Wbrew pozorom, nie lubię się chwalić;
tym razem jednak muszę podzielić się z Wami radością z przemiłej niespodzianki, jak mnie ostatnio spotkała.
Otóż znów zostałam wyróżniona;
dostałam nominację do
Liebster Award
„Angie’s Diary – za ciekawość życia i rozpowszechnianie piękna Dolnego Śląska”
Nominacja do Liebster Award
Małgosiu: Z CAŁEGO SERCA DZIĘKUJĘ !!!
Nie wiem czy wezmę udział w konkursie; nie bardzo lubię te blogowe konkursy i wierzcie mi, czas wyjątkowo mi się ostatnio kurczy.
Od początku istnienia w blogosferze, raczej wyrzucam tu emocje ( dawne i obecne , oraz fikcyjne;)), dzielę się z Wami pięknem moich okolic i moją miłością do zwierząt . Czasem wrzucam wpis i znikam( wiem, wiem, jakie to głupie i niekonsekwentne, ale chyba to konsekwencja tego ” wyrzucania emocji” ;) ..)
Małgosiu, jeśli można, to przyznaję Ci wszystkie swoje nagrody!
Za Twą miłość do Natury, za Twą wrażliwość , piękno Twych tekstów i wreszcie, za świetny styl!
A jak już o mojej ciekawości życia :
Kilka dni temu , gdy wracałam z moimi psicami znad leśnego jeziorka( zawsze w upały zawożę je tam, by ochłodziły się), mój stary ( ale najukochańszy!) oplik zaczął zachowywać się dziwnie. Najpierw wyłączyło się radio, potem auto zaczęło zwalniać, choć cisnęłam mocno gaz. Ponieważ zapaliły si wszystkie kontrolki, wskaźniki wszystkiego nagle spadły , zatrzymałam wóz.
Spokojnie Angie, spokojnie, niech on odpocznie chwilę i spróbujemy zapalić.
A ON nic!
Akumulator! Tak, na pewno padł akumulator!
Fajnie; stoimy między polem a lasem. Dobrze, że wrócił zasięg komórki!
– Adam, wybacz, że dzwonię, ale, kurrr, zgasł mi nagle samochód! Stoję z mokrymi psami w aucie i nie wiem, co mam robić! Brat jest na dyżurze, ziomale we Wrocławiu…
– masz numer Roberta?
Hmm, numer Roberta miałam kiedyś, gdy.. a, nieważne. Muszę znów go zapisać.
Na szczęście był jeszcze w domu. Szybko przyjechał, podładował mój akumulator, odpalił auto.
– jedź Aga bez świateł i ostrożnie. Dojedziesz do domu. Potem niech akumulator się ładuje całą noc.
Gdy byłam już pod garażem, zadzwonił z dyżuru Brat:
– przecież nie mamy prostownika! Ściągnij Mirka z Jurkiem!
Przyszli. Wepchnęli oplika do garażu, gdy nagle:
– cholera, linka się zerwała!
– Jak linka??
-Linka od klapy!
Jasny..!!!
– Aga, my nie zrobimy tego bez narzędzi; wezwij jakiegoś mechanika!
Fuck, łatwo powiedzieć! Jest godzina około 20, chyba wszyscy mechanicy już , zasłużenie , mają kilka dobrych promili we krwi!
Cudem znalazł się jeden trzeźwy.Podniósł ,sobie tylko wiadomym sposobem, klapę i podłączył akumulator.
Byłam tak wciekła na swego oplika, że rozważałam kupienie innego auta.
Następnego dnia Brat zdecydował:
nie kupuj byle czego teraz; w przyszłym roku pomyślimy i kupimy coś lepszego! A teraz biorę złom/a/ do moich mechaników, wstawiamy nowy akumulator i linkę do klapy, pojutrze będzie ok. Gdy wrócę z dyżurów, podstawię ci go pod dom.
Ale lepiej weź mój wóz, jeśli masz pojutrze jechać do Wrocławia.
Lepiej, to nie znaczy, że muszę brać jego SUVA. A w nosie z tym, tym olbrzymem nie zaparkuję nigdzie w mieście, skoro mój węższy opel ledwo się wciska w te miejskie parkingi!
Oczywiście, choć stały dwa auta do mej dyspozycji, wzięłam , rzecz jasna, swego oplika. To co, że mój szrot to szrot? Ale jest mój i zrosłam się niemal z nim, znam na pamięć i w przeciwieństwie do suva, nie gaśnie mi nigdy na skrzyżowaniach ;)
Do Wrocławia mamy około 50 km. Sama droga tam, to nie problem. Nerwy zaczynają brać w Leśnicy już ( kto zna Wrocław, wie, o co chodzi) .Przejazd przez miasto, jest dłuższy ,niż sama droga do miasta.
W naszej okolicy zatankowałam. Tak za stówę. Spokojnie wystarczy do miasta, nawet i z powrotem , nawet kilka razy. Nagle, mniej więcej w połowie drogi, wskaźnik paliwa zaczyna spadać. Wyciek? ;))) Impossible! Nie znam się, ale, kurna, to nie może być tak! Pewnie wskaźnik się zepsuł.
Dobra, wskaźnik paliwa padł, ale czemu radio nagle przestało grać?? I czemu nagle zapaliła się kontrolka ABS??
Jesteśmy pod Wrocławiem, dobre 40 km od domu i przed nami jeszcze kawał czasu do przejechania. Zjechałam na stację benzynową. Cisza.Nie odpala!
Pierwszą godzinę zajęło mi obdzwanianie wszystkich znajomych i rodziny z Wrocławia. Było około 10 rano, każdy w pracy, w trasie, a mój Bond( młodszy Brat z W- wia) akurat bez auta. Drugą godzinę zajęło mi zaczepianie wszystkich kierowców podjeżdżających na stację, czy nie mają przypadkiem tych kabli, co się ładuje akumulator od drugiego auta..
Na stacji nie mieli oczywiście takiego sprzętu…Był upał. Jak dobrze, że po ostatnich doświadczeniach jazdy w lecie,przed drogą wysmarowałam się balsamem z filtrem!
Nie czekałabym tak długo na tej cholernej stacji, gdyby nie to, że miałam zawieźć Małego do jego wakacyjnej szkoły i byłam umówiona z panią dyrektor! Biłam się z myślami, co robić?!Nawet jeśli cudem odpalę opla, w sytuacji, gdy coś się z nim dzieje, nie wjadę nim do miasta przecież!Już to widzę: policja, pomoc drogowa, straż miejska..NIE!!!
Chciałam Młodego zawieźć do centrum Wrocławia, tym bardziej, że miał laptopa i trzy ciężkie torby podróżne.
Fuck, fuck, fuck!Ehhh, Bond unieruchomiony,do BB ( Big Brother- mój rodzony Brat) , który jest 40 km stąd i śpi po ciężkim dyżurze, za Chiny nie zadzwonię; J. też śpi po dyżurze i nawet salwy armatnie nie obudzą go( nie mówiąc o telefonie!),Adam w trasie, Robert 70 km stąd , rodzina z Wrocławia i ziomale albo na wakacjach, albo w pracy..że też to powszedni dzień akurat!
– dlaczego się teraz malujesz , mama?
– po pierwsze nie mam co robić; po drugie nie maluję, a poprawiam tylko oczy i usta; po trzecie skoro rozmawiam co jakiś czas z ludźmi na temat udzielenia nam pomocy, muszę jakoś wyglądać. Patrz: cała się kleję już, sukienka zakurzona, niech choć moja twarz przypomina człowieka!
:)
Postanowiłam jakoś wrócić z Małym na naszą prowincję i telefonicznie uzgodnić z p.dyrektor nowy termin spotkania.W tej chwili pojawili się na stacji jacyś młodzi ludzie odziani wyłącznie w krótkie spodenki .
– patrz dziecko- zwróciłam się radośnie do syna- jakieś nagie cwaniaczki! Mogą się znać na autach, pomogą nam!
Oczywiście pomogli.
-Wie Pani co, to benzyniak, weźmiemy go na popych !
Oplik odpalił! :)’
Wracaliśmy dziarsko.
Nie znam się na tym, ale kłóciło mi się trochę to odpalenie na popych z tym moim nowym akumulatorem.
Ledwo o tym pomyślałam, gdy nagle zaczął znów gwałtownie zaczął spadać wskaźnik poziomu paliwa, zgasło radio, zapaliły się wszystkie kontrolki. Byliśmy na trasie szybkiego ruchu, gdy oplik ucichł..Zgasł! Z każdą chwilą tracił prędkość.Jak dobrze, że zwykle szybko jeżdżę! Siłą rozpędu dociągnęliśmy się do pierwszej widocznej krzyżówki.Zakręt w prawo, zjazd na pobocze, ręczny i awaryjne. Stoimy.
Nie chciałam tego robić, wierzcie mi, nie chciałam, ale nie miałam już wyjścia: zadzwoniłam :)
Brat obudził się.
– a nie mówiłem ci, że na dalsze trasy masz wziąć Suva, a nie rozbijać się tym złomem!
– przecież wczoraj wstawiliście z Andrzejem nowy akumulator…- starałam się bronić- wiesz, jakiś facet przed chwilą zatrzymał się i powiedział, że to prawie na pewno siadł alternator.
– dobra, dzwonię do Andrzeja, wezmę sprzęt i przyjadę po was. Gdzie jesteście? Daleko?
– hmmm…
;)
Czekaliśmy na bocznej drodze między łąkami.Opel całkiem usnął, zgasły nawet awaryjne. Chodziłam wte i wewte, od opla do głównej. Nienawidzę bezczynności i czekania; poza tym chciałam, aby Brat z daleka widział, gdzie jesteśmy.
Przestałam w końcu dreptać przy głównej, gdy zauważyłam, że wzbudzam dziwne zainteresowanie kierowców Tirów ;)
Ten cholerny upał dobijał mnie. Po drugiej stronie skrzyżowania był remont drogi. Od czasu do czasu podmuchy wiatru przynosiły ciężkie zapachy jakichś smarów. Fe! Ile jeszcze mam czekać??
Po dobrej godzinie zjawił się Brat. Spytał tylko:
– czy nie mogłaś powiedzieć od razu, że jesteście przy lotnisku? ( ” Lotnisko” to ta trasa szybkiego ruchu; dwa , szerokie pasy w jedną i drugą stronę drogi; lądowisko awaryjne)
– a czy to źle, że podałam ci nazwę tego zadupia, do którego prowadzi ta dróżka? Przecież jest drogowskaz. Poza tym czy uważasz, że wiedziałam, że jadę już po lotnisku? Dla mnie to tylko szeroka droga, trasa, gdzie szybko się jeździ i już!
Brat tylko pokiwał głową.
Mężczyźni nigdy nie zrozumieją kobiet.
Dojechałam na swą słodką, cichą, zieloną prowincję na ..akumulatorze kolegi. Nie pytajcie już o szczegóły;) . Kilka metrów od domu, wszystkie wskaźniki opadły, zapaliły się wszystkie kontrolki…
padł.
*
Opel w naprawie. Podobno już ostatniej.. Muszę poruszać się Suvem.
Krem z filtrami, który zastosowałam przed wyjazdem, okazał się zbyt słaby na pięć godzin w polach i od dwóch dni w starych, chłodnych murach mego domu, leczę spieczone ciało.
W poniedziałek muszę znów jechać do Wrocławia.
Ciekawe , czy i kiedy wróci mój Opel…?
;)))
***
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.