Korzystając z kolejnego przymusowego tkwienia w domu, krążąc między U.Eco, sprzątaniem, kuchnią, łóżkiem i komputerem, zamieniałam kilka słów z Siteolą. Po fajnej ( i naprawdę ciekawej rozmowie z p.doktor! )przypomniały mi się pewne wydarzenia z mojego życia, bezwzględnie związane z medycyną.
Zdarzyło mi się w styczniu 2001r. wydać na świat swą najmłodszą Latorośl, znaną Wam dobrze Małą Wiedźmę. Zanim jednak mój Rodzony Cud wydobył z siebie pierwszy krzyk, nastąpiło – jak to zwykle u nas w Zamku- kilka różnych wesołych( i mniej wesołych) przygód.
Nad ranem, gdzieś o 4ej chyba, poczułam, że już czas. Poprzednio też tak było, za każdym razem nad ranem. Uzbrojona w doświadczenia z narodzin chłopców, wiedziałam, że to może trwać i trwać .Obudziłam swego wtedy jeszcze małżonka, przy jego pomocy spakowałam wszystko potrzebne do szpitala, po czym obudziliśmy naszego lekarza domowego – Księżnę Matkę ,we własnej osobie.
– jak to rodzisz?? Co ile są bóle??- Księżna była w kilka sekund na nogach
– oj Mamo, tak co kilka minut..trzeba jechać już, bo to wiesz, trzecie w końcu, może być troszkę szybciej niż z Tamtymi..
-ok, już jedziemy!
– jak to..? To On( mąż szanowny) nie jedzie?
– nie, lepiej niech zostanie z chłopcami w domu. I tak na niewiele się przyda tam, a ja wprowadzę Cię i zostanę z Tobą
– tzn będziesz cały czas ze mną??
– jasne! W końcu tam są sami moi koledzy!
Szanowny Małżonek ” zapakował” mnie do auta Księżnej, a Ta ruszyła wyciągając po 100 metrach prędkość ponaddźwiękową.
– zajedziemy jeszcze do knajpy do Marcina, nie mam fajek- zdecydowała Pani Matka.
Tak złożyło się, że mój Big B. prowadził wówczas dość znaną w okolicy knajpkę- bar
– Mamo, ale pewnie Oni tam śpią! Jest po 4ej rano!
– a co to mnie obchodzi! Zaraz Go obudzę i koniec. W końcu jego siostra rodzi , ma natychmiast wstawać!
Big B. został subtelnie obudzony, ograbiony z Marlboro i wody mineralnej. Zdążył tylko krzyknąć do mnie” trzymaj się”, gdy nagle znikł w kłębach dymu z rury wydechowej auta Księżnej. Ruszyłyśmy ostro. Po kilku minutach Pani Matka stwierdziła, że ” nie może jednak tak szybko jechać, bo to styczeń i jest ślisko”
– co ile masz bóle?
– co 5 minut..
– ok, zatrzymujemy się na chwilę, muszę spokojnie zapalić.
-oo, ja też!
– przecież Ty nie palisz, jesteś w ciąży!!
– już prawie nie! Przecież rodzę, daj papierosa!Zresztą sama mówiłaś, ze babom rodzącym dawali nawet kiedyś whisky dla uśmierzenia bólu; ja chcę tylko pociągnąć fajkę!
O mało nie pobiłyśmy się z Panią Matką; w końcu udało mi się dwa razy porządnie zaciągnąć :)
Do szpitala weszłyśmy prawie ” z drzwiami”
– o, witamy Panią Doktor!- rozległy się głosy brutalnie wyrwanych ze snu pielęgniarek
– cześć dziewczyny! Przyjechałyśmy rodzić- powiedziała Pani Matka wskazując na mnie
Księżna, stary, znany lekarz pediatra- internista wszędzie była tak witana. Na położnictwie i ginekologii czuła się jak u siebie w domu, choć wcale to nie był to Jej rodzimy szpital.
– ojj, to jeszcze potrwa! Maleńkie rozwarcie..hmm, jedziemy na górę, coś poradzimy. Poczekamy tylko na doktora
– jak to ” maleńkie..” ?? Przecież bóle są co 5 minut…
– ale dziecko, Ty masz pewnie krzyżowe…zresztą zaraz podłączymy pod KTG i wszystko jeszcze sprawdzimy- miłym głosem powiedziała położna
Wjechałyśmy windą na oddział położniczy. Lekarz dyżurny zbadał mnie i stwierdził, że ” jeszcze potrwa” Bożżżeee! Kobiety, które rodziły i które miały bóle krzyżowe, wiedzą , co to za męka!
Tak czy inaczej nie pozostało nic innego jak czekać. Na rozwój wypadków. W miedzy czasie, po tych wszelkich pielęgniarskich zabiegach, wędrowałam od sali porodowej do łazienki
– co Ty robisz Angie??- Księżna wtargnęła do mojej łazienki
– wycieram podłogę, ponieważ pochlapałam..
– czyś Ty zwariowała!! Ty przyjechałaś tu rodzić , a nie sprzątać!! Wracaj na porodówkę i zostaw te ręczniki już!
– wracaj na porodówkę, wracaj na porodówkę..a co tam mam robić?? Leżeć jak głaz, jak TO się nie chce rodzić jeszcze?
– zaraz Ósma, przyjdzie ordynator, przyśpieszymy!
Przyszedł nie tylko ordynator, ale i czterech innych lekarzy. Wszyscy musieli koniecznie mnie obejrzeć.
– dziecko jest bardzo duże , rozwarcie niewielkie jeszcze. Podłączamy!- nakłuto mnie jak jeża jakiegoś igłami. Leżałam pod dwoma różnymi kroplówkami. Zupełnie jak za pierwszym i drugim razem. A podobno z każdym razem jest lżej! Oh my God!
Mijały godziny. Bóle były coraz częstsze, coraz silniejsze. Wyłam. Nie chciałam już żyć. Śmierć wyzwoleniem od tego bólu! …
Jak za każdym razem wcześniej, chciałam wyskoczyć przez okno; dobrze, że ktoś wmontował tam kraty ;))
Księżna była cały czas przy mnie, choć trudno powiedzieć, by Jej obecność uspokajała mnie. Cała wściekłość i ten piekielny ból wyładowywałam na Niej. Co jakiś czas pojawiał się jakiś lekarz i sprawdzał ” ile jeszcze do” .Każdy był miły, każdy był delikatny. Każdy- z wyjątkiem jednego, tego ostatniego.
– Mamo, jak znów tu przyjdzie, wygoń go!
– no jak mogę wygonić położnika?
– możesz! Tego wygoń! Widziałaś- tamci mówili do mnie” kropeczko, biedroneczko”, głaskali po nogach, a ten brutal do mnie nic..! I tak niedelikatny jest! Nie może odebrać tego dziecka!!
:)))
Po kilkunastu godzinach tych koszmarnych mąk , nadszedł czas. I wbiegł do sali…tamten lekarz, „brutal” >
– Mamo, zrób coś, bo nie urodzę!!!
Księżna zastygła na chwile, po czym podeszła do kolegi położnika i stanowczym tonem rzekła:
– panie doktorze, może pan wyjść, my sobie poradzimy bez pana doktora tutaj! ( jeszcze nie byli na ” ty” ) :))
Zostałyśmy same. cztery kobiety: ja, Mama, położna i salowa.
Akcji porodowej opowiadać nie będę; wystarczy tylko wspomnieć, że Mała Wiedźma miała ponad 4 kg wagi; przy moim 160 cm wzrostu i nie tęgiej budowie ciała, to naprawdę dużo. Wystarczy wspomnieć, że utknęła główką…
– przyj!!!- pamiętam tylko te krzyki Pani Matki, położnej i salowej. Pamiętam jak trzymały mnie,jak pomagały, naciskały mnie jak starały się .
Księżna asystowała przy dziesiątkach porodów, niektóre sama odbierała. Tym razem jednak nie była w stanie zrobić nic. Położna będąc chyba u skraju wytrzymałości, błagała:
– przyj, bo dziecko się dusi! UDUSI SIĘ zaraz , rozumiesz!
– nie mogę…wyjmijcie TO jakoś ze mnie
Pamiętam kilkusekundową ciszę i pełne rozpaczy spojrzenie Matki. Jakieś głosy, krzyki :
POŁOŻNIK! NATYCHMIAST!!!
Wpadł nagle na salę lekarz dyżurny. Rozejrzał się po wszystkich paniach i spokojnie spytał:
– a co to za histeria? – po czym dosłownie rzucił się na mnie, naciskając mi rękoma na brzuch. Jak korek z butelki wyskoczyła
Mała Wiedźma. I tu natychmiast wkroczyła do akcji Pani Matka- Lekarz Pediatra- trzeba było odessać i przeprowadzić pewne czynności reanimacyjne podduszonego noworodka.
A ja..odetchnęłam spokojnie, gdy wreszcie , po długim, długim wtedy jak wieczność czasie, usłyszałam ten pierwszy krzyk :))
********
Pan doktor ” Brutal” został ulubionym kolegą Pani Matki. Wiele lat pracowali później razem. Księżna oczywiście przeprosiła Go za nasze zachowanie na porodówce Anno Domini 2001 ;)
Pan doktor jest też do dziś moim nadwornym lekarzem. Nie jest wcale taki brutalny i mam dziwne wrażenie, że przed każdym zbadaniem mnie czuje dziwny respekt…. ;)))))
*
A morał..?
Morał z tego taki,
że
nie matki powinny odbierać
swych córek dzieciaki :)))
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.