Wszystkich moich miłych Gości zapraszam na swój nowy blog:
http://jaimojakawiarenka.wordpress.com/
Blog główny / Angie’s Diary/ będzie przez pewien czas zamknięty.
Oby do wiosny! ;)
A na razie
zima trzyma:
***
Wszystkich moich miłych Gości zapraszam na swój nowy blog:
http://jaimojakawiarenka.wordpress.com/
Blog główny / Angie’s Diary/ będzie przez pewien czas zamknięty.
Oby do wiosny! ;)
A na razie
zima trzyma:
***
Przed nami Oscarowa Gala , noc pełna wzruszeń i różnych emocji. Pewnie wszyscy znają już nominacje i każdy ma swojego faworyta. Jednak nie o tegorocznych filmach nominowanych do Nagrody Akademii chcę dziś powiedzieć ; opowiem o pewnym obrazie, który zauroczył mnie kiedyś, który urzekł mnie od pierwszych chwil; o filmie sprzed dziesięciu lat, jednym z tych dzieł, które zapisują się w mej pamięci natychmiast i na zawsze.
„Żelary” to film czeski, nominowany za rok 2003 do Oscara w kategorii Najlepszy Film Nieanglojęzyczny.
Rywalizował między innymi z doskonałą „ Inwazją Barbarzyńców” , która wówczas ( 2004 r.) zdobyła Oscara.
„Żelary” to film na motywach noweli pt. „Hanulka Jozy”, będącej kontynuacją żelarskiego cyklu Květy Legátovej.
Historia opowiedziana w ” Żelarach” , to rzecz z pozoru może banalna, wręcz oklepana.
Oto w czasie hitlerowskiej okupacji Czech ( początek lat czterdziestych XX wieku) młoda, atrakcyjna pielęgniarka Eliška, działaczka ruchu oporu, zmuszona jest opuścić Brno, by ukryć się w górach przed gestapo, które wpadło na trop podziemnej organizacji.
Dzięki poznanemu w szpitalu drwalowi Jozowi, którego ocaliła ofiarowując mu swą krew, trafia wraz z nim do jego rodzimych Żelar- zagubionej gdzieś w zachodnich Karpatach , maleńkiej zapomnianej przez Boga i ludzi wioski.
<
Joza żeniąc się pośpiesznie z Elišką , zapewnia jej nową tożsamość. Eliška staje się Haną, Haną Jozovą.
Hana , początkowo niechętna ” mężowi z konieczności” , mężczyźnie przecież prawie całkiem jej obcemu , z każdym dniem czuje się mocniej z nim związana. Przekonuje się też powoli do jego świata; świata tak innego, niż ten, który dotychczas znała.
Świata, gdzie nikomu niepotrzebne ani prąd, ani bieżąca woda; gdzie przyroda ukazuje w pełni swe tak piękne, jak groźne oblicze.
Eliška przystosowuje się do wcześniej zupełnie sobie nieznanego, prostego życia na wsi; zaczyna z biegiem dni je lubić.
A jej początkowo wręcz wrogi stosunek do męża zamienia się w silne uczucie.
Pomiędzy Haną i Jozim rodzi się miłość.
Czy ta miłość, miłość dwojga ludzi z całkiem innych światów, ma szansę? Czy przetrwa wojnę, która jest gdzieś w tle,
gdzieś hen daleko za górami Wreszcie: czy wojna do końca ominie ciche i nieznane cywizlizacji Żelary ?
…
Zachęcam serdecznie wszystkich do obejrzenia tego filmu.
Wzruszającego, pełnego emocji obrazu.
Wspomniałam, że ” Żelary” opowiadają z pozoru historię banalną, jedną jak nie z setek, to dziesiątek opisanych i/ lub sfilmowanych.
A jednak jest coś w tej opowieści, co czyni ją nieprzeciętną.
Wyśmienita reżyseria Ondřeja Trojana sprawiła, że ” Żelary” są filmem, gdzie wszystko zdaje się być naturalne, żywe; prawdziwe, jak każda z barwnych postaci, które tam spotykamy.
Nie jest to tylko film o miłości w czasie wojny; gdyby tak było, stałby się pewnie kolejnym ckliwym melodramatem dla chlipiącej w chusteczki rzeszy zwolenniczek gatunku. „Żelary” to obraz naturalistyczny i jednocześnie balladowo- poetycki.
„Żelary” to film , gdzie prawdziwe , nieskażone szczęście przeplata się z dramatami i tragediami ludzkimi; film, gdzie nie ma przerysowań, gdzie życie bohaterów ukazane jest dosłownie. Film, który opowiada o tym, jak powszechne cechy natury ludzkiej takie jak zawiść lub małostkowość, mogą spowodować lawinę wydarzeń o tragicznym finale.
Film o wielkiej miłości, która narodziła się niespodziewanie i wbrew samym bohaterom.
O życiu i miłości blisko Natury, czy właściwie życiu, którego rytm ustala Natura.
Ta natura , przepięknie pokazana w doskonałych zdjęciach Karpat Asena Sopova ( film kręcono na Słowacji) , stanowi również o nieprzeciętności i wielkości filmu.
W moim odczuciu to przede wszystkim film o pięknym, wrażliwym świecie ;
opowieść o wielkiej miłości i starej prawdzie, którą tu przekazuje Květa Legátová:
/zwykle/ nic nie jest naprawdę takie, jakie się nam wydaje…
***
Źródła:
http://www.krynica.pl/Warto-wiedzie%C4%87-c215.html
http://www.filmweb.pl/reviews/Pi%C4%99kno+ukryte+w+prostocie-4433
***
Květa Legátová – właściwie: Věra Hofmanová (ur. w 1919 w Podolí koło Brna) ,absolwentka bohemistyki, germanistyki, fizyki i matematyki na uniwersytecie w Brnie. Autorka wielu tekstów dramatycznych; Pisała i publikowała już w czasach studenckich ( …) „Żelary” są zbiorem samodzielnych, choć wzajemnie – na sposób powieściowy – powiązanych opowiadań, opublikowanych w 2001 r. przez 82-letnią autorkę, o której wcześniej mało kto słyszał. Książka ta przez dwa lata utrzymywała się w czołówce rankingu najlepszych publikacji, ogłaszanym przez czeski dziennik „Lidové noviny”, jej nakład przekroczył 60 tysięcy egzemplarzy, a w 2002 r. przyniosła pisarce nagrodę państwową.
http://wydawnictwodwiesiostry.pl/tytuly/zelary/zelary.html
***
Zapraszam wszystkich serdecznie na Peoni i mój blog o filmach
Kinomanowce!
Wypoczywając w Szklarskiej Porębie, trudno oprzeć się pokusie i nie wyskoczyć do oddalonego zaledwie kilkanaście kilometrów Harrachova. Tym bardziej, że połowa naszej ekipy to miłośnicy skoków narciarskich:)
Pomimo tego, że konkurs skoków w Harrachovie odbył się kilka tygodni temu , zwiedzenie skoczni i miejsc znanych nam z wypraw letnich, było jazdą obowiązkową.
W ostatni dzień zimowych wczasów wyruszyliśmy więc do Harrachova.
Zanim jednak udaliśmy się w drogę, należało pożegnać się z naszymi ulubionymi miejscami:
Tuż przy naszym domku Potok Kamieńczyk
Nakarmić naszych podopiecznych:
Zerknąć na malowniczo położoną, naszą ulubiona karczmę, o wdzięcznej nazwie ” U Chochoła”
I w drogę serpentynami i górskimi przełęczami:
Zbliżamy się do dawnego przejścia granicznego w Jakuszycach.
Zdjęcia zza szyby samochodu nie są wyraźne; widać jednak piękno zimy w górach.
W dali: kolejna szkółka narciarska / tu: biegi/ . W okolicy Jakuszyc widać jak wielu jest miłośników sportów zimowych
Wreszcie na miejscu.
Harrachov
Wbrew pozorom, mamy niezły kawałek do skoczni. Wysiłek wynagradza dość dobra pogoda i piękne, okoliczne lasy
Niektórzy wdrapali się na małą skocznię, tylko po to, aby usiąść na desce startowej ;
Idziemy mostem nad hotelem na duże skocznie; te, na których odbywają się międzynarodowe zawody :)
Dopiero tu, u podnóża skoczni, widać ich ogrom.
Idziemy wyżej, coraz wyżej.
Wdrapujemy się wciąż pod górę:
*
Po długich wędrówkach, postanowiliśmy się ogrzać i coś zjeść w jakimś przyjemnym miejscu.
Całkiem przypadkiem, trafiliśmy tu:
Restauracja należąca do byłego mistrza w skokach narciarskich:
A tu, dla każdego coś dobrego:
Jak przyjemnie czasem patrzeć zza okna na zimę ;)
Jest późne popołudnie. Czas wracać do domu, do kraju :)
***
W przedostatni dzień ferii przyjechał do nas Pierworodny wraz z moim szanownym Bratem.
Nie mieliśmy sprecyzowanego planu wycieczki, ale pewne było, że nie będziemy dreptać po samej Szklarskiej, choć ta czarowała widokami:
Po krótkim namyśle, postanowiliśmy iść na Białe Skały. To nieduży szczyt, właściwie jeszcze w obrębie Szklarskiej Poręby.
Całe miasteczko rozrzucone jest na mniejszych i większych górkach; chodzenie tylko po nim ,może nieźle zmęczyć.
Wspinaliśmy się ostro pod górę, gdy zadzwoniła kontrolnie moja Pani Matka. Usłyszawszy mój zdyszany głos, krzyknęła:
– dziecko, ty masz duszność, wzięłaś inhalator??!
Chwilę trwało, gdy wyjaśniłam Mamie, że to nie duszność , a zwykła zadyszka. Z kilku powodów zdrowotnych zabronione mam wspinaczki górskie. Czegóż jednak nie zrobi się, aby choć na chwilę poczuć się znów młodym i silnym? ;)
Przed nami, ukryte za drzewami Białe Skały. Stąd nie wydają się wcale takie duże ;)
*
Ciężko się szło pod górę, ale gdy zdobyliśmy skały i stanęliśmy na ich szczycie, całe zmęczenie nagle gdzieś znikło.
Przed nami bowiem rozpostarł się widok na Szklarską Porębę oraz samą Szrenicę:
Wysoko i stromo:
Jak już się weszło, trzeba jakoś zejść ;)
*
Idziemy pięknym , świerkowym lasem:
Doszliśmy na Górkę Hutniczą
A na niej nieczynny wyciąg narciarski :
*
Napadało śniegu, oj napadało! ;)
*
Widok na Góry Izerskie:
Wysoki Kamień– szczyt Gór Izerskich
Czas wracać, zapada zmrok.
*
Tym razem dzwoni Szanowny Ojciec. Obowiązkowy meldunek z trasy
gdzie dokładnie jesteśmy, jaka pogoda i wspomnienia wspólnych wycieczek sprzed lat.
*
Jeszcze tylko około 2 km w dół i będziemy w domku.:)
A nazajutrz wyprawa do Harrachova.
Hej góry, góry! ;)
***
cdn.
17 LUTEGO przypada MIĘDZYNARODOWY DZIEŃ KOTA.
/ International Cat Day, wł. Giornata mondiale del gatto/
święto obchodzone corocznie 17 lutego we Włoszech (od 1990) i w Polsce (od 2006) mające podkreślić znaczenie kotów w życiu człowieka, niesienie pomocy wolno żyjącym i bezdomnym zwierzętom, które miały kiedyś dom, ale go straciły, a także uwrażliwienie ludzi na często trudny koci los.
http://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%9Awiatowy_Dzie%C5%84_Kota
***
W związku z moim świętem
byłem łaskaw udostępnić swoje prywatne zdjęcia.
Moja siostra Diana i kuzynka Iris mają dużo mniej swych fotografii; nie dlatego, aby moja pani je mniej kochała. Są jakieś takie dzikie i nieułożone i nie cierpią fotografować się .
W przeciwieństwie do mnie;)
Jestem piękny i dzielny, mówią czasem na mnie w domu
” Milord – Lwie Serce” / zupełnie nie rozumiem tych aluzji ;))) /
A oto ja, w całym swym majestacie:
A to nasza trójka w okresie noworocznym. Czekamy na komodzie na wypuszczenie nas na dwór.
No ileż można siedzieć przy stole ;)
Wyprawa nad Wodospad Szklarki miała być najłatwiejszą. Mieliśmy iść najłagodniejszym szlakiem , kilka kilometrów lasem, wzdłuż drogi jeleniogórskiej. Okazało się jednak, że była to nasza najtrudniejsza i najcięższa z górskich wypraw.
Zabłądziliśmy, niepotrzebnie weszliśmy na czarny szlak, z którego w końcu niechcący zboczyliśmy. Na pocieszenie spotkaliśmy w wielkiej śnieżycy w górach grupkę osób, która też pomyliła drogę. Znaleźliśmy się w wielkim, starym lesie. Wleźliśmy na jakąś górę, gdzie napotkany wędrowiec powiedział nam, że, aby dojść do szlaku musimy wracać około kilometra stromo w dół…
Z tego odcinka nie ma zdjęć; byliśmy wszyscy zbyt skupieni na tym, by nie poślizgnąć się i nie spaść w jakąś przepaść.
Trzymając się drzew i wystających z ziemi korzeni, pomagając sobie nawzajem, pełzliśmy powoli w dół.
W końcu znaleźliśmy nasz szlak i dotarliśmy nad przepiękny Wodospad Szklarki.
Wyruszamy z Górnej Szklarskiej . Dziarsko przed siebie.
Wchodzimy na czarny szlak. Ostro pod górkę. A widoki zapierają dech:
Ktoś myślał, że nie daję rady? ;)
I znów pada dziś śnieg!
Przed nami piękny, świerkowy las.
I za chwilę rozpęta się śnieżyca. Zabłądziliśmy…
Wszystko oblodzone, małe potoczki próbują spływać z gór. Ślisko, gdzie my jesteśmy??
Uff, wreszcie znaleźliśmy szlak. Niestety najtrudniejszy, po całkowicie oblodzonych kamieniach!
Obowiązkowy meldunek z trasy
Dla ciekawych historii wodospadu:
Wracamy.
Tym razem łagodniejszym, zielonym szlakiem. Napomknę tu, że gdy zerknęliśmy w tył na góry, z których dosłownie zsunęliśmy się , zobaczyliśmy tuż przed ścieżką pod górę tabliczkę z napisem:
NIEBEZPIECZEŃSTWO- OBLODZONY SZLAK!
( niestety nikomu nie przyszło na myśl, aby uwieńczyć to fotografią )
Podziwialiśmy potok Szklarkę i wszystko wokół:
Choć…
chwilami jest tak ślisko, że można zjeżdżać na..własnej kurtce ;)
A po drodze dziwy, a po drodze cuda :
Gdy wróciliśmy, zastał nas już mrok. Trzeba było iść na zasłużony, dobry obiad.
Dla młodych takie maleńkie pizze :
A dla mnie
makaron zapiekany w sosie beszamelowym, z prawdziwkami i kaparami. Mniam!
W domku obowiązkowo pączki, przecież był Tłusty Czwartek. Coś malutkiego na rozgrzewkę i obowiązkowo partyjka kości przed snem
***
cdn.
Nie przysporzę sobie pewnie sympatii tym co powiem, ale nie przepadam za dzisiejszym świętem. Irytują mnie te wszechobecne , kiczowate serduszka, misie, cukiereczki, łabądki splecione szyjami. Chociaż te ostatnie jeszcze najmniej, bo bardzo lubię ptaki. A te są naprawdę wyjątkowo piękne.
Ok, ktoś może zarzucić mi, że przecież też lubię kicz. Zgoda, lubię, ale w granicach przyzwoitości ; nazywam to kiczem kontrolowanym. Granice wytycza oczywiście li tylko i wyłącznie moje poczucie estetyki ;)
Nie cierpię tego publicznego ciumkania, tych sztucznych życzeń.
Natychmiast przypominają mi się rozmowy moich kolegów z pracy pt:
” co dziś kupić swej babie, żeby był spokój” . Zaraz przychodzi mi też
na myśl dawny 8 marca- goździk plus rajstopki, a nazajutrz
” bo zupa była za słona”
Ehh. Zrzędzę i marudzę, wybaczcie, to pewnie pierwsze oznaki syndromu SKS / Starość Kur.. Starość/
Walentynki to dobra impreza dla podlotków, piszczących dzierlatek i ich Dżastinów Biberów . Niech się ciumkają, omijam tę słodycz szerokim łukiem .Brrr.
Gdy moja ostatnia miłość ofiarowała mi na Walentynki flakonik perfum, o mało nie wyleciała z nimi za drzwi. Tylko moja wielka empatia i miłość bliźniego pohamowała mnie i ugryzłam się w język. Dopiero dwa dni po Walentynkach napomknęłam, aby nigdy nie dawał mi prezentów 14ego lutego ;)
Banał nad banały, ale przecież trzeba okazywać sobie uczucia nie tylko na Walentynki.
Nie cierpię żadnej odmiany hipokryzji. Ani mistyfikacji.
*
Kilka słów o patronie dzisiejszego święta , Świętym Walentym :
W Martyrologium rzymskim wymieniany jest dwukrotnie: jako kapłan rzymski, ścięty w czasie prześladowań za panowania cesarza Klaudiusza II Gockiego oraz biskup Terni koło Rzymu. Wobec braków materiałów źródłowych potwierdzających istnienie dwóch postaci uważa się, że jest to ta sama osoba. Kwestią pozostającą nierozstrzygniętą pozostaje czy kult zawędrował z Rzymu do Terni czy odwrotnie(…) w czasie prześladowań (Klaudiusza II Gota), wraz ze św. Mariuszem i krewnymi, asystował męczennikom w czasie ich procesów i egzekucji. Wkrótce sam został pojmany i doprowadzony do prefekta Rzymu, który przeprowadził rutynowy proces polegający na wymuszaniu odstępstwa od Chrystusa. W tym celu kazał użyć kijów. Ponieważ nie przyniosło to oczekiwanego rezultatu, kazał ściąć Walentego. Stało się to 14 lutego 269 roku.
Pochowano go w Rzymie przy via Flaminia. Brak bliższych wiadomości o nim nie przeszkodził w szybkim rozwoju jego kultu. Jego grób już w IV w. otoczony był szczególnym kultem. Nad grobem św. Walentego papież Juliusz I wystawił bazylikę ku jego czci. Odnowił ją później papież Teodor I. Bazylika wraz z grobem św. Walentego stała się prawdziwym sanktuarium i jednym z pierwszych miejsc pielgrzymkowych. W ciągu średniowiecza kult ten objął całą niemal Europę.
W średniowieczu na terenie niemieckim Święty był wzywany jako orędownik podczas ciężkich chorób, zwłaszcza nerwowych i epilepsji. Na Zachodzie, zwłaszcza w Anglii i Stanach Zjednoczonych czczono św. Walentego jako patrona zakochanych. W związku z tym dzień 14 lutego stał się okazją do obdarowywania się drobnymi upominkami.
Św. Walenty przedstawiany jest jako kapłan w ornacie, z kielichem w lewej ręce, a z mieczem w prawej, także w stroju biskupa uzdrawiającego chłopca z padaczki.
http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/02-14b.php3
***
Taaak, zakochanie to też rodzaj szaleństwa. A może szaleństwo w najcudniejszej postaci?
The world was on fire and no one could save me but you
It’s strange what desire will make foolish people do….
***
zakochanie
Każdy ma jakieś pierwsze skojarzenie.
Ja nie widzę ani różyczek, ani szampana z lub bez truskawek; ani wielkich serc- lizaków, ani też żadnych przytulonych
misiów- pysiów.
Zawsze gdy pomyślę o zakochanych, widzę ten obraz:
I słyszę tę piosenkę.
Bezsprzecznie / dla mnie/ najpiękniejszą o miłości.
Mój od lat Numer I na mojej Prywatnej Liście Przebojów Wszech Czasów:
I’m about to lose my worried mind
A jeśli tak nie jest, to wszystko jest falsyfikatem.
***
SZKLARSKA PORĘBA
Esplanada – podobno dla młodych i odważnych.
Myślicie, że nie pojadę…? ;)
Jadę. Najpierw powoli pod górę…
Potem..
Trudno było w porę uchwycić obiektywem mknące saneczki;)
Spacerkiem pod górę. Urzeka piękne, błękitne niebo i bielutki śnieg;
I te wspaniałe, stare, majestatyczne świerki
***
cdn.
Ze wszystkich górskich miejscowości, jakie pamiętam ze swych dziecięcych wyjazdów z Rodzicami, najbardziej urokliwą wydaje mi się Szklarska Poręba.
W tym roku postanowiłam odwiedzić swe ukochane , dawne miejsca i przemierzyć z latoroślami znajome szlaki.
Każdy chyba wie, że chodzenie po górach zimą to nie lada wyczyn; drogę, którą przemierzamy w latem w kwadrans, teraz musimy przejść często w godzinę. Oblodzone skały i ścieżki, zaspy śnieżne, zmieniająca się do godzinę aura, zamiecie i zawieje śnieżne; to wszystko przysparza trudności, ale jednocześnie stanowi o wielkim uroku zimowych, górskich wypraw.
Zapraszam Was na pierwszą część moich zimowych wędrówek po Karkonoszach.
Im dalej, w górę, tym więcej śniegu. W tle , daleko Willa Liczyrzepy
Na szczytach niewielkich górek zaspy śnieżne:)
Szrenica w śniegowych chmurach
Krucze Skały
Gdzie ukryć się przed śnieżycą ?
Karkonoski Park Narodowy.
Czerwony szlak na Kamieńczyk.
Po trzech godzinach łażenia trzeba wykorzystać każą okazję, aby chwilkę odpocząć ;)
Przejażdżka trwała niestety tylko 10 minut.
Idziemy pod górę. Stromo..
Wreszcie u celu wyprawy: karkonoski cud-
Wodospad Kamieńczyk w zimowej szacie
Wąwóz Kamieńczyka
Kamieńczyk . Tak piękny, że zapiera dech:
Dla takich widoków warto było wspinać się, zmęczyć, zmoknąć.
Widok na Wysoki Kamień, szczyt Gór Izerskich
Wracamy podziwiając piękno zimy w Karkonoskim Parku Narodowym
I znów śnieżyca.
Gdy się chodzi po górach sześć godzin człowiekowi jest już wszystko jedno, co ma na sobie, byle szybko do domu i byle by było ciepło.
Tak, to Angie w wielkiej, lisiej czapie;)
Gdy wróciliśmy, było już ciemno.
Tuż przy naszym domku
Potok Kamieńczyk
cdn.
***
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.