Mara, ja i Marco ;)

Goście z Włoch opuścili dziś zamek. Przyznam, że choć rzadko w zamku cicho, po wyjeździe Mary i Alice ( pomimo tego , że dziś mieszkańców prawie tyle samo, co zwykle) zrobiło się dziwnie i nieswojo. I jakoś tak smutno.
Czas spędzony z nimi był chyba najwspanialszym czasem od wielu, wielu dni. Z różnych przyczyn nie mogłam przez wszystkie dni towarzyszyć im w zwiedzaniu Dolnego Śląska( kurka, ktoś w końcu musiał stać w kuchni i sporządzać tradycyjne polskie dania! ! ), ale mój Pierworodny doskonale wcielił się po raz kolejny rolę przewodnika i stanął ( jak zwykle) na wysokości zadania. Włoszki zachwyciły się Polską! :) Polską kuchnią również- specjalnie , podczas wycieczek nie objadały się w restauracjach, by zjeść wieczorem dobry, polski dinner, który przygotowała Agnieszka. :)
Mara, matka Alice dopiero zaczyna uczyć się j.angielskiego. Alice mówi płynnie po angielsku. Nikt z naszej rodziny nie zna włoskiego, więc gdy mówiliśmy coś do Mary, tłumaczyła z angielskiego na włoski Alice.
W przedostatni dzień ich pobytu udałam się wraz z nimi i niemal połową rodziny na wycieczkę do Książa. Jechaliśmy w dwa vany .
Księżna zdecydowała, że Mara jedzie ze mną i z nią.
– Mamo, ale jak my będziemy rozmawiać z Marą? Przecież ona ani w ząb angielskiego, tylko jakieś pojedyncze słowa..a my włoskiego ani w ząb!
– ja pamiętam jeszcze trochę łacinę – przerwała Księżna- poza tym byłam przecież u nich we Włoszech i jakoś dogadałam się. Nawet bez Piotra i Alicji! Nie martw się, bierzemy Marę!
Ponieważ niedomagałam i nie mogłam prowadzić, a Pani Matka strzeże swego Vana jak rzadko czego na świecie, a i ja nie chcę mieć zbyt wiele do czynienia z nie swoim automobilem , 95% rozmów ( przecież trzeba mieć kontakt wzrokowy z rozmówcą! ) z Marą spoczęło na mnie. Ale jak tu rozmawiać z Włoszką, gdy ja nie znam włoskiego, a ona tylko kilka angielskich słów??
Księżna jednak potrafi być przebiegła; wrobiła mnie jak nic! ;)))
Mimo wszystko-
Rozmawiałyśmy całą drogę! Nie wiem jak to zrobiłyśmy, ale Mara zrozumiała niemal wszystko, co chciałyśmy jej przekazać.
Był to jakiś cudowny polsko- angielsko- włosko- łaciński mix . Oraz wyższej szkoły pantomima , of course! :)
Ci z drugiego vana oraz ci , którzy nie mogli z nami pojechać, co chwila dzwonili ( złośliwcy!) i ze śmiechem dopytywali się ” co tam słychać”. Tymczasem głowiłam się jak np. powiedzieć Marze, że właśnie widzimy za mgłą góry.
Małe góry za mgłą.
Hills nie przeszło..Ani little mountains, nie mówiąc już o fog lub mist…Pozostały ——ręce własne.
Doszłyśmy:
collina po włosku! A mgła to nebbia.
Po wykrztuszeniu „clouds”i pokazaniu ciemnych chmur oraz collin, wszystko było ok.
Nie będę już opisywać jak opowiadałam Marze o polach, lasach i jeziorkach, które mijałyśmy. ” Look at this lake Mara!” to było za ostre. Trzeba było wtrącić” aqua” .
Mimo wszystko, Mara łapała w mig.
Przegięciem mojej Księżnej jednak było to, gdy postanowiła opowiedzieć (moimi ustami i głosem- wszak prowadziła… ) Marze historię Księżnej Daisy! Pani Matka zna na pamięć, ze szczegółami( których ,tym razem mi na szczęście oszczędziła) losy Daisy i zamka Książ.
Doprawdy nie wiem jakim cudem udało mi się przekazać Włoszce opowieść o pięknej Daisy.
Biedny mój mózg/ my poor brain!/ chyba dosłownie był przegrzany. Nie mogłam mówić nawet swoją średnią ( może raczej „pseudo-” ) angielszczyzną, bo im bardziej złożone zdanie angielskie, tym mniej Mara rozumie… Pozostały tylko gesty, mnóstwo słów z różnych języków świata i…
gdy Mara weszła na Książ, znała już niemal całą historię Księżnej Daisy! Powiedziała córce, gdy ta tłumaczyła jej angielski tekst z przewodnika: ale ja już to wiem od Agnes i Joany !
Nagle, gdy zwiedzałyśmy zamek Alice spytała Marę, jak to możliwe,że my tak dobrze się porozumiałyśmy w samochodzie.
Mara odpowiedziała Alice/ po włosku , of course/
– ja rozumiem wszystko, co Agnieszka do mnie mówi, bo …my jesteśmy bardzo podobne do siebie!
:)))))))))))
Swoją drogą to już chyba znamienne, że My, ci urodzeni na początku lat siedemdziesiątych zawsze ( i pomimo) , potrafimy się jakoś porozumieć!
*
O Książu napiszę następnym razem.

Tymczasem słucham włoskich piosenek, które dostałam od Mary i Alice.
Successi Italiani :)))
*
Oczywiście
nie byłabym sobą, gdybym nie wyciągnęła podczas ich pobytu tego / nawet nie tak starego/ dinozaura.

(…)
Tą dziecięcą świeżością
tą niespotykaną urodą [wyglądem obcokrajowca]
sprawiłaś, że zakochałem się w Tobie
ale moja gwiazda zaświeci…

Granica – wróg miłości
granica istnieje granica
nie istnieje żadna flaga, miłość w wolności
Nikt nas już nigdy nie rozdzieli
będę Cię kochał bezgranicznie
będę podążał Twoją ścieżką

(…)
Byłam nieupierzonym podlotkiem, gdy ta piosenka była tak popularna. Zapamiętałam ją, potem odnalazłam w sieci.
DZIŚ
wzruszyliśmy się. Wszyscy, trzy pokolenia. Naprawdę.

***

/Cholera jasna, że też człowiek jest uwarunkowany tym pędzącym czasem, pieniędzmi, że to życie coraz częściej się wydaje tak krótkie, zbyt krótkie, by zrealizować różne marzenia, osiągnąć pewne cele! Ehhh…../

Nie wykpię się już niczym i pojadę do Włoch do nich, na pewno. Nie w lecie , of course, wiedzą, że przy 22 stopniach C. już umieram ;)!

Słucham, słucham tej włosko- polskiej piosenki sprzed lat i coraz częściej wydaje mi się naprawdę śliczna! Kicz kiczem, ale uroda i głos tego Włocha…ehhhh!
;)

***

Tuli, tuli pan. Tulipan ;)

Alice i Mara zasypiają. Jutro mają kolejny intensywny dzień :zwiedzanie naszego pięknego Dolnego Śląska ciąg dalszy.
Pani Matka rezyduje u mnie, jest cicho, tak cicho, że słychać tylko nieśmiały śpiew słowików po niedawno przeszłym deszczu i burzy.
Malutka chwila wytchnienia. Oby do niedzieli.
Swoją drogą: czy ja kiedykolwiek nauczę tych Włochów pić polską wódkę? ;) Dobrze, że zamek zaopatrzony w cenne wina, inaczej chyba musiałybyśmy z Księżną tylko we dwie
ucztować jak należy.
Szkoda, ze mój Młody Lew musiał wyjechać. I szkoda również, że tego Starego Lwiska nie ma teraz .Wkurwia też myśl o /chyba/ nieuniknionej małej operacji.
Ale
nic to, nic!
Bo przecież znów
zachwycają modrzewie:

201404202884 (Kopiowanie)

A moje tulipany
tak pięknie kwitną!

***

Czas jaśminów

-Chciałabym położyć się obok Ciebie i patrzeć na zachodzące słońce.
-Proszę Cię…nie możemy, nie mógłbym tak. Ja umiem tylko zadawać ból, sam jestem teraz już tylko bólem, wiesz przecież. A Ciebie nie mógłbym skrzywdzić, nie darowałbym sobie, wolałbym już zdechnąć jak pies! W miejscu serca nic; rana, która czasem jeszcze krwawi.
-ja mówiłam tylko o położeniu się obok siebie. Nic więcej.
– czy Ty naprawdę myślisz, że moglibyśmy tylko spokojnie leżeć obok siebie? Nie, ja nie mógłbym. Za ładna jesteś. Jesteś moim największym przyjacielem,owszem, ale jesteś też / przy okazji/ kobietą. To trochę komplikuje kwestię leżenia spokojnie obok siebie.
– hmm, w rzeczy samej, jestem kobietą. A w związku z tym potrzebuję czasem być blisko kogoś,fizycznie też.
– Pamiętaj,ja tylko potrafię zadawać ból, jestem Złem. Krzywdzę. A Ciebie nie mógłbym skrzywdzić. Jesteś najbliższą mi Istotą w całym Wszechświecie.
– wiesz, myślę, że kocham Cię. Nie , nie bój się, nie mówię o tej normalnej miłości między kobietą a mężczyzną. Wiem, że Ty ciągle ją kochasz. Mam na myśli coś takiego, uczucie takie, jakim się darzy kogoś strasznie bliskiego. O czymś czysto duchowym. Czystym. Białym, jak te kwitnące jaśminy, o których opowiadałam Ci wczoraj.
– i ja czuję coś podobnego do Ciebie. Nie umiem zdefiniować. A o niej nie chcę już mówić. Zabrała wszystko ze mnie,wszystko, co było jeszcze dobre…Mrok, oswoiłem się już z nim, nawet polubiłem tę swoją ciemnicę.
– powinieneś wreszcie wyjść.Do słońca. Zaufaj mi. Nie możesz żyć w mroku, słońce to życie. Ehh, mógłbyś położyć się obok mnie. Nie boję się Ciebie, ani tego, że mnie..skrzywdzisz.Tym bardziej, że jestem do Ciebie bardzo podobna. Ja też już nie mam serca, więc choćbyś chciał, nie skrzywdzisz mnie.Niewiele już czuję, z wyjątkiem krótkich przyjemności mogących wyniknąć z przebywania z mężczyzną.
– Proszę…ciiiii…
***
-Zabiła we mnie wszystko. Moje marzenia, plany, serce, chęć do wszystkiego! Moc. Ty wiesz, Ty rozumiesz, że ja ja już nawet nie mogę…kurwa, że powoli staję się nie- mężczyzną! Kiedyś..wiesz, jaki byłem kiedyś . Nigdy, nawet po rozwodzie nie byłem sam.A potem ona…wiesz jak było, wiesz co było. Próbowałem. Nic. Wziąłem dziwkę- nic. Zapłaciłem. Nic! Rozumiesz? Cholerne, kurewskie, piekące upokorzeniem nic! Wrak, starzec, przegrana kreatura. Pokraka. Czterdziestoletni trup. Przyszedłem…jestem tu, aby prosić Cię, jedyną kobietę, najbliższą ze wszystkich ludzi : pomóż mi. Kochaj się ze mną, proszę.
-Coś takiego! Już nie boisz się , że mnie skrzywdzisz? Żartujesz sobie? A co z naszą duchowością? Co z bliskością i aseksualnością naszego wielkiego, szlachetnego uczucia? Mam potraktować Cię jak jednego z tych ..z tych idiotów? Wiesz jaki miałam do nich stosunek i wiesz co o tym myślę. To było głupie. Głupie i złe. Nie chcę już tak. Nie, teraz ja nie mogę tego zrobić , za bardzo Cię cenię i jesteś za bliski mi. Nie chcę Cię skrzywdzić. I naprawdę, naprawdę w jakiś sposób jesteś coraz mocniej we mnie. Nie chcę tego zniszczyć. Dlaczego tak patrzysz na mnie? I dlaczego się uśmiechasz?’
–  naprawdę jesteś taka jak ja!
–  od lat wiadomo, to nic nowego . Znów zmieniłeś wzrok!
– Pragnę Cię. Pragnę. Jesteś jedyną kobietą, której pragnę i z którą mógłbym to zrobić. Czy nie wiesz o tym? Przecież czujesz to samo, czujesz to, wiem! Ty sprawiasz, że ..niektóre rzeczy zaczynają znów mieć smak i sens. /Ajj, głupi frazes, nie wyszło, wybacz! / Nie, nie umiem o tym mówić. Nigdy nie byłem dobry w wyznaniach. Czy pozwolisz mi dotknąć Twych włosów?
– Nie.Nie teraz. To wszystko jest okrutne. I smutne. Tak, ja też pragnę Cię, ale…co będzie potem? Pomóc Ci, też coś! Taka malutka, kumpelska czy przyjacielska przysługa! Niech to szlag trafi!
– Wiesz, że to nie tak, złośliwie i cynicznie przekręcasz ! Jednak powtórzę: pragnę tego, pragnę Ciebie. Nie żartuję. Wiem, że tylko Ty …
– przestań mówić, nie mów już nic! Pozwól mi odetchnąć i przemyśleć. Teraz idź, proszę.

– Trochę późno już ,nie śpisz?
– nie, wiesz,że prawie nie sypiam…
-To dobrze. To znaczy, źle, że nadal nie sypiasz. Ale…
Chciałabym abyś dotknął mych włosów.
Nie dziękuj.

– Czemu dzwonisz? Jestem w pracy, o mało przez Ciebie się nie spóźniłam! Wypiłam w nocy do końca to wstrętne wino. „To” wczoraj nie powinno mieć miejsca. Sztuczne, podłe, mechaniczne. Dobrze,że przerwali nam ten cyrk i wezwali Cię na dyżur.
-Chcę powiedzieć Ci coś ważnego.Tzn.chyba ważnego. Dla mnie bardzo ważnego.
– mów.
– chcę..muszę Ci powiedzieć…ja..kocham Cię.
– ależ ostatnio znów rozmawialiśmy o tym! Tak, kochamy się wzajemnie miłością przyjacielską, poprzez naszą cholerną bliskość emocjonalną i pokrewieństwo dusz, uwarunkowane tak jakimiś magicznymi genami, jak pochodzeniem, wychowaniem, historią naszych rodzin, wspólnymi zainteresowaniami, wspólną choć osobno spędzoną młodością, identycznym postrzeganiem uczuć, klęsk i wygranych etc. , etc…
– nie, nie tylko tak! Kocham Cię mentalnie i fizycznie, kocham Twoją duszę i ciało. Kocham Cię w każdy możliwy sposób! Kocham tak, jak najmocniej może kochać mężczyzna kobietę. Rozumiesz? KOCHAM CIĘ!

Świat naprawdę potrafi śmiać się szczęściem, mienić wszystkimi kolorami tęczy, bure kałuże stają się nagle błękitnymi lagunami a życie zdaje się być baśnią. Wiosna wybucha całą mocą zieleni, kwitnących jabłoni i zapachem jaśminów. Przestaje razić kicz, wokół błyszczą gwiazdki i latają Amorki. Nagle wszystko zdaje się mieć sens!

– poczytasz mi do snu? Miałam ciężki dzień i tak chcę usłyszeć przed snem Twój głos!
– dobrze, gdy tylko dojadę na miejsce. Zaraz poczytam Ci…
– szkoda, że nie mogę dziś przytulić się do Ciebie..
– możesz. To kwestia wyobraźni i umiejętności odczuwania. My potrafimy przecież czuć niewidzialne.

Jaśmin
-wiesz, postanowiłam przenieść jeden z jaśminów z ogrodu pod swoje okno. Nazwałam go Twoim imieniem. Nie śmiej się, wszystkie moje kwiaty, wszystkie, które kocham , mają swe imiona. Chcę abyś był blisko mnie, nawet gdy fizycznie będziesz gdzieś daleko. Każdej wiosny jaśmin będzie miał nowe listki i coraz więcej kwiatów, będzie coraz większy i mocniejszy. Jak to , co nas łączy.
Tylko nie mów, że poleciałam harlequinowym kiczem !
– nie, nie powiem tak..zastanawiam się tylko, czy na pewno zasłużyłem. Czym..?
– wszystkim! A najbardziej tym, że JESTEŚ i że wyszedłeś w końcu do słońca. Powiedz, czy jaśmin może mieć Twe imię? Zgadzasz się? Czy , niezależnie od wszystkiego, będziesz przy mnie zawsze?
– przecież wiesz, że tak.Jestem i będę przy Tobie. Zawsze.
– i będziesz mnie chronić przed całym złem świata?
– tak
– wiesz, gdy nie będziesz mógł być przy mnie, będę patrzeć na ten jaśmin, będę słuchać wiatru między jego listkami i słyszeć Twój głos. Szaleństwo? Może trochę, ale czym byłby bez niego świat, czym byłoby całe moje uczucie do Ciebie, gdyby nie to szaleństwo? Moje, nasze.

Kolorowe sukienki

– czy podoba Ci się róż? To znaczy, czy podoba Ci się róż na kobietach?
– tak. Dlaczego..?
– bo kupiłam sobie różową sukienkę. Taką ciemno różową i chyba ładnie mi w niej.
– najbardziej lubię niebieski, wiesz o tym. Ładnie Ci w niebieskim, blond włosy i niebieskie oczy, tak, w niebieskim Ci ślicznie.
– wiem i dlatego kupiłam też dwie niebieskie.
– jesteś szalona, naprawdę!
– ja wiem..? Chcę tylko podobać Ci się, to takie..logiczne przecież! Poza tym nie mogę wciąż chodzić w czerni, jest wiosna!
– w rzeczy samej, jest wiosna, to logiczne ;)
*
– wiesz, jaśmin zakwitł! Wieczorem usiadłam na tej ławce- huśtawce, wiesz gdzie i patrzyłam na niego. Uwikłałam się znów w głupią historię, ehh,później opowiem Ci. Dobrze, że JESTEŚ i dobrze, że jaśmin kwitnie.

***

Trudno jest kupić niebieskie znicze. Dużo trudniej, niż niebieskie sukienki.
Jaśmin zakwita niewinnością bieli , każdej wiosny większy i silniejszy.
Słucham ,o czym mówi wiatr tańcząc cichutko , szepcząc między jego listkami…

*
Znów zakwita jaśmin. Wiesz, jak bardzo urósł? Ma mnóstwo białych kwiatów .
Znów uwikłałam się w głupią historię ..ehh,
później opowiem Ci….

*

For my best friend, my lover, when I need help – cliche – cliche
Everything I want to say to you is wrapped up in an old cliche
The best way is with an old cliche
It’s simply the best way is with an old cliche
Always the best way is with an old cliche
I’ll leave it to the best way, it’s an old cliche
I love you…

Pamięci P.
***

Kiedy kwitną magnolie ;)

Każdej wiosny oczarowują mnie i zakochuję się w nich od nowa.
Magnolie; jedne z najukochańszych drzew mej Księżnej Matki.

MAGNOLIA

Kwitnące magnolie zawsze przywołują mi na myśl moją młodszą Siostrę.
Otóż dawno…nie, nie tak wcale dawno temu, ot około czterdziestu lat temu( jakby przedwczoraj!) , pojawiła się nagle w moim życiu, w kwietniu. W ciepłym i słonecznym kwietniu, gdy- jak opowiada Pani Matka- tak pięknie kwitły magnolie. Odkąd sięgam pamięcią, Mama co rok w dniu urodzin Siostry wspomina te cudnej urody, obsypane różowym i białym kwieciem drzewa.
Moja Siostra od początku była przeciwieństwem mnie. Była jak Aniołek– twierdzi Księżna Matka (co , ze swym zbójeckim błyskiem w oku, potwierdza Król Ojciec) .
Spokojna, grzeczna, dobrze spała, dobrze jadła -opowiada Pani Matka- Była wytchnieniem po Tobie, od urodzenia diable wcielonym, który nic nie chciał jeść, spał wyłącznie w dzień i za nic nie dał się przestawić! Który wył wciąż bez powodu i wpędził mnie w solidną anemię!
Gdy Rodzice stanęli w progu naszego domu z moją maleńką Siostrą w beciku, kilka dni po Jej przyjściu na świat, przywitałam ich z bardzo pochmurną miną i zaciśniętymi ustami. Podobno jedno, co powiedziałam do Siostry na powitanie, to było stanowcze:
WON!
podkreślone małą rączką, wskazującą kierunek, gdzie ma iść won. ;)
Znam to z rodzinnych opowieści; rzecz jasna, nie pamiętam tego. Pamiętam natomiast doskonale jak , gdy podrosła , ciągnęłam Ją za loczki. Zazdrościłam Jej ślicznych , płowych loków. Zazdrościłam Jej też wielkich, błękitnych oczu i..tego, że potrafi być taka grzeczna! Nie rozumiałam też nigdy tego, że choć tak jej dokuczam, Ona jest zawsze po mojej stronie!
Ale..
ale gdy podrosłyśmy, gdy obie byłyśmy w podstawówce …biada temu, kto Jej dokuczył! Potrafiłam rzucić się z pazurami ( i kopniakami!) na wyższych i silniejszych, okładać i przezywać ich od najgorszych( w tamtych czasach najgorsze to było chyba ” świnia”) . A potem wściekać się na Nią w domu, że :
cholera jasna, sama nie umie plunąć na tych tępych osiłków! ;)))
*
Kilka dni temu miała urodziny. Miałam wpaść na chwilkę, a Ona nie miała robić żadnego przyjęcia. Skończyło się , jak zwykle, wystawnym poczęstunkiem i kilkoma godzinami spędzonymi z Nią i Jej Rodziną. Jak zwykle też, nie było kiedy powspominać wspólnych szaleństw młodości i radosnego dzieciństwa. Może kiedyś, gdy przyjedzie sama, gdy będzie czas, pogadamy…
*
Chciałam zerwać dla Niej gałązkę kwitnącej magnolii, ale ponieważ to piękne drzewko, nie dość, że rośnie w Jej miejscowości, to jeszcze pod kościołem, odpuściłam sobie. Ważne, że / chyba/ wie, że zawsze myślę o Niej, a najbardziej…przecież wtedy,
kiedy kwitną magnolie! ;)

kwiecień

***

*Come the morning light now*

Dziś moje najmłodsze , nastoletnie Dziecko płci żeńskiej( dobrze znana bywalcom tego bloga, Mała W.) zapytało , nie stąd ni zowąd:
Mama, a Ty znasz piosenki GUNS’N’ROSES?
Gdybym już nie siedziała, usiadłabym. Z wrażenia. Jak ja, JA, wychowana na starym, dobrym rocku, mogę nie znać Gunsesów??
– Dziecko, przecież Guns’n’Roses to piękna ballada ” Noveber Rain” , to przecież moja młodość!
– no dobra Mama, ale co, tylko tę jedną ich piosenkę znasz??
Nie, nie tylko tę jedną. Znam wiele, ale najbardziej emocjonalnie i/ dlatego że wspomnieniami,
wiążę się właśnie z tym.
I z ” Don’t cry”

To po pierwsze. A po drugie: czyżby w życiu mej Latorośli skończyła się/ wreszcie/ era tych zawodzących i piszczących kretynek Shakiropodobnych, których, nota bene, sama lubię czasem posłuchać? ;)
Moje dziecko i Gunsesi! Dobrze jednak, że siedziałam.
Przesuwają się obrazy wydarzeń Tamtych Lat. Było i … nie minęło.
*
Czekam na telefon, leje deszcz i przechodzą co jakiś czas gradobicia.
Czy dojechałeś bezpiecznie? Nie, nie oszukuję, nie złość się na mnie, nie gram teraz, naprawdę martwię się…

Dobrze, że mam dobre, duże słuchawki ;)

And please remember that I never lied
And please remember
how I felt inside now honey
You gotta make it your own way
But you’ll be all right now sugar
You’ll feel better tomorrow
Come the morning light now baby

***

Takie tam ble ble ble ;)

czyli deszczem spowodowane piep…, ups!  bzdury.

Kilka pięknych, słonecznych dni i ..blog stoi odłogiem. Tak Kochani, ostatnie dni spędziłam outside; jak nie w trasach/ tu i tam/ , to w swoim ogrodzie. I jak zwykle wiosną( jak zwykle w ogrodzie) nie obeszło się bez różnych zupełnie nieplanowanych i nieprzewidzianych prac. Dwa dni temu po południu wyskoczyłam na chwileczkę po KILKA sadzonek kwiatów do znajomej, starszej pani. Efektem sympatycznych pogaduszek z uroczą Staruszką w jej ślicznym ogródku , był, przywieziony przeze mnie cały bagażnik combi różnych sadzonek, rozsad i Bóg wie czego jeszcze…Oczywiście gratis! ( tzn.stary obyczaj na wsi nakazuje ” zapłacenie symbolicznym grosikiem na rozmnożenie” , co tez uczyniłam, rzecz jasna!) .
Dobrze, że akurat miałam pod ręką swych pracowników sezonowych, którzy naprawiali mi ławkę w ogródku piwnym; jakoś przenieśli tę niezliczoną ilość kwiatów( wraz z ziemią, w której przyjechały!) z auta na miejsce.
Słońce chyliło się ku zachodowi, gdy kończyłam rozsadzać nowe roślinki w różnych zakamarkach mego dużego ogrodu..Oczywiście nie byłabym chyba sobą, gdybym podczas prac ogrodowych nie narobiła sobie bigosu( hmm, może raczej ” bigosiku” ). Otóż kilka dni temu było tak gorąco( dla mnie, osoby zimnolubnej, 20 stopni C. to już niemal upał!) i byłam tak potwornie zgrzana, że postanowiłam podczas prac porządkowych w ogródku występować bez koszulki. Pozwoliłam promieniom wiosennego słonka muskać me plecy, dekolt, twarz. Było cudownie i byłoby tak cały czas, gdyby nie te niesforne, złośliwe, ciemne chmurki, co chwila zasłaniające słońce i przynoszące mocne podmuchy zimnego wiatru….
Trochę
się
przeziębiłam…
Dziś muszę odpokutować swój romans z wiosennym słonkiem. Dobrze, że pada deszcz i mogę z czystym sumieniem
nie wychodzić( ani nie wyjeżdżać) nigdzie.
*
Niedawno , w podobny dzień, gdy deszcz zatrzymał mnie w domu, moja Córeczka pokazywała mi swe nowe sztuczki komputerowe. Posadziło mnie Dziecię przed moim własnym pc, włączyło kamerę i poczęło robić mi( i sobie) przedziwne zdjęcia. Przedziwne, bo jak nie w jakichś gwiazdkach, mgiełkach, to w różnych cieniach i kolorach.
To jedno z tych zdjęć:

„Kobieta zmienną jest”

Kobieta zmienną jest

 

 

Powiedzcie mi, proszę, który- Waszym zdaniem- kolor najlepiej oddaje
1. charakter ” Angie”,
a/ i
2. w którym najlepiej się prezentuje sama koleżanka Angie
. ;)

Dlaczego to ważne.. może kiedyś zdradzę! ;)

Angie:
in red?
in green?
in blue?
or
in the third pic ?

;)

Ach!
Zapomniałabym o czymś:

 

;))))))))))

***