Has anybody seen my baby…? ;) II

Has anybody seen my Baby?? ;)))


Ciąg dalszy, czyli gdy serce się włącza (nieprzewidziany zwrot akcji)  ;)

Odkąd wróciła Andżelika, życie naszej miejscowości ( a już na pewno moje i Lidki) , stało się , łagodnie mówiąc ,mniej spokojne. Nikt bowiem na świecie nie potrafił tak zmienić zwykłych , szarych dni w kolorową mozaikę różnych , często wymyślonych przez Andżelikę, zdarzeń.
Po tej częściowo udanej randce z panem, który ni stąd , ni zowąd uciekł Andżelice niemal dosłownie ” z łóżka” , ta- pomstując na cały męski świat- postanowiła ” nie przejmować się tym starym imbecylem” i zająć swoimi sprawami.A że Andżelika tak łatwo nie da skóry sprzedać i nigdy nie zapomina, znalazła stary notes z numerami telefonów i natychmiast umówiła się z dawnym swym adoratorem ,wspólnym kumplem jej i tamtego pana ;)
Pech ( a może nie pech..? ), dziwne zrządzenie losu sprawiło, że nagle, niespodziewanie odezwało się Andżeliki serce.
– wiesz co…to chyba spełnienie moich marzeń…on jest idealny..tzn.robi to idealnie…tak jak potrzebuję..ja jeszcze nigdy nie spotkałam nikogo, kto byłby taki jak ja! Kurwa, ja chyba zakochuję się..nie mogę przestać o nim myśleć, nie mogę doczekać się, kiedy znowu dotknę go, zobaczę, usłyszę..choć tyle codziennie rozmawiamy, że znów wczoraj wieczorem usnęliśmy z telefonami w rękach….
Spojrzałyśmy po sobie z Lidką. Hmmm, Lidka odważniejsza ode mnie, nie odrywając wzroku od piłowanych pazurków, syknęła:
– znowu..? Znowu się zakochujesz? Przecież „nie lubisz ich”, przecież to ” pajace, w 90% przypadków żywe wibratory, nic poza”..
– spłycasz Lidka- warnkęła Andżelika- dawno już nie byłam zakochana. A nawet jeśli, to pewnie pomyliłam na chwilę uczucia…i pomyśleć, że chciałam tylko na nim ..odreagować…i głównie tamtemu imbecylowi zrobić na złość…
– taaaa…teraz następny chodzi i podśpiewuje. Jak zobaczył mnie przed zakładem, to prawie potknął się i dosłownie spłonął hahahaha! Co Ty z nimi robisz, czary rzucasz hahaha!
– ciekawe co będzie, gdy Twój ” imbecyl” Andżelika, dowie się, że spotykacie się z Jarkiem? – wtrącilam- wiecie, że potrafi być nieobliczalny i podły; jak myślicie..?
-Mój? jaki mój? Mógł być mój, ale nie chciał. I gówno mnie to obchodzi- odparała Andżelika- zwiał sam, więc teraz chyba nie będzie się w ogóle odzywać..w żadnej sprawie…
Niestety tu Andżelika pomyliła się. ” Imbecyl” okazał się bardziej podły i nieobliczalny, niż zakladałyśmy…
*
– słuchajcie!- wrzasnęła od progu Lidka- i nie wstawajcie, bo i tak usiądziecie! Andżelika, cały zaklad pracy i pół miasteczka huczy, że on, ten stary palant, Cię..miał! Rozpieprzył to po pijaku w klubie, menda!
Andżelika wstała, powoli zapaliła i wysyczała:
– zabiję skurwysyna! Jeśli to w jakikolwiek sposób odbije się na moim związku z J., naprawdę zniszczę chuja! Poza tym , nie wiem kto kogo tu miał, ale to już inna sprawa. Zabiję mendę!
– po coś Ty w ogóle z nim wtedy..? Przecież każdy wie, że to fałszywa menda…
– sam mi wpadł w ręce. Poza tym pomyślałam, że za tyle lat jego tej ” wierności” może wrato spróbować. Jak widać, pomyliłam się. Ale nie podaruję, wiecie o tym.
Jasne było, że Andżelika nie odpuści. Rzadko odpuszczała, a teraz, gdy gra była naprawdę warta świeczki, gdy pojawial się w jej życiu ktoś, z kim była bardzo szczęśliwa…
Nazajutrz spotkałyśmy się u mnie. Andżelika od południa już popijala drinki. Była, łagodnie mówiąc, rozjuszona.
– wszystko wiem…spotkałam Beatę. Siedział pijany w klubie i komuś opowiadał, że” po kilkunastu latach zdobył największe swe trofeum, że nigdy żadna kobieta nie dała mu tyle, że …że jestem fantastyczna i że warto było czekać”Co za palant! ” Reklamę” mi robi?? Psuje do końca opinię, gnój jeden! …a wczoraj..wczoraj Jarek mówił, że ” w zakładzie pracy dziwne rzeczy opowiadają i że on zrobi z tym porządek, chce tylko znać prawdę..i że ten imbecyl, to stary erotoman, że znów za dużo pije i pewnie fantazjuje, ale że on, J. nie pozwoli sobie, na fantazjowanie na mój temat…”
Nie, nigdy mu nie powiem, wszystko powiem, ale nie to. Powiedziałam, żeby zostawił to i że ja zrobię z tym porządek….
– i co planujesz..?
– jutro. Wieczorem w klubie. Pójdę tam.
Następnego dnia wieczorem, Andżelika odwiedziła swój dawny, ulubiony niegdyś klub. Ubrała się inaczej , niż zwykle i zupełnie nieadkwatnie tak do miejsca, jak i całej sytuacji.Choć może…może właśnie miało to sens? Może miała sens ta delikatna, niewinna , długa sukienka, rozpuszczone włosy i pastelowy, młodzieńczy makijaż..? Nieważne; na pewno była to jedna z , jakoś genetycznie uwarunkowanych sztuczek i gierek Andżeliki.
Czasem nawet my, jej przyjaciólki, gubiłyśmy się gdzie kończy się prawda, a zaczyna gra i na odwrót. Myślę, że nawet czasem sam Andżelika gubiła się w tym, choć- oczywiście- nigdy do tego nie przyznałaby się.
Pierwszą osobą, na którą natknęła się tuż przy wejściu, był pan, dla którego tu zjawila się.
– cześć Andrzejku- radośnie przywitała się. Po czym ściszywszy głos, wycedziła- proszę, kurwa, natychmiast ze mną na bok!
Gdy wyszli, wpadła w furię:
– Ty zakłamana, tchórzliwa kreaturo, ty gnoju! Co ty wyprawiasz? Chwalisz się, że niby mnie miałeś? Ty nieudolny pasożycie, doskonale wiesz, że od pewnego czasu mieszkam z nim; jeśli chciałeś rozpier**ć mi związek, to jak na razie gówno ci się udało; nie przewidziałeś, ty mendo ludzka, że pokocham tego człowieka, tak?  Teraz więc , grzecznie, elegancko pójdziemy razem do twego stolika i odegramy pięknie swe ostatnie role. Bedziesz mówić to, co usłyszysz i co ci każę; odszczekasz wszystko, co nagadałeś. Inaczej..nie widzę cię tutaj, nie wiesz jeszcze, gdzie sięgają moje macki.
Weszli razem na salę. Z daleka ich wspólni koledzy machali do Andżeliki i wołali :
– Jesteś, wreszcie jesteś Andżelika! Kiedy wróciłaś?
Ściskali wszyscy Andżelikę; niektórzy naprawdę nie wiedzieli jej kilka dobrych lat.
Czas upływał wesoło przy piwie, gdy nagle Andżelika,  mimochodem rzuciła:
– słyszałam, że coś już gadają o mnie. O mnie i Andrzeju..wiesz coś o tym Andrzejku..?- wbiła w niego swój znany wzrok Meduzy.
-ale co takiego..konkretnie?- Andrzej patrzył jej prosto w oczy
– konkretnie to, że podobno w któryś weekend tuż po moim przyjeździe, my gdzieś tam coś…hmm, to chyba wtedy, kiedy spotaliśmy się przypadkiem wieczorem i odprowadzałeś mnie do domu..?
-daj spokój Andżelika, wiesz jak tu jest; idziesz ulicą z dobrą koleżanką wieczorem ,a na drugi dzień wszyscy klepią, że byłeś z nią w łóżku- odpowiedział nie spuszczając  wzroku z jej oczu.
-Andrzej- wtrącil nagle ich wspólny kolega- coś ściemniasz znowu..pierdoliłeś tydzień temu pijany, że niby coś tam z nią…a ja ci mówiłem, ze nawet jeśli by coś tam, to się nie gada o tym, nie?
– tydzień temu to ja nie wiem , gdzie w ogóle byłem…tyle już dawno nie wychlałem, kosmos kurwa- grał, jak chciała Andżelika
– wiesz Andrzejku, tobie już pogarsza się stanowczo- odezwała się – znowu fantazjujesz o mnie? Już dawno mówilam ci, żebyś zajął się jakąś żywą kobietą, a nie fantazjami.. życie ci ucieka..
Całe towarzystwo parsknęło śmiechem. Andżelika, udając podpitą, śmiało kontunowała atak:
– a więc Andrzejku, jak to było..? W końcu żeby było jasne: mieliśmy coś wtedy ze sobą, czy nie?- zimny wzrok Andżeliki był wciąż wbity w Andrzeja
-nie no, gdzie tam, gdzież ja z Tobą…nie słuchajcie plotek, ludzie, my z Andżeliką znamy się od dziecka, gdzie tam jakieś romanse czy inne pierdoly, dużo młodsza jest ode mnie, ja jestem jak..prawie jej ojciec..no, może taki starszy brat…co tu dużo nawijać, ja zresztą i tak już ….nie mogę.
Ktoś rzucił:
-chlej więcej tego syfu , dziadku.
Towarzystwo znów parsknęło śmiechem, a Andżelika wreszcie oderwała wzrok od Andrzeja . I nawet się uśmiechnęła;)
*
Epilog:

W następny weekend grali w klubie kawałki z lat 80ych. Nie poszłyśmy z Lidką tam, nie chciało nam się tam iść bez niej-  ona, Andżelika wyjechała na weekend ze swą Miłością.
Andrzej prosił do tańca różne kobiety; dziwnym trafem, wszystkie mu odmawiały. A Gośka, ta najbardziej pyskata, powiedziala wprost:
– nie Andrzejku; ja zatańczę z Tobą, a potem cały zakład pracy będzie klepać, że mnie miałeś..? Coś ci to mówi..?
Podobno była ta najgorsza impreza Andrzeja ;)
Andżelika triumfowała:
-mówiłam Wam zawsze: z nimi krótko i na temat. Wziąć za mordę i postawić do pionu. W każdym tego słowa znaczeniu..

Niecałe pół roku później, Andżelika , ku zdziwieniu ( a może raczej NIE zdziwieniu ;) ) naszemu, oraz całego świata, wzięła ślub z J.
Wyjechali.
Andrzeja do dziś widujemy. Już nie chodzi do klubu. Stracił też pracę. Całkiem przeniósł się w świat pijaństwa. Czasem leży pod latarnią, czasem na trawniku z butelczyną w ręku. Nic nie mówił już nigdy o Andżelice; z wyjątkiem tego, gdy ktoś słyszał, jak przez sen/ ten pijacki/ wola Andżelikę; oraz jednego razu, gdy się upił jeszcze w klubie i żalil kumplowi:
” to zła, to jest naprawdę bardzo zła kobieta…”
:)))
*

 

Majówka ;)

Znaczy się:Państwa B. majówka (partI) ;)


Jestem! Melduję się! To , w końcu, MÓJ teren! :)
Majówki (10)
Leżeć czy nie leżeć tutaj….?
201505034259
Jednak u Pana jest lepiej. Bezpieczniej ;)

Ja też lubię być przy Nim…

Majówki (15)
I najgłupsze selfie świata ( skąd ja wytrzasnęłam taaaakie okulary??! ) ;)
Majówki (11)

Pozdrowienia!
:)))
***

Ciężki żywot Mariana..

…czyli o tym, jak nieroztropni, nieokrzesani i nieostrożni bywają mężczyźni ;)

 

Jednymi z moich ulubionych opowieści są historyjki z życia Mariana i Heli, które z wielkim smakiem i humorem opisuje, znany większości  moich Czytelników i Gości , Pan C.
Niedawno usłyszałam pewną zabawną historię, która natychmiast przywiodła mi na myśl bohaterów cyklu Caddiego. Ba! Jestem pewna, że jeśli to nie dosłownie Marian i Hela, to z pewnością albo ich kopie, albo jakieś bliźniacze wersje!
Podobieństwo jest tak duże, że pozwoliłam sobie nazwać bohaterów zasłyszanej przeze mnie historyjki imionami wymyślonymi przez Pana C. ( wierzę, że nie będzie mieć mi tego za złe! )

Przeczytajcie  i sami oceńcie, proszę:

*

-To Ty naprawdę pamiętasz, jakie nosiłam wtedy sukienki?
-oczywiście, że pamiętam. Zawsze byłaś tak ładnie ubrana, a latem, gdy nosiłaś te zwiewne sukieneczki, nie mogłem oderwać od Ciebie wzroku…
Mądry nawet ten mój Marian. I wrażliwy…hmm, kto by pomyślał, że pamięta takie szczegóły!– pomyślała Hela. Na wszelki wypadek jednak, należało wnikliwiej sprawdzić co działo się w sercu Mariana wtedy te..a, nieważne ile już lat temu.
– wiesz Marian- szepnęła Hela wtulając się w w ramiona swego ukochanego Mężczyzny- zastanawia mnie ciągle to, dlaczego wtedy, te …a nieważne ile lat temu, nie powiedziałeś…lub nie dałeś mi żadnego wyraźniejszego sygnału, że podkochujesz się we mnie?
– Kochanie, byłaś zwykle tak pochłonięta swoimi opowieściami, tym co mówisz, że..nawet nie miałem kiedy wtrącić ani jednego słowa. Zawsze przecież tylko wtedy, gdy Ty chciałaś uciekaliśmy na papierosa i zawsze rozmawialiśmy o tym, o czym Ty chciałaś rozmawiać. Ja mogłem tylko wsłuchiwać się w Twoje słowa i ..patrzeć na Ciebie pragnąc z każdym dniem mocniej i czekać na odpowiednią okazję..
– która nie nadarzyła się, bo wyjechałam. Ech Marian, wy, mężczyźni to jakaś inaczej odczuwająca materia. Nie masz pojęcia jak wtedy było mi w środku strasznie smutno i źle. Gdybyś mnie chociaż przytulił wtedy, przerwał mi gadanie..
– ależ Kochanie, rzeczą raczej niemożliwą, a już na pewno niebezpieczną było ( i jest! ) przerywać Ci! To po pierwsze; po drugie, nie wiedziałem jak zareagujesz gdy np. nagle pocałuję Cię.
– oj, z pewnością byłoby to złe posunięcie! Jak to tak można nagle pocałować kobietę, gdy ona nie spodziewa się tego?! Nie, nie; dobrze, że nie zrobiłeś wtedy tego! Dobrze, nie rozważajmy już tego, co by było gdybyś wtedy nie był tak ..hmm, tchórzliwy.Widocznie tak miało być. Musiało być to zapisane w gwiazdach.
– tak Kochanie, masz rację( jak zwykle oczywiście! ). Śpijmy już, jest środek nocy.
-dobrze, śpijmy.
Hela jednak nie usnęłaby spokojnie bez upewnienia się, że Marian na pewno dobrze pamięta tamte dni. Bo może…coś kręci?
-To mówisz Kochanie, że pamiętasz dokładnie mnie z wtedy, z tamtych dni…?
– tak Kochanie, pamiętam dokładnie- sennym głosem odparł Marian
– i że nie zmieniłam się nic a nic…- uśmiechając się do swoich myśli i wspomnień tamtych dni szepnęła Hela ( hmm, nie zmieniłam się ;ma rację, naprawdę bystry i mądry ten mój Marian; w końcu wszyscy, nawet moje fałszywe koleżanki mówią, że jestem taka jak te..nieważne ile lat temu)
– yhmm, nie zmieniłaś się Kochanie nic- będąc już częściowo w krainie snów Marian przytulił Kobietę Swego Życia- może tylko wtedy miałaś troszkę mniejszy brzuszek, śpijmy już Kochanie Moje- szepnął z czułością.
Nastąpiła chwila ciszy. Ciszy, która nie była bynajmniej zwiastunem spokojnej nocy; była to cisza przed nadciągającą z potężną siłą nawałnicy.
brzuszek…?…Mniejszy..? Czy ty wiesz, czy ty w ogóle przemyślałeś, to ,co powiedziałeś przed chwilą??– Hela poderwała się na równe nogi- jednak nie pamiętasz dokładnie tego wtedy! To nonsens, wtedy miałam taki sam..brzuszek!  I… jak Ty w ogóle możesz tak mówić?! Jeszcze w środku nocy?! Brzuszek?! Czyli już nie podobam ci się ! Tak…czyli teraz jestem…gruba, za gruba, tak?
– ależ Kochanie- Marian usiadł na łóżku- ja nie chciałem nic złego powiedzieć..
– ale powiedziałeś! – przerwała mu Hela- Zepsułeś cały piękny nastrój wspomnień i…całą noc zepsułeś; tak, właśnie tak! Nie, już dawno tak mnie nie zdenerwowałeś! Nie odzywam się do Ciebie już i nie będę odzywać się…
do końca nocy!
O!

*

;)))

Has anybody seen my Baby?? ;)))

Z opowieści Andżeliki,
czyli o tym, jak jednak skomplikowani są …mężczyźni! ;)

Powiedz mi tylko jedno..jedną, jedyną rzecz: dlaczego dziś?
– a co? Czy dziś jest zły dzień? Przecież nie masz nikogo, ja też nie, w czym więc rzecz?
– tylko w tym jednym , posłuchaj: przez 12…nie, nie 12, piętnaście lat łaziłem za Tobą, piętnaście lat pragnąłem Cię, a Ty nic! Zawsze ktoś inny! Piętnaście lat..! Pamiętasz ile razy dzwoniłem? Pamiętasz ile razy chciałem jakoś Cię..zdobyć?!Wiedziałem…myślałem, że jestem za stary. Powiedz mi więc, powiedz mi : dlaczego akurat dziś??
– wiesz , zadajesz jakieś niezrozumiałe i dziwne pytania! Nie wiem dlaczego nie wtedy, a właśnie dziś.Może dlatego, że tak długo byłam sama? A może po prostu dojrzałam, by z Tobą być…? Nie wiem; wiem tylko, że teraz, dziś chcę Ciebie! Chodź!
Pójdziemy do mnie do domu..albo nie, nie do domu; dom jest taki..banalny.Pójdziemy do altanki przy domu. Będziemy prawie pod gwiazdami!
Trzymając się za ręce poszliśmy do mojej altany. Spojrzałam mu w oczy i poprowadziłam jego ręce na swe piersi.
– nie bój się mnie.Kochaj mnie!
Była piękna, ciepła, letnia noc. Delikatne podmuchy wiatru chłodziły moje rozpalone ciało. Byłam nad nim, pod nim, obok, z tyłu, z przodu, ehhh, czułam go tak mocno, tak jak lubię czuć. Chciałam, prosiłam,żeby mnie brał jak tanią dziwkę , a on tak robił. To było takie..agresywne i takie cudowne! Zawsze wyczuwałam mężczyzn, nigdy nie trafiłam na słabego kochanka i wiedziałam, że i on musi być silny i dobry,ale nie spodziewałam się, że jest..że jest aż taki!
Położył się obok mnie. Spytałam wtedy, czy chce zostać ze mną do końca, na zawsze. I żeby przyznał mi, że świetną myślą jest, to, abyśmy się pobrali. Nic nie powiedział; wydawało mi się, że czuję na jego policzku łzę. Zapatrzyłam się w nocne niebo i- nie wiem nawet kiedy- usnęłam. Na chwilę , chyba dosłownie na małą , króciutką chwileczkę.Gdy otworzyłam oczy –już go nie było!
Wyobrażacie sobie?! Nie było! Zostawił mnie, uciekł w ciemną noc gdzieś jak wystraszony prawiczek, jak durny szczeniak! Stary palant!
Czekałam na jakiś znak. Telefon czy choćby głupiego smsa. Nic! Całe dwa dni NIC! Opowiedziałam wszystko Hance. Mówi, że musiało go to wszystko przerosnąć, że jestem przecież „zbyt atrakcyjna i zbyt światowa dla niego, a on może czuć się tylko małym kundlem”. I żebym dała mu czas.
Atrakcyjna? Zbyt światowa? Hmmm, ja wróciłam tutaj po to z zagranicy, by wreszcie osiąść spokojnie, by dożyć w swym rodzinnym domu starości z kimś …pewnym, oddanym mi. Po trzech latach wstrzemięźliwości, po trzech latach wyrzeczeń i zapierniczu u tych cholernych Niemców! Ehhh. Pomyślałam o nim, o tym starym imbecylu, a tu proszę, same widzicie! To się w głowie nie mieści! Już przez chwilę myślałam, że może mu nie było dobrze, ale Hanka powiedziała, żebym palnęła się w łeb i otrzeźwiała trochę w końcu. Otrzeźwiała? Hmm, niby z czego? Aaa , nieważne.

– Andżelika- z trudem opanowując śmiech wtrąciłam – Andżelika, ośmielę się przypomnieć Ci, że od kilku lat podobno nienawidzisz mężczyzn i że żaden nie jest Ci do niczego potrzebny, więc…
Andżelika przerwała:
owszem, nie znoszę tego gatunku, czy raczej podgatunku rasy ludzkiej, ale to nie upoważnia ich, żadnego z nich, by tak ze mną postępować! Czy oni, czy ten stary dureń nie wie, że na niego potem, przez dwa dni czekałam? Że przecież to było takie preludium, taki wstęp do kolejnych naszych uniesień, że ( kurwa mać! ) apetyt rośnie w miarę jedzenia! Kazałam Hance obserwować go w pracy. Mówi, że jeszcze nigdy nie widziała go tak ..promiennego! Podobno w pracy ” unosi się” , nie chodzi! Wyobrażacie sobie ?! Stary przygłup wiecznie w ” krótkich spodenkach”! Kretyn! Po trzech dniach nie wytrzymałam i wystosowałam do niego smsa o treści ” tchórz!” . Słusznie, prawda?
– w całej rozciągłości słuszności słusznie!- potwierdziłyśmy zgodnie z Lidzią
– a może on czeka, aż go ośmielisz?- spytała cicho( również ledwo powstrzymując śmiech) Lidzia- może powinnaś np. pójść kiedyś w te miejsca, w które on chodzi…?
Lidka, bój się Boga! Ja mam chodzić za mężczyzną??Niedoczekanie! Nie wiem co, ale coś wymyślę. Nie podaruję tego temu głupkowi!
*
Po tygodniu znów spotkałyśmy się z Andżeliką. Była odmieniona ( a raczej była znów sobą). Już nie w zwykłym dresie i adidasach, w jakich widziałyśmy ja, gdy przyjeżdżała raz na kilka miesięcy do kraju; wysokie, czarne szpilki, bardzo nie- luźna sukienka ( w którą Andżelika, jak później powiedziała nam” z trudem wbiła się”), rozpuszczone włosy. I ostra czerwień błyszczących warg.
– Andżelika, WELCOME Home! Teraz wiem, że naprawdę wróciłaś! – podałam jej lampkę wina.
– nie chcę wina. Napiłabym się wódki. Zwykłej, naszej, polskiej , dobrej wódki.
– i jak tam? Odezwał się?
a skąd! Tchórz! Cienias, stary dupek. Nie wiem gdzie uciekł i nie chcę wiedzieć. Wiem, tylko, że nie daruję mu.Tak a propos: może któraś z was ma numer do tego jego kolegi, co za mną kiedyś też uganiał się- jak mu tam było, Jarek chyba?
Zadzwonię do niego po jakimś tam pretekstem i spotkam się z nim.
A tego wstrętnego osła nie chcę już widzieć na oczy! Nigdy! Nie obchodzi mnie i tyle. Hmmm, a w ogóle…mężczyźni to totalnie zdziwaczałe stworzenia. Cudaki jakieś. A mówią, że to my, kobiety , jesteśmy jakieś skomplikowane! Patrzcie same na tego starego palanta, ot zagadkowy, tajemniczy, kurwa, szlag by go trafił!
a w ogóle to nikt nie wie, gdzie
on podziewa się.
A wy coś wiecie…?

;)))
Przyznam, że tym razem Andżelika zaskoczyła mnie swoją/ kolejną/ ” miłosną” historią. A może ktoś z Was rozumie i wie, dlaczego uciekł kochanek, przyszły ( i pewnie niedoszły) małżonek Andżeliki?
;)))

***

*Twój narkotyk…*

I tylko zapach twego ciała
w erotycznej grze
uskrzydla mnie to wręcz zniewala
wręcz zniewala
bo twoja miłość mnie unosi
jest w niej życia sens
zapach kobiety to narkotyk
mój narkotyk

Chyba już kiedyś mówiłam, że , gdybym była dziennikarzem radiowym ,prezenterem  muzycznych audycji, albo szybko zwolniliby mnie, albo zyskałabym /malutkie/ grono wiernych słuchaczy i miałabym jakąś swoją quasi- autorską audycję( oczywiście z akcentem na quasi! :)) . Jestem bowiem wierna niektórym piosenkom, wciąż w nich zakochana, nimi odurzona i gdy nadchodzi odpowiedni moment, ta właściwa, jakaś nieodgadniona , zaczarowana chwila, zaczynam słuchać, słuchać ich wciąż od nowa. I od nowa z rozkoszą zanurzać się w tej magii pragnień, marzeń, wspomnień i wspomnień marzeń; w tych cudownych dreszczach chwil przeszłych i tych, które za chwilę, przywołane niechcący znów nadejdą ;)
Uwielbiam piosenkę, którą zaraz zapodam ;)
Wiem, mówiłam już o tym przynajmniej dwa razy w ciągu tych kilkudziesięciu miesięcy, odkąd mam swego Angie’s Diary. Wiem, że przynudzam znów, że wolelibyście wreszcie coś nowego( Caddi- zaraz, zaraz coś napiszę…! ) , a nie w kółko ostatnio jak nie relacje z wycieczek, tak zdjęcia ciwetuszków lub/ i jakaś muzyka.
Ale cóż poradzę na to, że znów wiosną jest lato, a latem zawsze coś się dzieje..? ;)
i że latem zawsze przychodzi do mnie …
ta piosenka?
Gdybym była poetką( lub choćby połetką albo poetkom ;)) napisałabym teraz pewnie coś w stylu:
te słowa wryły się w moją pamięć ,
wciąż dźgają mą duszę i serce
pragnienie przepełnia me ciało
i znów chcę Cię
znów mocniej
i więcej…

Niestety( a może i chwała Bogu! ) nie jestem poetką , ani na szczęście nie mam żadnych aspiracji do tego ( moim skromnym zdaniem, wbrew pozorom to właśnie- o ironio!- mężczyźni najpiękniej piszą… wiersze też.) .
Ponieważ muszę, ale to muszę znów publicznie dać upust swej miłości do muzyki( i sentymentom do zaraz zaprezentowanej) , powiem teraz językiem zrozumiałym dla obecnych młodych:
słuchajcie ziomy! To naprawdę jest cool, wciąż , a nawet i still present ,czyli everlasting i jeśli masz heart, zajarzysz ziom o czym mowa!

Chyba aż tak nie przynudziłam ,
prawda , że wciąż cool…?
;)))

Wycieczka do Złotoryi( czyli o „strasznej” wieży, wesołym miasteczku i złocie w potoku;))

Znów pada. Pewnie wściekłabym się na tę aurę, gdyby nie to, że gdy buro i deszczowo, można na chwilę zwolnić. Usiąść, zasiąść i .. coś napisać ;)
Ostatni weekend spędziliśmy pod znakiem obchodów Dnia Dziecka. Piękna, słoneczna pogoda tylko ugruntowała podjętą już wcześniej decyzję:
JEDZIEMY!
Zgodnie z planem, udaliśmy się na coroczne, Międzynarodowe Mistrzostwa Polski w Płukaniu Złota do Złotoryi.
Złotoryja , prześliczna miejscowość usytuowana na Pogórzu Kaczawskim , leży zaledwie 50 km od naszej mieściny. Od lat przejeżdżamy przez to urocze miasteczko będąc w drodze gdzieś tam dalej i -jak w przypadku Bolkowa i wielu ciekawych, mijanych w trasie miejsc- obiecujemy sobie, że zatrzymamy się tutaj następnym razem. Teraz postanowiliśmy Złotoryję obrać za cel i główne miejsce naszego weekendowego balowania.;) Młody Lew, zmęczony tempem ostatnich dni, raczył poinformować mnie, że Dzień Dziecka uczci tylko naszym wspólnym niedzielnym obiadem w zajeździe nad wodą, na płukanie złota natomiast nie jedzie. Trudno, jego strata; i bez niego będziemy bawić się doskonale!
W Złotoryi mieszkają nasi serdeczni przyjaciele, którzy w sobotę pełnili honory gospodarzy i naszych przewodników po najciekawszych miejscach okolicy. Ponieważ mieliśmy trochę czasu do zawodów w płukaniu złota, postanowiłam zwiedzić złotoryjski rynek.
Śliczne, stare, średniowieczne miasteczko od razu zrobiło na mnie duże wrażenie.

Ponieważ było gorąco( tak,tak; dla mnie 22 stopnie C. i słońce to już upał!) , wiedząc, że nasza wycieczka będzie mieć charakter raczej parkowo- miejski , założyłam na się leciutką, czarną sukieneczkę na ramiączkach, taką ciut za kolanka oraz swe ulubione, bardzo wygodne/ choć dość wysokie, bo na sporym koturnie/ klapki. W razie czego lekki sweterek /w ręku/ i szal /na ramiona/:) Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie to, że młodzi wpadli na pomysł, by zwiedzić kościelną wieżę.
Wieża ta ma, bagatela! , 63 m.wysokości, niesamowicie strome, wąskie, kręte, ostro spiralą pnące się na sam szczyt schody. Jest tak wąsko, że nie ma poręczy. Zamiast nich jest przymocowany hakami do wewnętrznej, okrągłej ściany sznur. Żeby jako tako utrzymać równowagę trzeba chwytać się go, na zmianę prawą i lewą ręką, czasem lewą opierać się o drugą ścianę,by, gdy się zakręci w głowie od tych stromych, krętych stopni, nie runąć w dół.
Nie zdając sobie sprawy, że tak się wchodzi niemal na sam szczyt (dopiero tuż przed nim są szersze schody i po obu stronach poręcze! ) , dziarsko weszłam na pierwsze stopnie schodków. Po chwili wspinaczki, gdy było coraz bardziej duszno i stromo, a mokra od potu sukieneczka coraz wyraźniej i bezlitośnie podkreślała me kształty, wydawało mi się, że jesteśmy co najmniej w połowie drogi.
Niestety, spotkany na pierwszym postoju przy wejściu do lochu głodowego, turysta rozwiał moje nadzieje.
– jeszcze kawał drogi przed nami- rzekł- po czym dołączył się do naszej, wspinającej się coraz wyżej grupki.
Gdy szedł tuż za mną ,uświadomiłam sobie, że, cholera, nie mam na sobie spodni i adidasów, a swoją , śliczną, czarną, małą sukieneczkę! I wysokie klapki! Trzymając się mocno sznura, postanowiłam maksymalnie przyspieszyć. Pogorszyło to tylko sprawę; twarz turysty znalazła się, mniej więcej, na wysokości moich łydek. Patrzy w górę, czy nie patrzy?– nerwowo oglądałam się za siebie. Trzymając się z całych sił sznura, rzecz jasna. Chyba , jeśli nie umrę z wysiłku, to zaraz spłonę tutaj! Słyszę za sobą ciężkie oddechy mojej ekipy, ale najbliżej oddech tego pana! Nie wytrzymałam:
-przepraszam, czy pan jest w odpowiedniej …odległości?
;)))
Tak, powiedział, że wszystko jest ok. Mimo wszystko, nie wiem skąd wzięłam tyle sił, by na szczycie zameldować się pierwsza!
Widoki z wieży na Karkonosze , Pogórze Kaczawskie i całą okolicę, wynagrodziły mi cały trud wspinaczki ( oraz obecności tego pana tuz za mną;))

Gdy schodziliśmy, zrobiliśmy przystanek w założonej w wieży na przełomie XV i XVI w. biblioteki łańcuchowej.
Tu: replika biblioteki.

Ale przedtem spotkały nas inne atrakcje. Gdy szliśmy w stronę lochu głodowego, w jednej ze ścian wieży ukazała się postać z zaświatów, a z głębi lochu poczęły wydobywać się straszne jęki umierających. ;)

Kto kiedykolwiek wspinał się, wie że zwykle zejść jest dużo trudniej, niż wejść. Nie można było iść inaczej, jak ciągnąć nogę za nogą, czyli: najpierw na schodek prawa, potem dostawiamy lewą. Aby nie spaść i nie wyrżnąć się przypadkiem….
Gdy wyszłam z wieży, byłam naprawdę bardzo, bardzo szczęśliwa! ;)
Jeśli nie wierzycie jak tam wąsko, stromo i wysoko, spójrzcie:

Po takim wysiłku należał się nam odpoczynek w rynku i małe uzupełnienie spalonych kalorii ;)

Wracając do samochodu, przechodziliśmy obok naszej Wieży Wschodniej. Panie kasjerki ( serdeczne pozdrowienia dla Pań, jeśli trafiłyście na ten blog! ;)))powiedziały,że widząc nas znów tutaj, pomyślały, że może chcemy jeszcze raz zaliczyć wieżę
i patrząc na mnie wrzasnęły:
-dla pani wejście gratis!
O nie kochani, nawet gdyby mieli mi zapłacić, chyba już wtedy nie weszłabym tam! Zdobyłam chyba wszystkie latarnie morskie na naszym wybrzeżu, wiele baszt i wież zamkowych na moim ukochanym Dolnym Śląsku i innych rejonach kraju, niedawno wdrapałam się w środku zimy na skocznię narciarską w Harrachowie, ale czegoś tak stromego, wąskiego i wysokiego jak ta wieża w Złotoryi do dziś nie przeszłam! Pomyślałabym, że to proces starzenia robi ze mnie taką niezdarę; może pomyślałabym tak, gdyby nie to, że przecież wciąż na różne sposoby wyginam się , pracuję w ogródku i ogólnie mam jeszcze dużo energii i sił.I przede wszystkim, gdyby nie to, że moja młoda, silna i sprawna ekipa zeszła z wieży wykończona! :)))
*

Na płuczki złota nad zalewem z Złotoryi przyjechaliśmy troszkę spóźnieni. Skończyła się część zawodów dla dorosłych, zaczynała dla dzieci. Pomimo tego, fantastycznie spędziliśmy czas w prześlicznym parku nad wodą:

…i w wesołym miasteczku:

Tak moi Drodzy: tradycyjnie już,
jeździłam z Małą W. na/ w …łabędziu! :)
Zawsze z nią jeżdżę (i ciągle cieszę się, że jeszcze chce ze mną jeździć..) .
Gdy zerkaliśmy na przygotowania do kolejnego konkursu płukania złota, spotkaliśmy nagle naszego znajomego ( z wieży) turystę.
Miło pogawędziliśmy i umówiliśmy się/ jeśli trzeci raz przypadkiem na siebie wpadniemy/ na kawę i czekoladę :)
Przy okazji moi kochani złotoryjanie zdradzili mi, że oni raczej nigdy nie wchodzą na tę wieżę. Jest… za wysoko.
Kocham ich! ;)))
Po kilku godzinach spędzonych nad zalewem na płuczkach złota i wesołym miasteczku, pojechaliśmy nad małe jeziorko na późny( i bardzo smaczny!) obiad.
Uwielbiam takie miejsca:

*
Do domu dotarliśmy wieczorem. Zmęczeni i bardzo, bardzo zadowoleni z całego dnia. Z obietnicą złożenia nam wizyty przez naszych Przyjaciół oraz zamiarem ponownej wyprawy do Złotoryi, tym razem w celu zwiedzenia kopalni złota.
W niedzielę wieża wschodnia przypomniała o sobie. Gdy opuszczaliśmy nasz zamek w celu wyjazdu nad wodę, po przemierzeniu dwóch schodków w dół , poczułam okropny ból w lewym udzie. Czując, że tracę równowagę syknęłam jękliwie i w ostatniej chwili chwyciłam się z całych sił poręczy. Młody Lew ,wystraszony podbiegł w moją stronę:
– co ci jest Mama?? Słabo ci??
– gdzie tam słabo! Mnie słabo?? kurrr, Młody Człowieku, cholera jasna, nie mogę dziś po prostu chodzić! Moje mięśnie…! Wszystko przez Twego Brata, Szymka i… tę wieżę!!!
;)))

***

Buszując w sieci w poszukiwaniu materiałów na temat Złotoryi, trafiłam na wyjątkowy obraz mojej wieży:

434925
(malarska wizja Kościoła Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Złotoryi w XVIII w., według C. Hentschela z 1911r.)
http://dolny-slask.org.pl/968284,foto.html?idEntity=550475

Ciekawym historii miasteczka i jego zabytków polecam:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Z%C5%82otoryja
http://pl.wikipedia.org/wiki/Ko%C5%9Bci%C3%B3%C5%82_Narodzenia_Naj%C5%9Bwi%C4%99tszej_Maryi_Panny_w_Z%C5%82otoryi
http://www.polskaniezwykla.pl/web/place/6291,zlotoryja-biblioteka-lancuchowa.html
***

Gonić?… Hmm, w tym rzecz! ;)

Jakieś przekleństwo, czy co….?

;)))

Out off my way I’m running
I’m gonna catch you if I can
Out off my way I’m comming
I’m gonna catch you if I can

Out off my way I’m running
I’m gonna catch you if I can
Out off my way start running
I’m gonna catch you

It’s your day believe it
It’s your date with destiny
It’s to late to leave it
After all it’s your it’s your party
Call it luck, call it faith, call me beautiful to my face
Call it out to my to suprise
It’s just how you make it

Włączcie głośno, tego trzeba słuchać na max! ;)

***

Takie tam ble ble ble ;)

czyli deszczem spowodowane piep…, ups!  bzdury.

Kilka pięknych, słonecznych dni i ..blog stoi odłogiem. Tak Kochani, ostatnie dni spędziłam outside; jak nie w trasach/ tu i tam/ , to w swoim ogrodzie. I jak zwykle wiosną( jak zwykle w ogrodzie) nie obeszło się bez różnych zupełnie nieplanowanych i nieprzewidzianych prac. Dwa dni temu po południu wyskoczyłam na chwileczkę po KILKA sadzonek kwiatów do znajomej, starszej pani. Efektem sympatycznych pogaduszek z uroczą Staruszką w jej ślicznym ogródku , był, przywieziony przeze mnie cały bagażnik combi różnych sadzonek, rozsad i Bóg wie czego jeszcze…Oczywiście gratis! ( tzn.stary obyczaj na wsi nakazuje ” zapłacenie symbolicznym grosikiem na rozmnożenie” , co tez uczyniłam, rzecz jasna!) .
Dobrze, że akurat miałam pod ręką swych pracowników sezonowych, którzy naprawiali mi ławkę w ogródku piwnym; jakoś przenieśli tę niezliczoną ilość kwiatów( wraz z ziemią, w której przyjechały!) z auta na miejsce.
Słońce chyliło się ku zachodowi, gdy kończyłam rozsadzać nowe roślinki w różnych zakamarkach mego dużego ogrodu..Oczywiście nie byłabym chyba sobą, gdybym podczas prac ogrodowych nie narobiła sobie bigosu( hmm, może raczej ” bigosiku” ). Otóż kilka dni temu było tak gorąco( dla mnie, osoby zimnolubnej, 20 stopni C. to już niemal upał!) i byłam tak potwornie zgrzana, że postanowiłam podczas prac porządkowych w ogródku występować bez koszulki. Pozwoliłam promieniom wiosennego słonka muskać me plecy, dekolt, twarz. Było cudownie i byłoby tak cały czas, gdyby nie te niesforne, złośliwe, ciemne chmurki, co chwila zasłaniające słońce i przynoszące mocne podmuchy zimnego wiatru….
Trochę
się
przeziębiłam…
Dziś muszę odpokutować swój romans z wiosennym słonkiem. Dobrze, że pada deszcz i mogę z czystym sumieniem
nie wychodzić( ani nie wyjeżdżać) nigdzie.
*
Niedawno , w podobny dzień, gdy deszcz zatrzymał mnie w domu, moja Córeczka pokazywała mi swe nowe sztuczki komputerowe. Posadziło mnie Dziecię przed moim własnym pc, włączyło kamerę i poczęło robić mi( i sobie) przedziwne zdjęcia. Przedziwne, bo jak nie w jakichś gwiazdkach, mgiełkach, to w różnych cieniach i kolorach.
To jedno z tych zdjęć:

„Kobieta zmienną jest”

Kobieta zmienną jest

 

 

Powiedzcie mi, proszę, który- Waszym zdaniem- kolor najlepiej oddaje
1. charakter ” Angie”,
a/ i
2. w którym najlepiej się prezentuje sama koleżanka Angie
. ;)

Dlaczego to ważne.. może kiedyś zdradzę! ;)

Angie:
in red?
in green?
in blue?
or
in the third pic ?

;)

Ach!
Zapomniałabym o czymś:

 

;))))))))))

***