The night sky

noc-zima

 

Na tym malutkim, wiejskim cmentarzu czułam się dziwnie: swojo- nieswojo. Nie lubię cmentarzy, nawet tak uroczy jak ten, ułożony miedzy starymi dębami i świerkami nie ujmie mnie niczym. Czerwone, złote światełka zniczy, to złudne ciepło w zimie .Odejścia.
Niedawno znów żegnałam Kogoś. Nie, nie tutaj,ale ..
nagle Tam trzeba było stanąć twarzą w twarz  z Przeszłością. Bolało. Okropnie bolało. Zapomina się pozornie. Tak naprawdę się nie zapomina. Przeszłość potrafi okrutnie zaboleć.
Maleńki cmentarz jest inny. Śliczny, na pagórku wśród drzew.
” Tu moi Dziadkowie, tu Wujek, a tam…”- zapaliliśmy znicze. Popatrzyłam w nocne, styczniowe niebo.I nagle uśmiechnęłam się :
ORION!
Niezmiennie trwa. Przewrotnie – jak wszystko tutaj.
*
W koronach pięknych, starych świerków wiatr śpiewał znajomą pieśń.
Zima, zima.
I znów znajomy dźwięk, znów ta melodia,
te słowa …
znów wdarły się w moją duszę.
Ta ZIMA przedłuża się…

„Zwiewnie opuszczasz ziemię
delikatnie unosząc się na wietrze
wznosisz głowę, by ujrzeć gwiazdy
i złapać wiatr ponad drzewami
wiesz, że jesteś bezpieczny, wiesz dokładnie gdzie jesteś
nocne niebo przeczesuje twe włosy
rzuca cień na pola
przy srebrnym księżycu oświetlającym noc
ponad górami, ponad wzgórzami
horyzont się zmienia, dryfujesz dolinami
osiągając odległość płyniesz samotnie
niczym orzeł o północy, tuż pod gwiazdami

zimnymi oczami widzisz toczące się wzgórza
toniesz w zadumie
a wolność wędruje przez zimowe niebo
wpływasz w zapach lasu
delikatnie kołysząc się ku dołowi

ciepła poświata wsi jest pogrążona w spokojnym śnie
powstajesz, by spotkać ponure góry
które tocząc się pokonują odległość
duch ponad północnym wiatrem zmierza donikąd
by spotkać wstające słońce”


***

Tu straszy! ( czyli jak mając koty,nie dostać..kota;) )

Znowu zabrakło czegoś, chyba masła.Cholera,jak na złość Młody Lew już wyjechał, Szanowny Pan B. nieobecny również, a Małej W. przerwać popołudniową drzemkę, to co najmniej jak wejść na super rażącą minę! Szlag trafił, przecież nie będę ubierać się i biec do sklepu te 150 m.! ;) Ok, może M. (Wielki Brat) ma, zaraz podskoczę , to w końcu w tym samym budynku, na dole, tylko, że wejście z innej strony. No, taki „kawał ” to już mogę pójść.. ;) I nie muszę ubierać się po ludzku, narzucę kurtkę na to coś, co niedawno jeszcze przypominało jakiś dres i lecę. Aha, nie ma M., jest w pracy..hmm,nie szkodzi, mamy przecież jego klucz,więc droga wolna!
Było wyjątkowo ciemne, nieprzyjemne popołudnie; gdy otworzyłam mieszkanie na dole ,odruchowo rozejrzałam się.Cisza, nic , żywego ducha. Okna( sprytnie zabezpieczone kratami) , lekko uchylone. Zawsze tak robi, zostawia je na wypadek ” GDYBY KOTY BYŁY W NIEBEZPIECZEŃSTWIE I MUSIAŁY GDZIEŚ UKRYĆ SIĘ” :D Rozjerzałam się jeszcze raz- kotów nie ma ani na kaloryferze, ani na ich ulubuionych legowiskach.Psy na górze u mnie. Drzwi zamknęłam-Ok, to czas rozpocząć penetrację lodówki Szanownego Brata.
Cie pieron, co on tu ma! Takie dobra i nic nie mówi! Tosz to zaraz zepsuje się, może zabiorę trochę tego, tamtego, potem zadzwonię do niego, o i jeszcze…
nagle skrzypnęły KTÓREŚ drzwi. Rozejrzałam się szybko. Poszłam z kuchni do saloniku ( tak się tam wchodzi) , potem do sypialni i łazienki.Nic.Cisza. Żywego ducha! Ok, chyba przesłyszało mi się, trza wracać do penetracji lodówki.
Hmmm, o tu ukrył to dobre winko!- głowa moja była w połowie w lodówce.Hmm, po co przyszłam? Aha, masło! Dobra, biorę masełko, a z winkiem poczekam aż….
skrzzzzyyyyp- znów ten dźwięk! Stanęłam na baczność przy lodówce. Spojrzałam na drzwi między kuchnią a salonikiem. Chyba…PORUSZYŁY SIĘ! Zajrzałam za nie- nic.” Nie, niemożliwe, sprawdziłaś przecież dom, nikogo nie ma, coraz gorzej z tobą, uspokój się stara wariatko!”- mówiłam do siebie. „Zamykam tę lodówkę, zabieram masło, ten fajny kawałek sera i spadam stąd!”- ledwo pomyślałam, gdy zobaczyłam wyraźnie JAK DRZWI MIĘDZY KUCHNIĄ A SALONEM ….RUSZAJĄ SIĘ!!! W przód i w tył.” Kur…a ..ć, albo naprawdę uwierzę w duchy, albo przejdę się jednak jak najszybciej do psychiatry! ;)
Stałam jak wryta i patrzyłam na delikatnie ” tańczące wte i wewte” drzwi.Serce moje zmieniło położenie i było już bardzo wysoko w gardle. Nagle coś mnie tkneło i powolutku ( wciąż przerażona) spojrzałam w górę drzwi.
-MILORD!!!Ja cię zabiję!!!!!!!!!!!
Kot, który ma zwyczaj chodzić po meblach, lodówkach i gdzie tylko człowiek wleźć nie zdoła, balansował sobie jak gdyby nigdy nic, na kuchennych drzwiach! Patrzył na mnie z góry( mieszkanie ma około 3m.wysokości..) bardzo zdziwiony.. Strarał się po prostu utrzymywać równowagę..” Po prostu”- po prostu to ja naprawdę o mało nie dostałam zawału!!

Bywa tak pięknie :)

Jakiś czas temu, w przedświątecznym szale, gonitwie ( nieważne już jak ten ,zwykle w połowie niepotrzebny pęd, nazwać) gdy wracaliśmy z Młodym Lwem ze stacji kolejowej, gdzie byliśmy odtransportować Małą W., urzekł mnie ( znowu..) widok naszych okolic.
Spowite mgłami pola, wokół gęste, ciemne lasy, nadodrzańskie moczary,usrebrzone mrozem trawy w blasku poranka.
Świat w białej, zimowej szacie. Złote promienie słońca to zawsze
dobry znak! :)
grudzien-2016r-9

grudzien-2016r-5

***