„Todo sobre mi madre”

Jednym z najlepszych i najpiękniejszych filmów jakie miałam okazję obejrzeć, to ” Wszystko o mojej matce” .
Todo sobre mi madre” to dramat hiszpańsko- francuski z 1999r., reżyserii Pedra Almodóvara.
Reżysera nie muszę chyba przedstawiać; twórca, między innymi ” Przelotnych kochanków” , „Przerwanych objęć” , „Volvera”, „Kwiatu mego sekretu” , „Labiryntu namiętności”. Odkrywca takich talentów i gwiazd, jak Penelope Cruz czy Antonio Banderas.
Filmy Aldomovara, zwykle lekko surrealistyczne , przetkane wątkami homoseksualnymi i czarnym humorem, nigdy nie pozostawiają widza obojętnym. Tak jest i w przypadku ” Wszystko o mojej matce”, filmu, który wywołał i wywołuje nadal wielkie emocje.
Filmu obsypanemu wieloma nagrodami( między innymi: 2000r. Oscar za najlepszy film nieanglojęzyczny, 1999r. BAFTA- najlepszy reżyser ,2000r. Felix- najlepszy film, 1999r.- Nagroda Publiczności – Najlepszy Reżyser)
” Wszystko o mojej matce” obejrzałam kilka razy. Pomimo tego, że nie jestem ani znawczynią, ani nawet miłośniczką pewnych form kinematografii ( kino autorskie) i tematów często w w/wymienionych poruszanych, tym razem Almodovar zachwycił mnie. Do tego stopnia, że jak już mówiłam, obejrzałam „Todo sobre mi madre” nie raz.
Film zaczyna się od siedemnastych urodzin Estebana, syna Manueli( głównej bohaterki filmu) . Oboje są miłośnikami kina i sztuki amerykańskiej ; w dniu i z okazji urodzin Estebana oglądają razem spektakl” Tramwaj zwany pożądaniem”. Esteban marzy o zdobyciu autografu jednej z aktorek. Po przedstawieniu czekają z matką, aż ulubiona aktorka wyjdzie z budynku. Jest noc, deszcz, Esteban dostrzegając aktorki, wybiega za nimi na ulicę.
Ginie pod kołami przejeżdżającego tuż samochodu.
Manuela jest samotnie wychowującą jedynego syna pielęgniarką. Po śmierci Estebana wyrusza do Bracelony w poszukiwaniu jego ojca . Kim okaże się ojciec…
Nie zdradzę, bo nigdy przecież nie streszczam i nie przedstawiam tu fabuły filmu.
Z całego serca jednak polecam; polecam ten film, jako z pewnością inny, bardzo mocny i pełen emocji, które, chcąc nie chcąc (kunszt Aldomovara!) , udzielają się widzowi.
Obraz piękny i wzruszający; film , na którym, jak rzadko kiedy, zdarzyło mi się, nie patrząc na innych obok, płakać. I do którego znów wróciłam.
Historia, która mogłaby być li tylko kolejną tragiczną lub ckliwą opowieścią o matce tracącej jedyne dziecko , za sprawą Almodovara jest pełnym życia i autentyczności obrazem; obrazem, gdzie ” inność” nabiera namacalnego wymiaru , a transseksualizm i homoseksualizm zdają się mieć – często poprzez tragedię jednostek- jak najbardziej ludzkie oblicze.

Doskonałe kreacje aktorskie Penelope Cruz, Cecilii Roth i świetna Antonia San Juan w roli transseksualisty.
Obejrzyjcie! Naprawdę warto!
Angie

Fotosy na Kinomanowcach, gdzie serdecznie zapraszam:

Todo sobre mi madre

***

Ballada o miłości*

Przed nami Oscarowa Gala , noc pełna wzruszeń i różnych emocji. Pewnie wszyscy znają już nominacje i każdy ma swojego faworyta. Jednak nie o tegorocznych filmach nominowanych do Nagrody Akademii chcę dziś powiedzieć ; opowiem o pewnym obrazie, który zauroczył mnie kiedyś, który urzekł mnie od pierwszych chwil; o filmie sprzed dziesięciu lat, jednym z tych dzieł, które zapisują się w mej pamięci natychmiast i na zawsze.
Żelary” to film czeski, nominowany za rok 2003 do Oscara w kategorii Najlepszy Film Nieanglojęzyczny.
Rywalizował między innymi z doskonałą „ Inwazją Barbarzyńców” , która wówczas ( 2004 r.) zdobyła Oscara.

” Inwazja barbarzyńców”

„Żelary” to film na motywach noweli pt. „Hanulka Jozy”, będącej kontynuacją żelarskiego cyklu Květy Legátovej.

Historia opowiedziana w ” Żelarach” , to rzecz z pozoru może banalna, wręcz oklepana.

Oto w czasie hitlerowskiej okupacji Czech ( początek lat czterdziestych XX wieku) młoda, atrakcyjna pielęgniarka Eliška, działaczka ruchu oporu, zmuszona jest opuścić Brno, by ukryć się w górach przed gestapo, które wpadło na trop podziemnej organizacji.
z internetu

Dzięki poznanemu w szpitalu drwalowi Jozowi, którego ocaliła ofiarowując mu swą krew, trafia wraz z nim do jego rodzimych Żelar- zagubionej gdzieś w zachodnich Karpatach , maleńkiej zapomnianej przez Boga i ludzi wioski.
z internetu<

Joza żeniąc się pośpiesznie z Elišką , zapewnia jej nową tożsamość. Eliška staje się Haną, Haną Jozovą.
31a2d96580b14a3461686adeadfe4592,21,1

Hana , początkowo niechętna ” mężowi z konieczności” , mężczyźnie przecież prawie całkiem jej obcemu , z każdym dniem czuje się mocniej z nim związana. Przekonuje się też powoli do jego świata; świata tak innego, niż ten, który dotychczas znała.
Świata, gdzie nikomu niepotrzebne ani prąd, ani bieżąca woda; gdzie przyroda ukazuje w pełni swe tak piękne, jak groźne oblicze.

z internetu

Białe-Karpaty z internetu

Eliška przystosowuje się do wcześniej zupełnie sobie nieznanego, prostego życia na wsi; zaczyna z biegiem dni je lubić.
z internetu

A jej początkowo wręcz wrogi stosunek do męża zamienia się w silne uczucie.
Pomiędzy Haną i Jozim rodzi się miłość.
z internetu

Czy ta miłość, miłość dwojga ludzi z całkiem innych światów, ma szansę? Czy przetrwa wojnę, która jest gdzieś w tle,
gdzieś hen daleko za górami Wreszcie: czy wojna do końca ominie ciche i nieznane cywizlizacji Żelary ?

Zachęcam serdecznie wszystkich do obejrzenia tego filmu.
Wzruszającego, pełnego emocji obrazu.
Wspomniałam, że ” Żelary” opowiadają z pozoru historię banalną, jedną jak nie z setek, to dziesiątek opisanych i/ lub sfilmowanych.
A jednak jest coś w tej opowieści, co czyni ją nieprzeciętną.
Wyśmienita reżyseria Ondřeja Trojana sprawiła, że ” Żelary” są filmem, gdzie wszystko zdaje się być naturalne, żywe; prawdziwe, jak każda z barwnych postaci, które tam spotykamy.
Nie jest to tylko film o miłości w czasie wojny; gdyby tak było, stałby się pewnie kolejnym ckliwym melodramatem dla chlipiącej w chusteczki rzeszy zwolenniczek gatunku. „Żelary” to obraz naturalistyczny i jednocześnie balladowo- poetycki.
„Żelary” to film , gdzie prawdziwe , nieskażone szczęście przeplata się z dramatami i tragediami ludzkimi; film, gdzie nie ma przerysowań, gdzie życie bohaterów ukazane jest dosłownie. Film, który opowiada o tym, jak powszechne cechy natury ludzkiej takie jak zawiść lub małostkowość, mogą spowodować lawinę wydarzeń o tragicznym finale.
Film o wielkiej miłości, która narodziła się niespodziewanie i wbrew samym bohaterom.
O życiu i miłości blisko Natury, czy właściwie życiu, którego rytm ustala Natura.
Ta natura , przepięknie pokazana w doskonałych zdjęciach Karpat Asena Sopova ( film kręcono na Słowacji) , stanowi również o nieprzeciętności i wielkości filmu.
z internetu
z internetu

W moim odczuciu to przede wszystkim film o pięknym, wrażliwym świecie ;
opowieść o wielkiej miłości i starej prawdzie, którą tu przekazuje Květa Legátová:
/zwykle/ nic nie jest naprawdę takie, jakie się nam wydaje

z internetu

***

Źródła:
http://www.krynica.pl/Warto-wiedzie%C4%87-c215.html
http://www.filmweb.pl/reviews/Pi%C4%99kno+ukryte+w+prostocie-4433

***
Květa Legátová – właściwie: Věra Hofmanová (ur. w 1919 w Podolí koło Brna) ,absolwentka bohemistyki, germanistyki, fizyki i matematyki na uniwersytecie w Brnie. Autorka wielu tekstów dramatycznych; Pisała i publikowała już w czasach studenckich ( …) „Żelary” są zbiorem samodzielnych, choć wzajemnie – na sposób powieściowy – powiązanych opowiadań, opublikowanych w 2001 r. przez 82-letnią autorkę, o której wcześniej mało kto słyszał. Książka ta przez dwa lata utrzymywała się w czołówce rankingu najlepszych publikacji, ogłaszanym przez czeski dziennik „Lidové noviny”, jej nakład przekroczył 60 tysięcy egzemplarzy, a w 2002 r. przyniosła pisarce nagrodę państwową.
http://wydawnictwodwiesiostry.pl/tytuly/zelary/zelary.html

***

Zapraszam wszystkich serdecznie na Peoni i mój blog o filmach
Kinomanowce!

Rozwód po włosku

Moje kino- ballada o miłości

„Let the sky fall ”

Pogrążę się teraz całkiem, ale przyznaję publicznie: byłam na ostatnim Bondzie! :)
Gdzieś słyszałam, ze ludzie dzielą się na miłośników Bonda i tych, co mają go– przepraszam- w dupie .
Tak się składa, że moja familia zdecydowanie należy do tych pierwszych. Profesor , z racji miliona obowiązków, nie mógł akurat iść z nami do kina, ale obiecał solennie, że obejrzy ;)
Był brzydki, listopadowy dzień, akurat w okolicach Zaduszek, gdy mój Big Brother wpadł do mnie i radośnie krzyknął:
– jedziemy jutro na Bonda! Załatwiłem nawet dobre miejsca w kinie! Stawiam wszystkim !
– jutro? Ale czy to wypada tak teraz? W okolicach tych Zaduszek?
– a tam, znów przesadzasz! Ty wiesz, jak trudno było o bilety? Nie chcesz, to nie jedź. Zawsze robisz i tak, jak chcesz.
Ale mądry! Gówniarz, cholera jasna, młodsze to ode mnie, a skacze!
– No dobra. Może pojadę, jak już stawiasz
Nie uśmiechał mi się wyjazd do kina. Nawet z Bratem, i dziećmi. Nawet na Bonda. Nie ma co się oszukiwać; rozwydrzyłam się. Pani Matka posiada wielki telewizor( nie pytajcie ile cali, albowiem tępam w tej materii totalnie) , a Brat, który mieszka w pobliżu ma całe full wypas kino domowe , gdzie raz na jakiś czas serwuje nam warte uwagi nowości.
– weź się rusz i pojedziemy wreszcie do kina. Postawię Ci nawet żarcie!- Brat wkurzał mnie z każdym słowem bardziej – no lubisz Bonda przecież!
Ano lubię. To się żem zmobilizowała, wyskoczyła z domowego dresu , odziała w suknię i palto i wyruszyła.
W kinie tłumy. To mogłam zrozumieć; natomiast tego, że moje latorośle biorą po potężnym kubku coli i potężnej porcji popcornu, przechodziło moje wszelkie rozumienie rzeczywistości.
– mama, co chcesz do kina? Lody? popcorn? A może ciasteczka?
– nic, cholera, nic! Ewentualnie mały sok pomarańczowy!
– ejj mama, ejj mama…Ty taka staromodna
***
-Mama, Ty na filmie ciągle śmiałaś się!
– nie ciągle, a tylko, gdy było coś fajnego!
-a ciebie to chyba większość bawiła!
To prawda.
Nie będę pisać teraz o ostatnim Bondzie ; to będzie kiedyś ( jeśli Peonia mnie nie zabije! ) na pewno na Kinomanowcach .
Jest coś, co naprawdę mnie urzekło. I to niezależnie od filmu. Coś, co słyszałam już dużo wcześniej.
Piosenka. Według mnie, może nawet Oscarowa ( rzadko myliłam się ,swym cholernie wrażliwym słuchem, jeśli chodzi o tzw przeboje )
Oscar, oscarowy, oscarowa,
dziś , jak wiemy od lat, nie oznacza już koniecznie naprawdę : DOBRE
Ale ta piosenka jest dobra.
Posłuchajcie Adele :

*Czasami po prostu braknie kamieni*

Miałam napisać coś nowego;
niestety, tak się składa, że mam też realne życie, które nie daje mi spokojnie egzystować w sieci.
( a to ci wredny real! ;))
Wybaczcie więc,znów posilę się swoim starym tekstem. Właściwie nie tekstem, a dawnym, blogowym wpisem.

 

PONAD CZASEM.

” Większość ludzi, póki ma usta zamknięte, nie sprawia wrażenia głupków”

„Nie wiem…
Czy każdy z nas ma swoje przeznaczenie, czy też życie nas unosi jak liście na wietrze? Być może jedno i drugie… Może obie te rzeczy dzieją się równocześnie? ”

” Życie jest jak pudełko czekoladek; nigdy nie wiesz, na co trafisz..

“Zapomnij o przeszłości ,zanim ruszysz dalej.”

” – Odnalazłeś Jezusa, Gump?
– Nie wiedziałem, że mam go szukać”

” Zawsze staraj się postępować jak należy. Chyba ,że sumienie ci nie pozwala”

czasami po prostu braknie kamieni…”

***

( z książki) :
“Ale jedno wam powiem:
Czasem w nocy kiedy wpatruję się w gwiazdy i widzę nad sobą całe niebo,
myślę o swoim życiu. Mam marzenia, tak jak inni, i niekiedy próbuję sobie wyobrazić ,jakby wszystko mogło wyglądać.
A potem nagle mam czterdzieści lat, pięćdziesiąt, sześćdziesiąt. Kapujecie?

***
Żyj tak , żebyś po latach mógł powiedzieć: Przynajmniej się nie nudziłem

*

*W świecie filmu”

Przedstawiam dziś wszystkim Odwiedzającym mnie, nowy blog. Blog, do współtworzenia którego zostałam zaproszona przez Panią Peonię

http://kinomanowce.wordpress.com/

Peonia napisała:
Nie wiem, co z tego wyjdzie, ale co mi tam
Odpowiedziałam Peoni:
Wyjdzie, wyjdzie!

po czym na Kinomanowcach oficjalnie ogłosiłam, co czynię i tutaj :

Ponieważ zostałam zaproszona przez Założycielkę i Gospodynię tego blogu do współpracy oraz  redagowania go, nie pozostaje mi nic innego, jak przyjąć to zaszczytne miejsce w blogosferze i w miarę /czasowych/ możliwości rozwinąć, jak najlepiej/ i najpiękniej!/  Kinomanowce.
Nie będzie tu suchych,  ani surowych recenzji znanych i nieznanych filmów. Będą tu głównie nasze emocje, przelane na wirtualny papier; fotosy , czasem coś o naszych ulubionych  reżyserach, aktorach; czasem opisy niektórych scen z filmu, a czasem tylko niezapomniana  muzyka z dzieł, które zapadły w naszą duszę najmocniej .

MIŁOŚNIKÓW X MUZY

ZAPRASZAMY

W ŚWIAT

FILMU!

:)))

* O północy…*

” Teraźniejszość zawsze wydaje się nam mniej satysfakcjonująca od czasów, które minęły ”

Dziś , za parę godzin Oscarowa Noc.Pewnie nie obejrzę relacji na żywo, jutro poniedziałek i trzeba jakoś dotrzeć do pracy; będę znów z rozrzewnieniem wspominać czasy, gdy byłam na baaardzo długim urlopie wychowawczym z moim Małym Lewkiem i gdy mogłam oglądać całą ceremonię oscarową , niemal do świtu. Zawsze komuś kibicowałam ,ileż było w tym emocji! Kiedyś nawet zdarzyło się, że Oscary oglądaliśmy całą rodziną…jakiś koniaczek, elegancka zastawa, ehh, to były czasy!

Pomimo tego, że pewnie dziś podczas ceremonii będę spać, mam nadzieję, że jutro o 6ej rano usłyszę w radio, że mój kandydat uhonorowany został choć jednym Oscarem. Mój faworyt dziś i zawsze, doskonały Woody Allen ze swoim świetnym filmem

Midnight in Paris

Nie trzeba być miłośnikiem Allena, by poddać się urokowi tego obrazu. Oczywiście film jest jak najbardziej allenowski, jednak tu mistrz jakby łagodniejszy, subtelniejszy. Jego alter ego tutaj, to amerykański scenarzysta Gil , zwiedzający wraz ze swą narzeczoną i jej rodzicami Paryż. Paryż, obok Barcelony ukochane przecież miasto W.Allena. Paryż, który tu, w tym filmie jest niewątpliwie jednym z głównych bohaterów.

Temat zdawałby się być banalnym, oklepanym; wszak Amerykanin w Paryżu to wręcz kicz; nie wtedy jednak, gdy zabiera się za to maestro Allen. Powstaje perełka kina, finezyjna opowieść pełna humoru i nostalgii. Przenosimy się w jedną z paryskich nocy z Gilem w lata dwudzieste ub wieku. Poznajemy T.S. Elliota, Gertrudę Stein, Zeldę i Scotta F. Fitzgeraldów .W uroczej kawiarence wpadamy na Ernesta Hemingwaya, witamy się z Pablem Picasso i Salvadorem Dali.

Spotkanie z każdą kolejną osobą jest dla nas równie zaskakujące, co dla Gila. Allen inteligentnie, czasem złośliwie i z właściwym sobie dystansem przedstawia nam kolejne postaci. Dialogi między legendarnymi bohaterami paryskiej artystycznej bohemy lat dwudziestych są po prostu doskonałe! Cudowne poczucie humoru . Humor- przez duże H, rzecz jasna!

Oczami Gila/ Allena patrzymy na przepiękny Paryż; kręte uliczki, blask latarenek, nocny gwar kawiarni, kawiarenek..

Ulegamy czarowi prześlicznej Adriany, dzięki której docieramy wraz z Gilem do Belle Epoque…

*

Mogłabym wiele pisać jeszcze; zastanawiać się, czy , utożsamiając się z Adrianą, zostałabym TAM, w Belle Epoque, czy jak Gil , wróciłabym do teraźniejszości… nie powiem jednak już ani słowa, bo moim zamierzeniem nie jest przecież streszczenie filmu.

Filmu, który ,jak poprzednio ” Vicky, Cristina Barcelona” zauroczył mnie. Filmu, w którym

dajemy się ponieść fantazji i magii Paryża.

Paryża, który najpiękniej wygląda w deszczu… ;)

* WIELKI BŁĘKIT *

Często wydaje mi się, że już nic nie zaskoczy mnie w Kraju. Nie tylko w naszym świecie polityki ; omijam ten temat konsekwentnie tutaj i nie o kolejnym np uderzeniu choroby Jarka, mam zamiar pisać.
Zaskoczyła mnie nasza TV. Przyzwyczaiłam się do tego, że nic nie ma i oglądam tylko czasem, właściwie bardzo rzadko, wybrane pozycje.
A dziś…no jakiś cud!
Trzy doskonałe filmy !
Ale żeby nie było już tak pięknie- lecą albo równocześnie albo „nakładają się „na siebie.
I…który wybrać dziś?
Kocham naszą telewizję! ;)
Ktoś może stwierdzić: przecież możesz sobie włączyć sobie zawsze, kiedy chcesz któryś z tych filmów na DVD.
Hmm, mogłabym, gdyby moje DVD nie uległo zniszczeniu jakiś czas temu… ;)
A poza tym jestem zdania, że oglądanie filmu ” w telewizorze” ma inny wymiar ,niż włączenie sobie samemu na jakimś tam sprzęcie.
Gdy ma coś ” lecieć w tv” , towarzyszą temu dodatkowe emocje. Trzeba sprężyć się, pośpieszyć, skończyć wszystkie ważne prace, aby zdążyć ! I wtedy
smakuje!
*

Widziałam wszystkie te dzisiejsze filmy; uważam, że każdy w swej kategorii jest świetny. Wszystkie zrobione z wielkim rozmachem.
I w każdym czuć mocny kunszt reżyserko- aktorski.
I muzyka! Tzw ” soundtracki” ; przepiękna, porywająca muzyka !
*

” AUSTRALIA „
*

*

„OSTATNI MOHIKANIN”

*

” WIELKI BŁĘKIT”

*

Już wiecie, co wybiorę. Już powiedziałam , w tytule dzisiejszej notki.
Dlaczego TEN ?
Bo ten film oglądałam bardzo dawno temu. Najdawniej.
Bo gra tu doskonały Jean Reno i cudownie chłopięcy Jean – Marc Barr.
Bo kocham wszystkie odcienie błękitu, turkusu i szarości morza.
Bo…
ten film mówi o czymś bardzo ważnym.
O czym? ….
Obejrzyjcie!
:)

* Po prostu…*

Nie wiem… Czy każdy z nas ma swoje przeznaczenie, czy też życie nas unosi jak liście na wietrze? Być może jedno i drugie… Może obie te rzeczy dzieją się równocześnie…”

” Życie jest jak pudełko czekoladek; nigdy nie wiesz, na co trafisz..

„Zapomnij o przeszłości zanim ruszysz dalej.”

” – Odnalazłeś Jezusa, Gump?
– Nie wiedziałem, że mam go szukać”

„odtąd jak gdzieś szedłem, to biegłem”

„może i jestem niedorozwinięty, ale wiem co to miłość”

„czasami po prostu braknie kamieni…”

***

( z książki) :
„Ale jedno wam powiem:
Czasem w nocy kiedy wpatruję się w gwiazdy i widzę nad sobą całe niebo,
myślę o swoim życiu. Mam marzenia, tak jak inni, i niekiedy próbuje sobie wyobrazić jak by wszystko mogło wyglądać.
A potem nagle mam czterdzieści lat, pięćdziesiąt, sześćdziesiąt. Kapujecie?

No dobra i co z tego? Może jestem idiota, ale zawsze chciałem dobrze – a marzenia to tylko marzenia, nie? I bez względu na to co się stało, przynajmniej mogę spojrzeć na swoje życie i powiedzieć: nie było nudne jak flaki z olejem. A to też coś, nie?”

***
Żyj tak , żebyś po latach mógł powiedzieć: Przynajmniej się nie nudziłem

Film Wszech Czasów……Mój film.

* Film? *

Nie lubię niedzieli. Dlatego, ze jest jakaś z natury ..leniwa i że poprzedza poniedziałek. Tego drugiego, choćbym nie wiem jak chciała, nie zmienię. Z pierwszym natomiast walczę uparcie i ( dość) skutecznie od lat. Gotuję, piorę, czasem wyrwę się gdzieś do moich lasów, czasem zabieram dzieciaki do kawiarni nad wodą ,na lody. A czasem po prostu odpoczywam biernie w rytm ” lenistwa” niedzieli. Jednak ; ))

Jedną z rzeczy, których nie trawię w niedzielę jest kino familijne. A szczególnie amerykańskie kino familijne. Brrr! Po obowiązkowym obejrzeniu ” Makłowicza..” widząc potem zapowiedź czegoś w stylu ” Kevin sam w domu” ,wyłączam zwykle natychmiast telewizor i wrzucam jakąś muzykę głośno. Albo idę do kuchni przyrządzać jakiś ” spontan” .

Ale jest coś , co może przykuć mnie przy telewizorze w niedzielne południe. Prócz starych, dobrych westernów mam słabość do filmów o II Wojnie Światowej. Do opowieści o losach ludzi wplatanych nagle w piekło wojny, o ich dramatach, walce- niekoniecznie na wojennych frontach- o ich cierpieniu, sile i zwycięstwach.

To nie wybitne dzieła kinematografii, to też nie oskarowe przeboje; filmy, o których ktoś może powiedzieć” bzdety, pierdoły, kicz” , choć mnie to kompletnie nie obchodzi. Bo gdy ma mnie film ” wciągnąć” musi mieć tę magię, to coś, czego nie da się może nawet zdefiniować. Musi porwać za serce, musi sprawić, abym poczuła się ” tam”, w środku akcji, bez podświadomej analizy gry aktorskiej bohaterów czy kunsztu reżyserii.Muszę utożsamić się..

” Pierścionek”, ” Póki się znów nie spotkamy” czy , poza nawiasem – choć w tej kategorii,bezkonkurencyjny i naprawdę świetny ” Angielski Pacjent”.

A dziś…nawet nie pamiętam tytułu, chyba ” Klejnoty” . Film o Amerykance, która w przededniu Wojny przybywa do Anglii z rodzicami , by zrzucić traumę złego małżeństwa i poronienia wymarzonego dziecka.

Nie zamierzam opowiadać tego filmu tutaj; chcę powiedzieć tylko to, że oglądając go, zapomniałam o całym teraźniejszym świecie, o otaczającej mnie rzeczywistości. Miałam iść szybko po coś do sklepu, byłam w pełnym ” rynsztunku”; w kuchni czekały obrane jarzyny na zupę i mięso na kotlety. A ja zatrzymałam się w swoim pokoju przed telewizorem. Usiadłam z torebką w ręku..za chwilę rozłożyłam się na kanapie nie odrywając wzroku od filmu. Przeniosłam się. Całkowicie i niespodziewanie..

A prawie nigdy mnie nie zdarza się to!

Oderwanie na jawie..

Dzieci pytały co jakiś czas” mama, kiedy obiad? ” , odpowiadałam sucho:

„potem, będzie dziś później, dużo później, weźcie sobie bułeczki teraz”.

Byłam Tam: w Anglii, we Francji w czasie II Wojny..Byłam znów ,nagle , tą małą dziewczynką sprzed – dziestu lat, która siedzi u stóp Babci przy Jej bujanym fotelu i słucha z szeroko otwartymi oczami opowieści o losach Dziadka i Jego braci, z których jeden szedł z Andersem, drugi znad Oki, inny był partyzantem i brał ślub z Ukochaną w lesie…

Byłam znów tą dziewczynką, która nie może zrozumieć ” dlaczego Niemcy byli tacy źli??” i każdego ” dobrego” Niemca kochała „w ciemno” , żarliwie i platonicznie w swojej bujnej, dziewczęcej wyobraźni. : )))

Dziś znów ” spotkałam Dobrego Niemca” w tym filmie właśnie. Płakałam ,gdy ocalił życie nowo narodzonej angielskiej dziewczynce; płakałam, gdy musiał rozstać się z jej Matką…

I nagle doszło do mnie..nagle zrozumiałam słowa sprzed wielu, wielu lat, mej Księżnej Matki:

– Angie, przecież ten Twój to wypisz- wymaluj oficer niemiecki! Dać Mu tylko mundur i masz Wittmana we własnej osobie! Przystojny jak cholera i Aryjczyk, niech Go licho! ( hehehe)

Księżna mówiła o moim ówczesnym małżonku!

Nigdy nie myślałam o Nim w kategoriach” przystojny czy nie przystojny”; był Mój, a ponad wszystkie kobiety świata i tak przedkładał napój Dionizosa : ))

Nie był Don Juanem, był tylko moim Don Kichotem, który nawet nie zdawał sobie sprawy z urody, jaką Najwyższy Go obdarzył. I ja nie zdawałam sobie sprawy przez długie, dlugie lata, że jest cholernie przystojny. Dziś, choć z zasady nie ” wieszam psów ” na żadnym ex ( w końcu..z jakiegoś POWODU byłam z nim/i kiedyś..) , mogę stwierdzić, że niewiele dobrego mój ex małżonek mi dał
( a wręcz wiele odebrał ….)

Był zimny , był przeciwieństwem mnie i dlatego był moim Wyzwaniem. Moją Zagadką, Moją Obsesją.

Był

Moją Pierwszą, Wielką Miłością.

Dał mi… niewiele dobrego, z wyjątkiem Dzieci.

Król Lew jest do Niego bardzo podobny. Na szczęście tylko z urody.

I, bezdyskusyjnie , mogę stwierdzić, że Ojciec moich dzieci był przystojny. Jak licho i trochę : ))

Oto On, a raczej Jego Wierna KOPIA i KOPIA mojego Lwiątka :