Po powrocie z Czech ( lub, jak mój syn mówi: z Czechosłowacji;)), nie dość, że przywitały mnie moje ukochane, kwitnące akacje
i dostałam od znajomych młodą kapustkę, z której zrobiłam pyszne gołąbki ( czeskie jedzenie raczej nie dla mnie;))
to jeszcze usłyszałam w radio ( naszym, polskim! ;)), że
dziś jest
Światowy Dzień Chodzenia Bez Stanika!
Ubawiło mnie to setnie! Przede wszystkim dlatego, że od dawna obchodzę się bez tego czegoś. Oczywiście z wyjątkiem pracy i innych miejsc , gdzie po prostu nie wypada tego czegoś nie założyć. A tak normalnie, na co dzień kocham być bez.
Uwielbiam naturę i to w całym jej pojęciu. Nie cierpię skrępowania i wystarczy mi ciągłe prezentowanie się w dopasowanych sukieneczkach i szpilkach na różnych, ważnych spotkaniach. Gdzie , rzecz jasna, musi być pod kiecką biustonosz. Choćby dla cholernych zasad;) ( I dla własnego, nazwijmy to , bezpieczeństwa) . Bo w moim przypadku, z pewnością nie dla urody.
Tak, wiem,nie wypada o tym pisać i pewnie już narobiłam sobie wrogów.
Kurcze, jak mnie to bawi! :))Tak jest, Angie uwielbia łamać zasady, jest i była niepokorna, zwykle robi na przekór, ale..
Gdy przyjechaliśmy do Pragi ( która opiszę niebawem) , byłam wściekła. Nasz apartament mieścił się na wysokim, czwartym piętrze starej kamienicy. To jeszcze nie problem- była winda. Tragedią było to, że był absolutny zakaz palenia! Pod karą 200 EURO za fajkę!
Załamka. Każdy , kto pali lub palił, wie, jaki to ból. Aby zapalić , Cza było zjechać na dół i zleźć na dziedziniec, coś w rodzaju patio, gdzie mieściła się kawiarnia. Czyli: wypada się ubrać. A człowiekowi, który zrobił ileś *dziesiąt kilometrów, naprawdę już nic się nie chce ( z wyjątkiem soczystego zaciągnięcia papierochem!) .I jak tu wyjść na patio w koszulce nocnej?? Fuuuuck! palenie z partyzanta za okienko, wynurzając połowę siebie, nie bawi już tak, jak wtedy, gdy się było nastoletnim, żującym gumę, cielęciem…
Nawet moje ograniczanie ( z konieczności- astmy i te inne gady) nijak się ma do zakazu. Bo im więcej zakazów….
Sami wiecie. TO musi wyjść z wewnątrz, a nie skądś tam!
Jakoś udało się ominąć zakazy.
I również zeszło się w końcu na patio. Jakże miły był widok Angielek z sąsiedniego Block B, które wyszły w pidżamkach , z drinkiem w ręku zapalić w swej bramie! Ja, zwykła zachować doskonałą formę i image, złaziłam oczywiście w pełnym rynsztunku i siadając w kawiarence, zamawiałam Red Wine, one glass only, oF course ;)
Dobrze, że nie spotkałam tam bandy Anglików, która w przeddzień przywitała nas wesoło rycząc wniebogłosy jakieś piłkarskie pieśni ;akurat był finał Ligi Mistrzów .Jasne, ja pewnie zaaklimatyzowałabym się w mig- gorzej z mą Panią Matką i mymi latoroślami,które z pewnością nie wybaczyłyby mi tej nagłej, cudnej zażyłości…No cóż, albo się jedzie zwiedzać Pragę, albo chlać w praskich knajpach oglądając mecz;)
*
Nasze mieszkanko mieściło się w Rynku, w starej, pięknie odrestaurowanej kamienicy, która wyglądała tak:
Mieszkanie:
I coś, co mnie urzekło: poddaszowo- strychowe okna! Okna, o które miarowo, stukał deszcz, usypiając nas po całodziennych wyprawach wgłąb Pragi:
I z których roztaczał się taki widok:
Praga jest tak piękna, że z trudem podejmę się próby opisania i zaprezentowania jej zabytków i wielkości.
Obiecuję jak najlepiej ukazać ducha tego starego, wielkiego miasta ,w którym mieszkało i które pokochało wielu wielkich.
Teraz cieszę się z powrotu do domu; ja , zodiakalny Rak, choć lubię podróże, najlepiej jednak czuję się w swoim królestwie.
Tu, gdzie kwitną moje drzewa i moje kwiaty:
***
cdn.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.