Goście z Włoch opuścili dziś zamek. Przyznam, że choć rzadko w zamku cicho, po wyjeździe Mary i Alice ( pomimo tego , że dziś mieszkańców prawie tyle samo, co zwykle) zrobiło się dziwnie i nieswojo. I jakoś tak smutno.
Czas spędzony z nimi był chyba najwspanialszym czasem od wielu, wielu dni. Z różnych przyczyn nie mogłam przez wszystkie dni towarzyszyć im w zwiedzaniu Dolnego Śląska( kurka, ktoś w końcu musiał stać w kuchni i sporządzać tradycyjne polskie dania! ! ), ale mój Pierworodny doskonale wcielił się po raz kolejny rolę przewodnika i stanął ( jak zwykle) na wysokości zadania. Włoszki zachwyciły się Polską! :) Polską kuchnią również- specjalnie , podczas wycieczek nie objadały się w restauracjach, by zjeść wieczorem dobry, polski dinner, który przygotowała Agnieszka. :)
Mara, matka Alice dopiero zaczyna uczyć się j.angielskiego. Alice mówi płynnie po angielsku. Nikt z naszej rodziny nie zna włoskiego, więc gdy mówiliśmy coś do Mary, tłumaczyła z angielskiego na włoski Alice.
W przedostatni dzień ich pobytu udałam się wraz z nimi i niemal połową rodziny na wycieczkę do Książa. Jechaliśmy w dwa vany .
Księżna zdecydowała, że Mara jedzie ze mną i z nią.
– Mamo, ale jak my będziemy rozmawiać z Marą? Przecież ona ani w ząb angielskiego, tylko jakieś pojedyncze słowa..a my włoskiego ani w ząb!
– ja pamiętam jeszcze trochę łacinę – przerwała Księżna- poza tym byłam przecież u nich we Włoszech i jakoś dogadałam się. Nawet bez Piotra i Alicji! Nie martw się, bierzemy Marę!
Ponieważ niedomagałam i nie mogłam prowadzić, a Pani Matka strzeże swego Vana jak rzadko czego na świecie, a i ja nie chcę mieć zbyt wiele do czynienia z nie swoim automobilem , 95% rozmów ( przecież trzeba mieć kontakt wzrokowy z rozmówcą! ) z Marą spoczęło na mnie. Ale jak tu rozmawiać z Włoszką, gdy ja nie znam włoskiego, a ona tylko kilka angielskich słów??
Księżna jednak potrafi być przebiegła; wrobiła mnie jak nic! ;)))
Mimo wszystko-
Rozmawiałyśmy całą drogę! Nie wiem jak to zrobiłyśmy, ale Mara zrozumiała niemal wszystko, co chciałyśmy jej przekazać.
Był to jakiś cudowny polsko- angielsko- włosko- łaciński mix . Oraz wyższej szkoły pantomima , of course! :)
Ci z drugiego vana oraz ci , którzy nie mogli z nami pojechać, co chwila dzwonili ( złośliwcy!) i ze śmiechem dopytywali się ” co tam słychać”. Tymczasem głowiłam się jak np. powiedzieć Marze, że właśnie widzimy za mgłą góry.
Małe góry za mgłą.
Hills nie przeszło..Ani little mountains, nie mówiąc już o fog lub mist…Pozostały ——ręce własne.
Doszłyśmy:
collina po włosku! A mgła to nebbia.
Po wykrztuszeniu „clouds”i pokazaniu ciemnych chmur oraz collin, wszystko było ok.
Nie będę już opisywać jak opowiadałam Marze o polach, lasach i jeziorkach, które mijałyśmy. ” Look at this lake Mara!” to było za ostre. Trzeba było wtrącić” aqua” .
Mimo wszystko, Mara łapała w mig.
Przegięciem mojej Księżnej jednak było to, gdy postanowiła opowiedzieć (moimi ustami i głosem- wszak prowadziła… ) Marze historię Księżnej Daisy! Pani Matka zna na pamięć, ze szczegółami( których ,tym razem mi na szczęście oszczędziła) losy Daisy i zamka Książ.
Doprawdy nie wiem jakim cudem udało mi się przekazać Włoszce opowieść o pięknej Daisy.
Biedny mój mózg/ my poor brain!/ chyba dosłownie był przegrzany. Nie mogłam mówić nawet swoją średnią ( może raczej „pseudo-” ) angielszczyzną, bo im bardziej złożone zdanie angielskie, tym mniej Mara rozumie… Pozostały tylko gesty, mnóstwo słów z różnych języków świata i…
gdy Mara weszła na Książ, znała już niemal całą historię Księżnej Daisy! Powiedziała córce, gdy ta tłumaczyła jej angielski tekst z przewodnika: ale ja już to wiem od Agnes i Joany !
Nagle, gdy zwiedzałyśmy zamek Alice spytała Marę, jak to możliwe,że my tak dobrze się porozumiałyśmy w samochodzie.
Mara odpowiedziała Alice/ po włosku , of course/
– ja rozumiem wszystko, co Agnieszka do mnie mówi, bo …my jesteśmy bardzo podobne do siebie!
:)))))))))))
Swoją drogą to już chyba znamienne, że My, ci urodzeni na początku lat siedemdziesiątych zawsze ( i pomimo) , potrafimy się jakoś porozumieć!
*
O Książu napiszę następnym razem.
Tymczasem słucham włoskich piosenek, które dostałam od Mary i Alice.
Successi Italiani :)))
*
Oczywiście
nie byłabym sobą, gdybym nie wyciągnęła podczas ich pobytu tego / nawet nie tak starego/ dinozaura.
(…)
Tą dziecięcą świeżością
tą niespotykaną urodą [wyglądem obcokrajowca]
sprawiłaś, że zakochałem się w Tobie
ale moja gwiazda zaświeci…
Granica – wróg miłości
granica istnieje granica
nie istnieje żadna flaga, miłość w wolności
Nikt nas już nigdy nie rozdzieli
będę Cię kochał bezgranicznie
będę podążał Twoją ścieżką
(…)
Byłam nieupierzonym podlotkiem, gdy ta piosenka była tak popularna. Zapamiętałam ją, potem odnalazłam w sieci.
DZIŚ
wzruszyliśmy się. Wszyscy, trzy pokolenia. Naprawdę.
***
/Cholera jasna, że też człowiek jest uwarunkowany tym pędzącym czasem, pieniędzmi, że to życie coraz częściej się wydaje tak krótkie, zbyt krótkie, by zrealizować różne marzenia, osiągnąć pewne cele! Ehhh…../
Nie wykpię się już niczym i pojadę do Włoch do nich, na pewno. Nie w lecie , of course, wiedzą, że przy 22 stopniach C. już umieram ;)!
Słucham, słucham tej włosko- polskiej piosenki sprzed lat i coraz częściej wydaje mi się naprawdę śliczna! Kicz kiczem, ale uroda i głos tego Włocha…ehhhh!
;)
***
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.