Dwa lata temu temu, gdy słyszałam galeria handlowa, wzdrygało mną. Nie cierpię, nie pojadę! Nie znoszę hałasu, tłumów, bijących po oczach kolorowych szyldów i reklam. Mam swoje ulubione sklepy z odzieżą ( najbardziej lubię malutki „artystyczny sklep” w pobliskim miasteczku , gdzie można kupić rzeczy niepospolite, sprzedawane po jednym, dwa egzemplarze w danym rozmiarze) .Poza tym jestem zatwardziałym chomikiem i kolekcjonuję sukienki, bluzeczki i różne fatałaszki , które po prostu lubię i co może nie do wiary, nawet po kilkunastu latach noszę! Co ciekawsze: gdy zrobię czasem( raz na rok, dwa lata) segregację, remanent, czystkę /czy jak to zwał/ i wyrzucę w końcu jakiś ciuch, po jakimś czasie szukam go znów w szafie, bo… akurat dziś przydałby się! :)
Nie lubiłam galerii handlowych i szlag mnie trafiał, gdy musiałam w nich bywać. Musiałam bywać, albowiem( i ponieważ) gdy się ma w domu nastoletnie latorośle , szczególnie te płci żeńskiej…nie zawsze uda mi się wrobić w dyżur nad nimi i ich przyjaciółkami, gdy te są na zakupach rodziców tych drugich, jej starszych braci, wujka itd.
Najpierw oswoiłam schody ruchome. Nie tylko dlatego,że słyszałam od swych latorośli płci obojga mama,nie możesz jeździć tylko windą, nie bój się schodów, robisz wieś! . Ogólnie takie argumenty nie ruszają starego. Oswoiłam, ponieważ postanowiłam przełamać swój lęk, swoistą traumę, której nabawiałam się w dzieciństwie na Okęciu. Otóż gdy byłam tam z moim szanownym Ojcem , gdy weszliśmy na ruchome schody, by przemieścić się niżej, źle stanęłam na schodku i nie dość, że straciłam równowagę, przewróciłam się, to przewróciłam osobę przede mną, ta następną…jak klocuszki domino! Nie lubiłam ruchomych schodów i później nawet moje częste pobyty na lotniskach nie zmieniły tego. Zawsze przecież jest winda! ;)
Postanowiłam jednak przełamać ten lęk, tę dziwną fobię i udało mi się. Pewnego razu mój Młody Lew chwycił mnie za rękę i weszłam z nim na te cholerne schody. Gdy stwierdziłam, że smok pokonany, przestałam na nie zwracać uwagę. Nawet polubiłam je ( może za bardzo, bo kiedyś tak zamyśliłam się, że jadąc z piętra na piętro, znalazłam się nagle na samym szczycie i musiałam potem szukać właściwego piętra, na którym umówiłam się z Małą W….) ;)
Polubiłam w galeriach…możliwość odcięcia się od zakupów (!) mych latorośli ( kontrola z bliska-daleka). Znalazłam miłe kawiarenki, gdzie zamawiałam sobie pyszne desery lodowe i bez nasłuchu i podsłuchu mogłam gadać przez telefon.
Aż w końcu pewnego razu przykuł moją uwagę wielki szyld nad jednym ze sklepów: PROMOCJA! A obok inny: SALE:50%. A tuż obok, nad innym: -40%!
Musiałabym chyba nie być kobietą, nie być sobą, by tam nie wejść. I weszłam….
Przecież te koraliki pasują do tej mojej ulubionej sukieneczki! O! Jaka ładna, w kwiaty, taką zawsze chciałam mieć! A ta? Muszę przymierzyć! Tylko nie daj się ponieść Angie!A jak już, to tylko tak troszkę, w granicach rozsądku! ;)))
W przymierzalniach modliłam się, by nie było telefonu: mama, gdzie jesteś??
A jednak:
– mama, gdzie jesteś?
– w przymierzalni. Zaraz idę do was!
Śpieszę się, ale na drodze pojawia się kolejny kusiciel z napisem minus ileś tam…
– mama, czekamy na Ciebie na dole, tam gdzie mamy coś zjeść, coś się stało?
– cholera jasna, dziecko, dzwonisz, gdy ja stoję nago w przymierzalni! Zaraz będę!
Dzwoni A. Nie, nie teraz! Nie mogę teraz odebrać, kurczę, zadzwonię potem! ;)
Jest straszny upał i cudowne jest to, że w tych galeriach jest klima! Ale przymierzanie tych kiecek to i tak jednak ciężka sprawa dziś. I czasochłonna. Czy tylko dziś ja tak muszę się męczyć?
Nie, chyba nie tylko ja. W przymierzalni jest kilka boksów i tam też dzwonią komórki:
– jestem w toalecie serce. Już, już, czekaj na przystanku , najwyżej pojedziemy następnym!
Z innego boksu słyszę:
– na przystanku..tak stoję, czekam, niedługo będę w domu, pa!
Pewna dziewczyna ma mniej szczęścia.On nie czeka gdzieś tam, on jest tutaj!
– już?
– jeszcze chwilka. Mierzę tę ostatnią.
– kochanie, jesteśmy w TYM JEDNYM SKLEPIE już godzinę!
– niemożliwe! Przecież dopiero weszliśmy!
*
Droga powrotna to wyścig z czasem. Nad Wrocławiem burza, pędzimy na dworzec. Przed nawałnicą zdążyłam zrobić kilka zdjęć:
W domu słyszę:
-O, mama, C & A , Reserved!
itd.
A co? Czy ja nie mogę też być
COOL?!
;)))
***
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.