesz..przyłapałam się na tym, że kiedyś..
w nocy, a może nad ranem, gdy nie mogłam usnąć, patrzę na Niego..
Patrzyłam i patrzyłam na Jego twarz. Był tak piękny! Dotykałam Jego brwi, powiek, ust..chciałam utrwalić sobie kształt Jego twarzy.Dotykiem.I wzrokiem. Wodziłam po Jego twarzy palcami i chłonęłam Go wzrokiem.I tylko pytałam się w myślach:
– czemu te skurwysyny muszą być tak piękne??
A potem pomyślałam
źle z Tobą Andżelika, nie możesz ZAANGAŻOWAĆ SIĘ! Absolutnie nie! To tylko KOCHANEK . Maszynka do seksu i nic poza tym! On i tak ma Cię ..On i tak nie posiada wyższych uczuć…”
*
Wyleciał z pracy. Niby przez mnie, przez to, że wtedy nie poszedł.Bo ” ja Go uwiodłam i zatrzymałam”, bo to przecież ja destrukcyjnie działam. Na mężczyzn! hahaha!
Oznajmił mi tylko, że ” musi wyjechać”
Faktycznie wyjechał.
Wyjechał. Na pół roku.
– Andżelika, to ja
– wyobraź sobie, że mam Twój numer telefonu.Mam wszystkie numery telefonów:>
– a czemu? Czemu przechowujesz?
– bo lubię przechowywać …pamiątki
– przyjdź na imprezę paczki, będę tam
– mam gdzieś!
– przyjdź. Nie musimy ..no i wiesz co..ale potańczymy; NIGDY Z NIKIM NIE TAŃCZYŁO MI SIĘ TAK DOSKONALE, JAK Z TOBĄ!
To prawda. Roznieślmy całą imprezę. To było jak zaczarowane; tańczyliśmy w rytm. doskonale rozumiejąc się, bez słów..
JAKI TANIEC- TAKA MIŁOŚĆ
Zaciągnął mnie do siebie.Bez trudu właściwie..;)
– zostań ze mną!
Zostałam. I..
wtedy przyłapałam Go na czymś dziwnym.  Zrobił to samo co, ja WTEDY:
po całej nocy szaleństwa, spałam, a raczej marzyłam o tym , by usnąć. On myślał, że śpię.Tak, byłam w pół- śnie, gdy poczułam na swych powiekach Jego palce! Jego dotyk! Udałam, że śpię. Dotykał mnie tak delikatnie..wodził palcami po mej twarzy. Wpatrywał się we mnie . Spałam. A raczej myślałam, że śpię. Pomyślałam:
czy teraz myśli o Niej? O swej byłej dziewczynie? Czy PRZYPOMINAM Jemu kogoś? Jego MARZENIE (o kobiecie) , która jemu jest/była/  bliska?

Dotykał moich powiek, moich śpiących oczu i moich ust. Przyglądał mi się i delikatnie bawił się moimi włosami.

Chyba nigdy nie zgadnę, czy wtedy

byłam  Nią czy..byłam SOBĄ ?

*

Wiesz, spotkam się z Nim znów

– a co, pisał, dzwonił znów?

– nie. On prawie nigdy nie dzwoni. Ani nie pisze.

Ja ..to wiem. Ja WIEM, kiedy zgłosi się znów…Po prostu ja to

ZAWSZE WIEM!

Zatrzymać maj*

Pierniczeję na amen,bo coraz częściej zachwycam się..możliwością robienia zdjęć. Wydaje mi się, że wynalazek fotografii jest jednym z najwspanialszych osiągnięć naszego świata.
Zatrzymujemy chwile, w pewien sposób zatrzymujemy czas.
***
Może te moje zdjęcia nie są najlepsze od strony technicznej, jakość taka sobie ( Nokia przeżyła już trochę ;)) ,
ale spójrzcie, ileż w tym piękna:
W salonie

W kuchni

W salonie- dziś

I dziś w ogrodzie

JEGO WYSOKOŚĆ. KSIĄŻĘ JAŚMIN


JEGO WYSOKOŚĆ POWOJNIK

Oraz KSIĘŻNICZKI
Kalina


Fuksja

* Zdrada? *

Czytając Wasze komentarze pod ostatnim moim postem, trochę zdębiałam.

Nie chodziło mi ani przez chwilę o ZDRADĘ, o ten fakt/ czyn. Myślałam wyłącznie o tym, jak to

 punkt widzenia,  a raczej może jak to CO NAS określa w oczach innych( społeczeństwie? ) jest tak ważne.

Otóż On, ten obrzydliwy kolega jej męża był PRZEDE WSZYSTKIM w jej oczach KOLEGĄ MĘŻA! To ją przecież podniecało i to było tu tak ” fascynujące” ! I chyba tylko TO ją pchnęło do romansu z nim.

Memoiren: tak a propos, cudne było, co powiedziałeś, ale czy nie sądzisz, że jeśli ktoś CHCE podświadomie tej ” przyjemności” i opiera się wyłącznie ze względu na swe poczucie obowiązku i lojalności wobec męża/ żony ( i być może wrodzoną moralność ) , to posunięcia partnera( nienawidzę tego słowa! )
mogą być tylko ZIELONYM ŚWIATŁEM dla tej ” zdrady” ( ujęłam w cudzysłów, bo to, co zrobiła Andżelika, jak mówiłam, to NIE zdrada dla mnie; TO już rozpadło się, mówiąc prostacko: On zaczął)

LUUUDZIEEE! Tu nie o zdrade jako taką idzie, bo Andżelika miała pełne prawo tak postąpić wobec łajdaka, który, jak pisałam, wysiadywał z kolegami i dziwkami na wódce, przysyłając ” zamiast” swego przyjaciela.

To się MUSIAŁO tak skończyć i ja dziwię się, że tak późno do tego doszło. To małżeństwo właściwie nie istniało.Biję się z myślami, że chyba nie napisałam dobrze i nikt nie odczytał sensu tego opowiadania..

Ok, koniecznie napiszę o zdradzie. Takiej prawdziwej zdradzie.
Jak tylko będę… w zasięgu komputera znów ;)

NIC NIE JEST PROSTE….
***
Maj, miłość i dzikie żądze.

Dzikie i piękne, przypisane od początku do końca Naturze. Zawsze są.
I będą ;) I zawsze w swej dzikości piękne

* Kolega Mojego Męża *

Z opowieści Andżeliki

-wiesz, miałam romans z Krzyśkiem- Andżelika wygodnie rozsiadła się na wiklinowym fotelu w ogrodzie

– jak to miałaś romans z Krzyśkiem? Kiedy?

– niedawno.Tzn gdy jeszcze byliśmy małżeństwem … z Adamem

– aha. To dość dawno:) Ale..ale mówiłaś mi zawsze, że Krzysiek wydaje Ci się ..obrzydliwy!

-owszem. Był, upss, jest obrzydliwy. Ale ma w sobie coś niesamowicie intrygującego.Jest trochę..podobny do mnie

– hahaha, przecież nie jesteś obrzydliwa!

-ale śmieszne….Krzysiek..Krzysiek doskonale czuł mnie. Od początku. I to mnie najbardziej mnie w nim wkurzało. Choć z jednej strony lubiłam to- Andżelika wychyliła szybko drinka

-Andżelika, czasem tak jest; między nienawiścią a miłością malutka przepaść, między  niechęcią a pożądaniem tylko szczelina..

– pierniczysz jak stara babcia!-syknęła Andżelika-co za brednie! Nigdy nie pożądałam Krzyśka, ani nie darzyłam go..niechęcią. Chociaż …może.Tak, nie znosiłam go czasem.A wiesz dlaczego? Bo nigdy nie mogłam jemu nic zarzucić. Adam ciągle wysyłał go do mnie, bym , jak to mówił ubrała Małego, zapakowała w wózeczek  i przysłała go z Krzyśkiem, po niego do pracy….Wiesz, że Adam miał tylko krok do pracy z domu ..Po co robił ten cyrk? Czasem myślę, że on specjalnie tak..Oczywiście NIGDY nie dałam Krzyśkowi dziecka, sama zwykle z Małym szłam po Adama.A Krzysiek ze mną..Krzysiek był..był cholernie w porządku! To śmieszne,ale Krzysiek robił zwykle to, co powinien robić Adam

– to znaczy?

– pomagał mi szykować wózek dla Małego..to znaczy rozmawiał ze mną …pytał mnie jak JA SIĘ CZUJĘ i czy jeszcze w czymś mi pomóc.I ..ciągle patrzył na mnie.Jakby mówił tymi oczami

– co miałby niby mówić? Że Cię chce? To normalka, większość ICH Cię chce!

– nie rozumiesz..On chciał i potem powiedział o tym. On chciał,ale był ograniczony..przez Adama!

– no jak nie miałby nie być ograniczony, skoro Adam to Twój mąż!

– tak..już były mąż. Adam od dawna chadzał własnymi ścieżkami. I myślę, że to właśnie On chciał, abym była z Krzyśkiem. On mi go przysłał.Aby potem było łatwiej..Aby wreszcie ten nasz cyrk zwany małżeństwem skończyć..Aby łatwiej poszukać winnego…

-jak..jak to się zaczęło?

– zwyczajnie..pocałowałam Go- w policzek!- jak zwykle po tych godzinach, gdy pomagał mi przy dziecku.posłaniec Adama, hehehe!

-a może Adam ufał mu?- samobój( przypadkiem)

– ufał?? Haha! Śmieszna jesteś! Wysyłać ciągle swego najlepszego kumpla do swej kobiety ,pod pretekstem, że On- ten najważniejszy- MĄŻ- nie może przyjść? Bo cóż się dzieje? Nagła awaria? Haha, może nagłe spotkanie z kolesiami i dziwkami przy wódce!Pytasz jak zaczęło się..prosto i jakby naturalnie. Pocałowałam go w policzek. I przytrzymałam.Powiedział:

– nie można tak..jestem jego przyjacielem

Odpowiedziałam:

– a ja jego żoną!

I….było cudownie!

– a to Twoje obrzydzenie? To, że był kiedyś taki obrzydliwy w Twych oczach?

– tak…był i jest. Ale..czy Ty masz pojęcie , jakie to fascynujące? jakie to niesamowicie podniecające?

– co? Mieć „obrzydliwego” w łóżku , czy pójść z najlepszym kolegą męża?

– i jedno i drugie..Ty nie czaiszNie był taki obrzydliwy nigdy . Nie lubiłam go, bo był zawsze przy Adamie. Bo był zawsze w porządku 

tak wobec niego, jak i mnie.

Bo

…BYŁ NAJLEPSZYM KOLEGĄ …

MOJEGO MĘŻA

;)))))

* Niedziela i …sen*

Myślałam, że znam granice chamstwa; okazało się znów jednak, że coś jest w stanie mnie zaskoczyć.
Po kolei:
Zostałam zaproszona na Pierwszą Komunię synka mojej przyjaciółki. Od wczoraj dramatyzowałam, że nie mam się w co ubrać, bo ledwo mieszczę się w ulubione sukienki. I że jest znów upał, że mogę się źle poczuć, że muszę rano w niedzielę wstać( zgroza! ) i że nie nadaję się na żadne bale. Poza tym, nie ma co się oszukiwać, nie cierpię takich uroczystości. Pomijając mój oziębły stosunek do KK, nie znoszę ogólnie wielkich imprez.I zawsze, ale to zawsze gdy muszę na taką iść, chodzę już kilka dni wcześniej wściekła i kwękam jak stare, zgorzkniałe babsko.( a może już nim jestem..? ) Brakuje mi chyba tylko na łbie papilotów i wałka utytłanego mąką, w ręku..Koleżanka Angie przed dużą imprezą :>
Kiedyś z większą radością przyjmowałam zaproszenia na takie uroczystości. A co mi zależy iść i po_wkur_wiać ludzi? Tak, właśnie tak: uwielbiałam prowokować.I tak przylgnęło do mnie femme fatale – koniecznie musiałam utwierdzać ludzi w tej opinii.
Dziś już nie chce mi się..tzn coraz mniej mi się chce.
ehhh.
Pokornieję? ;)))
Tak czy inaczej, trzeba iść na tę Komunię i koniec- pomyślałam. Na szczęście nie muszę iść na całą Komunię, bo mam odebrać z piekarni tort i inne ciasta , kilka innych rzeczy i dowieźć na miejsce imprezy. Uprzedziłam Przyjaciółkę, że pojawię się w kościele gdzieś w połowie mszy.Zakładałam, że (jak zwykle u nas) , uroczystość komunijna będzie trwać 2- 2,5 godziny. Zacznie się o 10ej rano, skończy więc około południa. Gdy załatwiłam sprawy organizacyjne ,pokornie około 11ej podjechałam pod kościół. Ledwo wyszłam z auta, a tu widzę..
ludziska wychodzą! Msza wyjątkowo krótko trwała!Przylazłam więc na sam koniec Komunii! Jedno z głowy!
Jestem WIELKA w swej intuicji! ;)
:)))))))
*
Przyjechaliśmy na miejsce. Wynajęta wielka sala , nakrycia na 30 osób, dwie kucharki zwijają się jak w ukropie.
Przełknęłam jakoś to; przywykłam już do tego, że na wielkich imprezach zwykle jestem zauważana i często muszę grać
pierwsze skrzypce: rozładowywać sztywną atmosferę, gadać, zabawiać ludziska, śmiać się, słuchać ich opowieści i udawać wielkie przejęcie fabułą…;) Choćbym nie wiem w jakim kącie usiadła, zwykle znajdą mnie.
Shit!Shit,, shit, czy ja nie mogę mieć gorszego dnia czasem? Nie, chyba nie. Nie dlatego, że nie potrafię być asertywna;
dlatego, że
LUBIĘ ludzi, mimo wszystko, cholera, lubię być wśród ludzi i sama zwykle natychmiast rozkręcam się i innych
*
Dobra, jest ta wielka , pięknie przybrana sala, trzydzieści miejsc i…
ja, czworo znajomych, przyjaciółka, jej dzieci i rodzice i…NIKOGO WIĘCEJ!
NIKT Z POZOSTAŁYCH GOŚCI NIE POJAWIŁ SIĘ!
Dacie wiarę? Nikt!
Po co, pytam, na boga, po jaką cholerę przyjmowali zaproszenia? Nie przyszli, bo co? Bo akurat coś im wypadło czy bo są skłóceni? A co to ma do rzeczy? Jest Święto Dziecka i to najważniejsze!
To ja stary , znany leń i olewacz potrafiłam zmobilizować się i pójść nawet do kościoła ( no, pod kościół;)) , a to bydło tak postąpiło! Jak ta dziewczyna, moja przyjaciółka czuła się??! Wynajem sali i zrobienie uczty na tyle osób, to nie dla każdego jest jak splunąć, to , do diabła, kosztuje!
Szkoda słów…

Bawiliśmy się świetnie w małej grupce. I byłam szczęśliwa, że tam jestem.
Że jestem dla Niej :)
*
Potem zmęczona upałem i całym dniem , w domu padłam . Nagle usnęłam. I miałam piękny sen.
Zwykle mam piękne, kolorowe sny, ale ten był inny niż wszystkie.
Ktoś, kogo dobrze znam, ktoś, kto bacznie przygląda mi się i zwykle prawie nic nie mówi, powiedział coś ważnego….
Często w moich snach ludzie, których znam, mówią mi rzeczy, których nie mówili nigdy na jawie. I potem często okazuje się to prawdą, często niespodziewanie mówią mi..to co słyszałam już od nich- we śnie;)
To nie czary, to musi być jakaś niesamowita telepatia, jakaś moja podświadoma zdolność wyczuwania czyichś emocji
.
Woda, czysta woda, pływanie, poczucie wolności i szczęścia. Spokój…Poczucie bezpieczeństwa- przy kimś. Zaufanie. Wiara.
Miłość..?
Tak czy inaczej ,nie wiem jak spojrzę Mu teraz w oczy ;)))
*
Muzyka..słyszałam muzykę .
Tę muzykę:

* Save Me * ;)

Nie cierpię przeróbek starych piosenek, nienawidzę coverów, a gdy słyszę jakieś unowocześnione wersje muzyki klasycznej, to szlag mnie dosłownie trafia. Oryginał to oryginał i nie powinno się go ruszać!
Jasne, już słyszę głosy, że czasem przeróbka lepsza niż wersja podstawowa. Zgoda, ja jednak mimo wszystko nie dotykałabym oryginałów.
Jednak nawet tak konserwatywnej wiedźmie jak koleżanka Angie zdarzają się chwile słabości i odstępstwa od zasad.
Pamiętacie końcówkę lat dziewięćdziesiątych?
Gdy usłyszałam TO, zakochałam się .W niej. W tej dziwnej trochę hip- hopowej piosence z motywem z Jeziora Łabędziego .
Lata dziewięćdziesiąte- emocje, szaleństwo , gorące słowa, taniec..i to w blasku migających, kolorowych neonów, to:
save me!
mówię Wam, można się zakochać! ;)
*
No to….
SAVE ME! ;))))

Tak swoją drogą- może dobrze, że powstają takie przeróbki? Może dzięki temu to durne pokolenie /upss, nie całe; raczej ta pusta jego gałąź /
dowie się co to było to Swan Lake ? Kto to był Piotr Czajkowski…

* BEZ…..*

Znów minęliśmy się w życiu…wiesz, już myślałam,
że to TEN rok, że minie wszystko złe
że spotkamy się, że będziemy kochać się
do utraty tchu…
a potem ten świat może rozpaść się,
bo już potem nic nie będzie ważne
Nie, nie rozpadnie się,
będzie trwać w swej brzydocie i w swym pięknie / śmiech, śmiech/
bo my musimy ,jak przeklęty Syzyf, iść
pod naszą górę …
Wciąż i wciąż…
i dlatego
ten dziwny świat
musi rodzić się, umierać, znów rodzić
aby z nas drwić, śmiać się z nas…
karmić się naszą małością…
musi TRWAĆ

Andżelika czasem zaskakuje mnie ;)

A za oknami
BEZ!
Niedługo dosięgnę i zerwę kilka gałązek z….
….mojego okna :))))

” W moim ogrodzie cd. czyli ja, próżna wiedźma ;) *

Z biegiem lat zaczynam lubić niedziele. Może nie tyle lubić, ile doceniać. Jedyny dzień w tygodniu, kiedy mogę naprawdę odpocząć, wybyczyć się, wstać w południe( Niektórzy wprawdzie budzą mnie o 10ej rano telefonami, ale że bardzo, bardzo lubię tych Niektórych, jestem w stanie przebaczyć ,nawet. Również przebaczam Tym Niektórym, którzy zawsze, ale to zawsze kierowani jakimś szóstym zmysłem złośliwości , dzwonią gdy mam ręce w sałatce lub młodych ziemniaczkach. Już wiem, że gdy robię coś ważnego i ktoś dzwoni, to musi być ON: my Lord Scorpio! ;)))
Dowiedziałam się dziś przypadkiem, że ktoś twierdzi, że ” jestem chwalipięta, taka , co myśli, że jest najcudniejsza, najbystrzejsza itd. Nie zrobiłoby to na mnie wrażenia, bo z reguły mam daleko gdzieś co ludzie gadajO , gdyby nie to, że nie spodziewałam się takiej opinii akurat po tym kimś . No cóż, jak widać NIEKTÓRZY , nawet ci na pozór wrażliwi, kompletnie nie potrafią wyczuć, gdzie zaczyna się żart…a to śmiertelnie poważne traktowanie bloga i ogólnie netu, to..już pisałam w ostatniej notce, co o tym myślę :)
Na szczęście WY- Wy , którzy mnie odwiedzacie , doskonale czujecie bluesa i wiecie dobrze, że przepadam kpić ze świata a przed wszystkim z siebie! Uważam zresztą, że moje niektóre przygody są wdzięcznym materiałem do …
np poprawy humoru;)
A moje samouwielbienie ..hmmm, przytoczę swoją dawną rozmowę z moim starym przyjacielem:

– słuchaj Devil, powiedz mi tak szczerze: co się Wam, mężczyznom we mnie, do cholery, podoba? Jestem przedziwnym zlepkiem różnych wad; mam ciągle nadwagę, nie łażę w miniówkach, bo nie mam ku temu warunków;powinnam chyba sobie zrobić powiększenie piersi i nie byłam nigdy też miss plaży i w ogóle udaję się zwykle nad morzem na te dzikie plaże. Poza tym mam te durne piegi, brr!
-Angie, Ty nie rozumiesz, że to co się w Tobie najbardziej podoba, to Twoja naturalność właśnie ?! I ta cholerna empatia, która emanuje, emanuje…

Założyłam, że Devil ma rację ;)

Naprawdę sprawy się mają tak, że z wiekiem człowiek godzi się ze sobą; zdaje sobie powoli sprawę, że pewnych rzeczy w sobie, za licho nie zmieni. Kompleksy nagle zamieniają się w świadomość niedoskonałości i stają się bardzo mało ważne. Życie bywa tak podłe, okrutne czasem, że wtedy dopiero gdy wiemy już w czym i czym są prawdziwe problemy , te wszystkie nasze smutki i smuteczki” bo nie jestem taka ładna” wydają się być żałosną bzdurą!
*
Nie pisałam, nie piszę i nie będę pisać tu o moich tragediach, wylanych łzach,klęskach i lękach. Bystry obserwator doskonale wie, że czasem uśmiech jest tylko maską. Ale też, wierzcie mi, największym lekarstwem na świecie!
*
Ponieważ ta chwalipięta cholernie mnie ” urzekła” , jako istota z natury przekorna , pójdę za ciosem i będę się chwalić. A co!

*
Trzy godziny- trzy całe godziny kosiłam trawę. Nie byłoby może w tym nic wielkiego, gdyby nie to, że mam tylko malutką, elektryczną kosiarkę, dobry kawałek ziemi i spieprzony kręgosłup/ zakaz m.innymi koszenia. Ale że jestem uparta jak osioł, skosiłam.Nienawidzę bałaganu, a takim wydawał się być mój zarośnięty ogródek piwny i całe podwórze.
Mój lekarz domowy , Księżna we własnej osobie, była wściekła na mnie:
– po cholerę tak męczysz się?? Zaraz siądzie Ci kręgosłup znowu! Trzeba było wziąć chłopa jakiegoś, zarobiłby !
– chłopy mają swoje ogrody i sady teraz do koszenia , a ja nie będę czekać. Póki mogę sama, robię sama.
Zrobiłam. Potem wzięłam tylko większą dawkę, setkę olfenu, wypiłam z Księżną dobrą setkę i padłam …jak Pies Pluto. Na drugi dzień wstałam do pracy jak nowo narodzona.
A oto efekt mojej ciężkiej pracy:

PORZĄDEK MUSI BYĆ ;)

ZAKĄTKI OGRODU:

A to moi pomocnicy
Diana i Iris

I najbardziej pracowity


Ależ jestem wykończony!

 A JA TU PILNUJĘ….

POD BURYM MUREM TEŻ NIE MUSI BYĆ WCALE BURO ;)


*
Uff.
Praca, praca ..a potem ile radości, że
PLAN WYKONANY!
Mówię Wam! ;)
Aha! Jak się chwalić, to się chwalić;
Posadziłam już kalarepkę, por, seler, cebulkę dawno. Moje ogóreczki wschodzą, a na balkoniku czekają na posadzenie pomidory
( czekają, bo sadzi się je w grunt po Zimnej Zośce przecież)
Poza tym
byłam zmuszona wymyć wreszcie mojego opla. Po tym jak pojechałam tym jeżdżącym bajzlem na spotkanie z M. i po tym, gdy jak wiozłam gdzieś podrzucić mego ukochanego Instruktora Terapii Zajęciowej, wyleciała spod jego siedzenia ozdoba …. choinkowa, stwierdziłam, że jednak naprawdę MUSZĘ wysprzątać swą rakietę 92;
Zajęło mi to 3,5 godziny- odkurzanie, mycie tapicerki i wszystkiego, co się tylko dało umyć. Dziś tak pachnie i błyszczy się w środku, że aż miło mi jechać nim! :) Caddi zaproponował, że podstawi następnym razem też swoje auto; nie wiem czy jest to dobry pomysł, albowiem przy TAKICH zajęciach z sympatycznej babki przeistaczam się w prawdziwą wiedźmę i między innymi używam słów powszechnie uznawanych za bardzo, bardzo brzydkie.
;))))

* Empatia*

KTO BEZ GRZECHU——- NIECH RZUCI KAMIENIEM………..

Kocham Internet i Kocham Was!
Jak to cudnie usiąść tu po dobrej dawce oktanów dziś i se pobredzić! :)
Kocham Was, pisałam już o tym wiele razy, ale, na boga- nie dajmy się zwariować!
Kocham net, bo jest moim zapomnieniem
I lubię, uwielbiam wręcz, jak mówicie, ze Wam się podoba, co piszę! :))))
ALE
Jestem POZA.
Jestem tak naprawdę gdzieś indziej. Śmieszą mnie te WASZE wojny na słowa,na wzajemne docinki; śmieszą mnie też te na siłę wstawiane ” lajki”.

Nie podoba się komuś- niech nie wstawia, niezależnie od tego jak bardzo mnie lubi lub nie lubi Wiem,
Myślę, że WIELU z WAS to rozumie, bo ” ma tak samo”
I- wybaczcie moi WSZYSCY, którzy ŻYJECIE TYM ŚWIATEM- nie Łączę się w żadne obozy itd. Pewnie trudno to wielu zrozumieć, ale ja w życiu realnym..
nie mam wrogów!
Po prostu, KAŻDY jest dla mnie człowiekiem czyli kimś, którego należy wysłuchać, zrozumieć…
( politykiem -chyba -byłabym fatalnym! )
Dla mnie świat to świat, a pojęcie jego najbliższe mojemu ma ma Violka i Małgosia. I nie chodzi o to, że ” ONE są ciągle szczęśliwe”, bo pewnie jak wszyscy mają swoje problemy- chodzi o to, że próbują , jak ja, ” malować ‚ ten brudny świat jakimiś kolorami!
*
A jeśli ktoś chce żyć nienawiścią i wzajemnymi utarczkami…
Rozumiem osoby, które NAPRAWDĘ kiedyś były ze sobą, które mają do siebie wzajemny żal- trudno, aby w sposób słiti nagle ćwierkały ” jak Ty cudnie napisałaś / napisałeś ostatnio
( choć z PEWNOŚCIĄ TAK MYŚLĄ, niezależnie od ideologii)
Dla mnie ten świat – wirtualny świat- nie jest miejscem wojen. Ja piszę, bo piszę- DLA KAŻDEGO;
tu jest
FORMA, przynajmniej dla mnie. I niedługo wydam swego e- booka: totalne ale fajnie napisane bzdety! :))))
A jeśli chodzi już o same wojny:
Po pierwsze: jak to mówią moi pacjenci: mam na to wyjebane
Po drugie:Ja wiem, że WY WSZYSCY JAKOŚ TAM LUBICIE SIĘ ( a przynajmniej, nie możecie bez siebie żyć! )

KTO JEST BEZ GRZECHU, NIECH RZUCI…”
A teraz..
no niech Ci będzie Charmee, też to lubię :P :P

* Panie Egzaminatorze.. * ;)

Z pamiętnika Angie, czyli jak CEL UŚWIĘCA ŚRODKI ;)

Zanim opowiem dalszy ciąg historii z lat osiemdziesiątych, podzielę się dziś  Wami wspomnieniem mojego egzaminu na Prawo Jazdy.
Rzecz przypomniała mi się pod wpływem emocji /nerwów mojej koleżanki, która będzie za parę dni podchodzić do prawka
( Aniu, trzymam kciuki!! )
Było to siedem, może osiem lat temu. Dostaliśmy z Ex-em ( ex małżonkiem mym) w prezencie od jego Matki auto. Ex oczywiście, jak większość mężczyzn, którzy mają TO we krwi, potrafił już dobrze jeździć. Ale ponieważ Ex’a wówczas ciągle nie było
( albo jeździł za granicę, albo udawał się w kilkudniowy rejs po knajpach) , musiałam podjąć wyzwanie i spróbować się nauczyć prowadzić oraz zdać na Prawo Jazdy.
O mojej nauce nie będę pisać; wystarczy wspomnieć, że moimi nauczycielami byli mój Wielki Brat( tak, ten Mały Brat z opowieści o latach osiemdziesiątych:)) oraz Ex , gdy raczył zjawić się o trzeźwym umyśle w Zamku. Jako, że jazda z małżonkiem często kończyła się awanturą, nie pozostało mi nic innego, jak zdać się na łaskę mego Big B. Do dziś nie wiem jak On wytrzymał to; nie zapomnę jak kiedyś ” wypłynęliśmy na szersze wody” i Brat pozwolił mi jechać po asfalcie, normalną drogą. Fajnie jechało się, dopóty, dopóki nie zobaczyłam gdzieś 200 metrów od nas autobusu , który ruszał z przystanku W NASZĄ STRONĘ! Smok, potwór we własnej postaci!! Patrzyłam jak zahipnotyzowana na zbliżający się autobus, po czym nagle…
zatrzymałam samochód i..uciekłam z auta, patrząc rozpaczliwie na Brata” Nie dam rady, boję się, weź Ty siadaj za mnie i prowadź” !!!
:))))
*
Nie myślcie czasem, że nie miałam swego prawdziwego instruktora! Jasne, że miałam i bardzo lubiłam Go
– Angie, Ty masz dziewczyno dryg i poradzisz sobie świetnie!
– ee tam..wystraszyłam się autobusu..i nienawidzę tych innych wielkich na drodze!
-musisz zrozumieć, że NIESTETY i one/ wielkie, są TEŻ użytkownikami dróg; za piękne byłoby, abyśmy jeździli tylko MY!
Kazik ( instruktor) wierzył we mnie i w przeciwieństwie do Ex’a i Big B. nie krzyczał na mnie. Chwalił:
– pamiętasz dziewczyno jak mknęliśmy ostatnio po szosie 120 na godzinę? Nie każdy uczeń, a tym bardziej uczennica tak potrafi! Opanujesz tylko te manewry na placu i masz zdany egzamin, spoko!
– mknęliśmy tak, bo to Pan musiał jakoś przyspieszać! Wysiadałam z tego auta cała mokra wtedy z nerwów!
– ale doprowadziłaś je! Bezbłędnie! A zakręty brałaś jak stara wyga! Hahaha, ja też byłem mokry z nerwów!
– eee, ścinałam jak Pan mnie uczył
– i o to chodzi! Zostawię Ci następnym razem samochód na placu manewrowym, a Ty będziesz robić łuk póki Ci nie wyjdzie jak należy.
Tak, z łukiem miałam problem. Nie wiem czemu akurat z łukiem; dziś wydaje mi się to dziecinnie proste :)
*
Nadszedł dzień egzaminu, podejście drugie( pierwsze każdy z mej grupy musiał lunąć, ponieważ zarząd Ośrodka był skłócony z Kazikiem/ lub odwrotnie; zresztą czy to takie ważne? ;)
Pamiętając uwagi znajomych oraz pod wpływem własnych obserwacji , postanowiłam ubrać się stosownie, tzn:
” żadnych sukienek/ szczególnie obcisłych! , żadnych wysokich butów, żadnego ostrego makijażu ani długich pazurków, bo ONI TAKIE oblewają z mety ”
Koleżanka Angie zaprezentowała się bardzo, ale to bardzo dziewczęco:
stonowany, granatowy dres, kretyńskie trampki, włosy upięte w kucyka i absolutnie żadnego makijażu. Do tego mina skromnego, dobrze ułożonego dziewczątka ( dobrze, że nie było tam nikogo, kto mnie zna ! ) :)))
Siedziałam niczym to pokorne cielątko w wielkiej sali z innymi ,czekając na wyniki pierwszej części egzaminu . Czyli manewrów na placu. Serce stanęło mi w gardle, gdy wśród trzech spośród trzynastu osób z mojej grupy, które mają przejść do następnego etapu egzaminu, wyczytano moje nazwisko, MNIE!
Gdy wsiadłam do samochodu znów poczułam, ze noga niesamowicie mi się trzęsie. Tak jak na placu manewrowym!
” Nie panikuj, durna- mówiłam do siebie w myślach- zdałaś plac, zdasz i jazdę po mieście, to już nic takiego! ”
Obok mnie w samochodzie siedział starszy pan.
” Wygląda nawet miło, ale to może być tylko pozór, może być świnią, uważaj Angie! ”
– witam Panią. To co, jedziemy?- spytał Starszy Pan
– tak, jedziemy. Panie..panie, hmmm( jak do niego się zwracać, do cholery?? ) panie..E_GZA_MI_NA_TORZE, czy ja mogę…mówić sama do siebie?
– oczywiście. Tylko..czemu tak?
– bo widzi pan, mnie to rozładowuje zwykle, a obecność pana tutaj mnie okropnie stresuje!
– haha, ok, no wie pani, ja niestety nie mogę wysiąść, hahaha!
– tak wiem, haha, niestety!
Wyjechaliśmy z Ośrodka. Znałam okolicę doskonale, ale musiałam do siebie mamrotać. Tak na wszelki wypadek, aby przypominać sobie znaki i zasady ruchu drogowego
” Tu jesteśmy na głównej, zaraz będzie przejazd kolejowy bo jest krzyż świętego tego no..no, Andrzeja ” itd
Egzaminator zerkał na mnie. Uśmiechał się
” niezły debil muszę być w jego oczach, na trudno, muszę jakoś zdać! ”
– czemu jedziemy na trójeczce ciągle? Chyba powinniśmy zmienić bieg już, nie wyrobimy na paliwo tak jadąc! – egzaminatorzy i instruktorzy uwielbiają zwracać się do uczniów ” my”
– jedziemy na trójeczce bo: po pierwsze, jak damy wyższy bieg, wyższe obroty i pójdzie nam nóżka mocniej na gaz, to przekroczymy dozwoloną tu prędkość i będzie po egzaminie. A o paliwo będziemy martwić się, jak będziemy sobie sami kupować, o!
-aha, już rozumiem!
:))
Dojechaliśmy do krzyżówki z główną.
– dlaczego tyle stoimy?- spytał Pan
tyle stoimy ponieważ ..TAM jedzie rower..
– ale ten rower jest chyba ze 100 metrów od nas, zdążylibyśmy spokojnie wjechać na główną!
tak, z pewnością zdążylibyśmy, gdybyśmy MIELI WPRAWĘ w prowadzeniu auta, a nie byli początkującym kierowcą – zawsze udawało mi się szybko zapoznawać z językami innych ;) – a tak, to co? Wjedziemy na główną, zgaśnie nam auto z nerwów, bo nie JESTEŚMY SAMI W TYM SAMOCHODZIE i co- będzie po egzaminie?!
– aha. Ostrożności nigdy za wiele, ok :))
W tej przedziwnej , nawet sympatycznej atmosferze, dojechaliśmy do bramy Ośrodka.
– powiedz mi Dziewczyno Droga, odpowiedz mi: dlaczego tak chcesz mieć prawo jazdy?
Głupszego pytania w życiu nie słyszałam! Ok, głupie pytanie, głupia odpowiedź:
– bo muszę czymś jeździć na zakupy!
-ok, a teraz: STÓJ!!!- nagle egzaminator wydarł się w niebo- głosy.
Był to czas gdy w Legnicy, gdzie zdawałam egzamin, jakiś czas temu miał miejsce straszny wypadek. Dziecko wbiegło na ulicę, kierowca nie wyhamował…Od tamtej pory w ramach egzaminu OBOWIĄZKOWA była scenka , gdzie na komendę egzaminatora ” Stój! ” należało NATYCHMIAST zatrzymać samochód. Mógł zgasnąć, stanąć na sztorc, mógł nie wiadomo co- należało stanąć i koniec.
Koleżanka Angie oczywiście ZAPOMNIAŁA o tym, że ” mogą z tego stój egzaminować” A że znała już trochę zasady poruszania się na drogach, spokojnie odpowiedziała, nie zatrzymując wcale auta:
dobra, zaraz stanę, ale tu to chyba głupio tak na środku; NIKOGO TU NIE MA I NIE MA POTRZEBY ZATRZYMYWANIA SAMOCHODU; podjedziemy pod mur i tam zaparkujemy!
Tak też uczyniłam.
Mój egzaminator otarł pot z czoła i wygłosił:

JA W ŻYCIU NIE WIDZIAŁEM CZEGOŚ TAKIEGO! EGZAMINATOR MÓWI DO NIEJ STÓJ, A ONA: ZARAZ! CHODZIŁO O KOMENDĘ, A NIE O FAKT STAWANIA NA ŚRODKU OŚRODKA, CHOĆBY NIE WIEM JAK GŁUPIE TO BYŁO! CO ZA BABSKO!!! NO TAK, ALE JAK JEST MĄDRZEJSZA OD EGZAMINATORA , JAK JEST TAK UPARTA I NIE DAJE SIĘ WPĘDZIĆ W MALINY.. I JAK JUŻ JEŹDZI TAK NAWET- NAWET I OSTROŻNIE…NO TO
DAM JEJ TO PRAWO JAZDY!

:))))
*
Z radości chciałam go ucałować. W samochodzie. Nie pozwolił mi jednak, bo:
– no wiesz, chętnie, ale nie TUTAJ, bo Ci tam inni, to pomyślą, że my Bóg wie gdzie i Bóg wie po co jeździliśmy zamiast zdawać egzamin!
:))))))))))))