Schyłek lata

Część pierwsza:

Babie lato

z netu

Pamietam, że
pogoda była taka jak dzisiaj; pajęczyny babiego lata tańczyły w ciepłych promieniach późnoletniego słońca, a krople deszczu na trawie, pozostałość po ostatnich ulewach, lśniły mieniąc się różnymi kolorami tęczy.
Poprzedniego dnia płakałam i byłam tak bardzo samotna. Rzadko płaczę, ale tym razem dusza moja niepokorna zażądała łez. Znów ktoś zawiódł i znowu z zazdrością myślałam o tych, którzy mogą wtulić się w czyjeś kochające ramiona i wylać na nie cały swój żal i złość na świat. Samotność; mój wybór, moje wyciszenie i jednocześnie najpodlejszy wróg.
Nitki babiego lata wiły się tańcząc swój cudny taniec na wietrze. Pląsały biegnąc w stronę zachodzącego słońca.
Nie widziałam Go chyba dwa lata. A może nawet trzy? Nie wiem, czas tak szybko ucieka. Pisał do mnie czasem i w tych słowach było tak wiele tęsknoty i pragnienia. Tak dużo nieśmiałości , a często niespodziewanej odwagi. Nierówność? Wahanie pomieszane ze stanowczością, czasem wręcz dziecinne, a czasem rozpaczliwe próby zdobycia czegoś. Kogoś?
Mnie? Zastanawiałam się..po co? Dlaczego akurat ja? Ja z moim złamanym życiem, bagażem złych dni, z moim zaklętym, nieprzystępnym dla zwykłych śmiertelników światem..? Ja z moim ciemnym lasem wspomnień i duchów Przeszłości…
Wieczór otulił park mlecznymi mgłami.Nie było gwiazd i wszystko wokół w jakiś magiczny sposób nagle usnęło, zastygło w głuchym bezruchu; niebo cierpliwie czekało na wiatr, który rozwieje ciężkie, ciemne chmury. Ciszę mroku przerywały czasem spadające liście wiekowych dębów i malutkie gałązki sąsiednich, wielkich drzew. Szłam szybko ,starając się dość dokładnie omijać kałzuże na parkowych alejkach. Chciałam wreszcie się z Nim spotkać ,znów Go zobaczyć.Rozwiać..właśnie, co rozwiać? Naszą nieobojętność wtedy…? Cień skrzydeł starego klonu szczelnie ukrył jego postać i tylko żar tlącego się papierosa był niczym małe światełko jakiejś przystani, do której zmierzałam. Pali..? Pewnie denerwuje się przed tym spotkaniem. To jego pomóż mi!; oczywiście, pomogę, zawsze przecież pomagam, już chyba taka moja rola w tym życiu. Ale..Jemu? Ciekawe jak? W czym? Gaszony deszczową wodą paieros i cichutki dżwięk kroków. Podszedł do ławki, przy której przed chwilą zatrzymałam się.
Jest duzo wyższy, niż zapamiętałam! Nie ma już długich włosów; zamiast tej charakterystycznej , czarnej kitki ,którą z dumą nosił przez lata ,teraz na jego karku wiją się lekko zmierzwione pukle.Kędziorki…Ma dżinsy, ciemną kurtkę i ciemną czapkę z daszkiem.I firany czarnych rzęs,spod których zerkają na mnie zaciekawione, bardzo ciemne i bardzo błyszczące oczy!
– jestem- uśmiechnęłam się /Nie wiem co mówić, chyba jak zwykle zdam się na intuicję i będę improwizować/.
– cieszę się, że przyszłaś!
Ma aksamitny, spokojny głos..
– obiecałam, że przyjdę, więc przyszłam. Poza tym musiałam spojrzeć w oczy komuś, kto tak pięknie i czasem nawet namiętnie do mnie pisał! Chwilami myślałam, że to albo żarty, albo jakieś nieporozumienie…
– nie, to nie żarty, ale jeśli kiedyś czymś uraziłem Cię, to nie gniewaj się, wybacz, przepraszam…
– to znaczy…mam rozumieć, że podobam Ci się?
– przecież zawsze tak było…Ale tu nie chodzi wcale o to podobanie.Wiesz, samotność…przez samotność i w samotności człowiek czasem wariuje. A Ty potrafisz słuchać, rozmawiać, Ty rozumiesz…
– tak, ja rozumiem…szkoda tylko, że to ja zawsze muszę rozumieć!Wszystko i wszystkich , cały ten gówniany świat! Pomóż mi? Mówisz dokładnie jak ktoś, kogo bardzo kochałam, ktoś, kto nagle umarł! Po prostu umarł! Odszedł! Wszyscy, których kochałam odeszli.Tak jest i chyba musi być. Czy Ty sądzisz, że skoro się śmieję, to jest mi naprawdę wesoło? Czy sądzisz jak inni, że jestem tak silna i dzielna? Ja przez te ostatnie lata, gdy nie widzieliśmy się, straciłam niemal wszystko; moje życie skończyło się. Zrozum więc, że nie jestem tak przebojowa i mocna, za jaką może mnie masz! Ja…ja często śmieję się przez łzy, często czuję się tak bardzo źle..i często jestem tak bardzo samotna!
Nie wiem dlaczego nagle zrzuciłam lawinę swoich emocji na tego człowieka. Wyrzuciłam bagaż żalu na ręce mężczyzny! Mężczyzny, który niczemu nie zawinił w moim dziwnym, smutnym życiu. I to mężczyzny,który bardzo podobał mi się.
-zwykle płaczemy, gdy nie widzi nikt..
Przerwałam:
– tak. Ja teraz muszę już iść. Przepraszam za ten mój wybuch, ale uznałam, że powinieneś znać prawdę. Odprowadzisz mnie do auta?
Szliśmy chwilę w milczeniu.
– zostałabym z Tobą, może skorzystałabym z Twego zaproszenia i poszlibyśmy na kawę albo pospacerować,ale mam dużo pracy / niektóre kłamstwa to małe kłamstewka i są tak już wyuczone, że gubią się wśród tego, co naprawdę…/ Muszę jechać, będziesz jutro tutaj? /jedno z najgłupszych pytań w moim życiu../
– tak, będę. Przyjdziesz…?
– tak, przyjdę..
– poczekaj!- zatrzymał mnie przed samochodem- wiesz,ludzie powinni … chyba nikt nie powinien być sam.
– myślisz..? Hmm, może masz rację. Jutro przyjdę.
*
Kąpiel w płatkach róż pieściła ciało i przynosiła ukojenie po całym dniu. Gąbka w mej dłoni wędrowała po ciele kobiety delikatnie masując jej piersi, potem brzuch i uda. Dreszcz.Jeden, drugi. Kobiecość. Zapomniałam już jak to jest być kobietą, nawet nie wiem, czy chciałam jeszcze pamiętać. Przez zamkniete oczy widziałam te ciemne, błyszczące, które jeszcze godzinę temu chłonęły mą postać. Nie, niepotrzebnie; to tylko kolega, ktoś, komu mogę w jakiś sposób pomóc i dać trochę przyjaźni.
Noc przyprowadziła znów te ciemne oczy. Nie, nonsens! Tak mogą tylko nastolatki i młode kobiety; Ty już /na szczęście!/ ani jedną, ani drugą nie jesteś!
Świt nadszedł złotymi promieniami słońca, które przez resztę dnia oświetlało ciepłym blaskiem świat. Drewniana ławka- huśtawka w ogrodzie wśród chińskich róż jak każdego letniego popołudnia zapraszała ; była bramą do mego Świata Duchów i wspomnień. Kołysała leciutko, a jasne obłoki leniwie płynące po niebie przenosiły mnie Tam..
Tego popołudnia znów zobaczyłam nitki babiego lata. Chylące się ku zachodowi słońce mrużyło moje oczy, a spojrzenie skupiało się na tych delikatnych, z gracją płynących gdzieś w dal nitkach- pajęczynkach. Było ich coraz więcej i miałam wrażenie, że z każdej strony oplatają mnie. Chciałam je odgonić, strząsnąć. Zrezygnowałam. Niech owijają się wokół mnie! Niech oplatają jak te dziwne myśli..myśli o ciemnych, błyszczących oczach i niech prowadzą. W stronę słońca.
Nadchodzi wieczór. Pójdę do parku. Przecież obiecałam. Zawsze dotrzymuję obietnic.

cdn.
***

*Bardzo ważne spotkanie*

Było letnie, upalne popołudnie.
Jeszcze dwie godziny i spotkam się z Markiem! Wreszcie! Po tylu latach mijania się, po miesiącach, gdy kontakt nasz opierał się ostatnio głównie o sprawy służbowe, rozmowy telefoniczne, smsy i e-maile , zobaczę go! Nareszcie spędzimy popołudnie i wieczór razem. Mamy spotkać się w moim ulubionym zajeździe nad wodą. Po obiedzie przejrzymy dokumenty i omówimy szczegóły objęcia przez mnie nowego stanowiska. Poważna sprawa. Trochę obawiam się, czy dam radę. Ale niech tam, jeśli się nie zaryzykuje, to się nie ma !
Już nie mogę doczekać się naszego spotkania!
Czarna czy czerwona sukienka? Czarna odpada, za gorąco na czerń dziś. Czerwona też odpada; mocno dopasowana, za seksowna na spotkanie z Przyjacielem. Wiem! Ta w kolorze czerwonego wina będzie w sam raz! Jakie buciki? Czarne szpilki, a na wieczór czarny ,ażurowy szal? Nonsens, nie mogę znów ubrać się jak na wesele! Kilka dni temu zrobiłam taki numer, całkiem przypadkiem oczywiście. Wszyscy w tej restauracji byli w letnich, jasnych ciuchach, a ja w lśniących szpilach, tamtej sukni, szalu i złotym naszyjniku niby rodem ze Starożytnego Egiptu. Dopiero po czwartym kieliszku przestałam cierpieć ze wstydu ;)
Ok, suknia w kolorze czerwonego wina może być. Do tego te moje ukochane, cudne szpilki made in Spain , w kolorze jasnej kawy z mlekiem i przezroczyste, tego samego koloru bolerko. Ślicznie! Żadnych złotych naszyjników, delikatny łańcuszek. Tylko gdzie on, cholera, jest? Zaraz poszukam, teraz muszę zlokalizować ten nowy błyszczyk( w której torebce może być?? ) .
Szybciej Angie, czas leci, już za godzinę spotkanie!
Aga, będę trochę spóźniony, przed chwilą miałem mały wypadek, czekam na policję – spokojnym głosem zakomunikował M.
– nic Ci nie jest?
-nie, wszystko w porządku,samochód tylko nieźle poturbowany.
To nawet dobrze. Tzn., źle, że ktoś go stuknął , ale dobrze,że nic mu nie jest i że trochę spóźni się; zdążę jeszcze zrobić to i owo, piętnasty raz poprawię włosy, trzydziesty ósmy spojrzę w lustro na to zjawisko w ciemnoczerwonej sukni.A może założyć chabrową? Nie, za duży dekolt, nie wypada. Poza tym nie ma już czasu na szykowanie się od nowa.
Telefon. Ki diabeł? Księżna Matka? Przecież wie, że zaraz jadę! Czemu wszyscy zawsze zawracają mi głowę, gdy się śpieszę?!
– co jest?- spytałam szybko, szukając w trzeciej torebce błyszczyku.
– Agusiu, dziecko,BB ( mój Brat, Big Brother , w skrócie BB) rozwalił Suva. Gdzieś blisko nas. Zorientuj się co się tam stało, ja nie mogę zejść z dyżuru.Jemu chyba nic nie jest, ale nie wiem, w jakim stanie jest samochód…
Przemknęło mi przez myśl, że…
nie, to niemożliwe!Prawdopodobieństwo 1: 1000000 chyba! To nie ten rejon, M. ma jechać z Warszawy, a BB wraca z pracy z pobliskiego miasta, które nie leży przy głównej drodze na Warszawę. Już dzwonię do BB sprawdzić, czy nic mu nie jest .
– żyjesz? Co się stało? Mama w stanie przedzawałowym, mówi, że rozwaliłeś SUVa , co się dzieje?
– nic takiego, stuknąłem tylko jakiegoś gościa. Wszystko z mojej winy, prędkość i wyprzedzanie w niedozwolonym miejscu. On też jechał toyotą, ale niedużą osobówką.Mój SUV ok, ma tylko zderzak zgnieciony i trochę strzaskany bok; gorzej z autem tego faceta. Ale już jest policja, spisujemy dokumenty właśnie.
– słuchaj- czułam, że mój głos zaczyna brzmieć inaczej- słuchaj, czy ten pan ..czy ten pan jest elegancki, ma siwe włosy , na imię Marek i jedzie z Warszawy?
Cisza.
– tak. Skąd wiesz?
O BOGOWIE! O Święci Anieli Pańscy!
Nogi się pode mną ugięły.
– To gratuluję! Ty durniu!- krzyknęłam do Brata- przecież to dyrektor mej firmy! Marek, którego nie widziałam od lat i z którym miałam za kwadrans być na obiedzie i podpisywać nową umowę! Dlaczego? Dlaczego stuknąłeś… akurat jego?!
– Panie Marku – słyszałam jak Brat mówi do M.- panie Marku,to Pan jest szefem mej siostry i Pan miał spotkać się nią dziś na obiedzie…?
Policjanci parsknęli śmiechem. Marek i BB też.
*
Cały wieczór , zamiast przeglądać dokumenty, rozprawialiśmy z M. o tym wydarzeniu.
Bo–
gdyby Marek pojechał przez Wrocław i potem wojewódzką 94, gdyby wujek google nie kazał mu omijać miasta i jechać tym durnym skrótem przez wioski, gdyby wyjechał wcześniej, albo później…gdyby przejazd nie był wtedy zamknięty, gdyby mój BB nie zwolnił się pół godziny z pracy…
Przypadek, czy zapisane w gwiazdach?
Ehhh,
jednak są na świecie są rzeczy, o których nie śniło się …
;)
***

Forever young, czyli…( cz.II)

czyli o spędzaniu urlopu z rodziną ……..;)

Forever young, czyli..

Część II

Choć byłam wściekła, nie pokłóciłam się wtedy z Panią Matką, ani specjalnie nie nakrzyczałam na swe męskie latorośle.
Ponieważ zmienić podejście Księżnej do pewnych spraw, jest niemal niewykonalne, a ja cechę tę najwyraźniej odziedziczyłam po niej,postanowiłam pójść na jakiś kompromis w sprawie mego wieczornego wychodzenia na piwo.
Następnego dnia spytałam:
-czy to nie doskonały pomysł, abym poszła dziś do tej sympatycznej knajpy, którą sama zachwyciłaś się, z Sabą? Wiesz, że tam psiarze mile widziani, ja będę całkiem bezpieczna z psem,a Ty spokojna!
– ja nie chcę spać dziś z Babcią! Bądź ze mną!- zapiszczała nagle Mała Wiedźma.
Jeszcze tego mi brakowało! Cały czas cieszyła się na myśl o wakacjach z Babcią i długich rozmowach z nią przed snem, a teraz nagle…
Ehh, jak już pech, to na całego!
Gdy usnęła, wyszłam z chłopcami z domku.
Księżna była i tak niezadowolona. Powodem może było nie samo moje planowane wyjście, ale sukienka, którą kupiłam tego dnia rano.
Gdy szliśmy rano( no dobra, w południe;)) na plażę, zobaczyłam z daleka mały sklepik z magicznym napisem na szybie:
LETNIA WYPRZEDAŻ
Musiałabym nie być sobą, aby , choć na chwilkę, nie podejść.
Chwilka zamieniła się w chwilę, potem dłuższą chwilę. Wyszłam pokazać się Księżnej.
– przecież to za ciasne na Ciebie!
Postanowiłam nie reagować impulsywnie.
-Mamo, ta sukienka jest DOPASOWANA, takie noszą, nie widziałaś??
-widziałam, ale nie podoba mi się to. Zbyt …seksowne.
– aha! To może przypomnę Ci Twoje sukienki z tamtych lat?!
To był argument poniżej pasa. Pani Matka zamilkła. :)
*

Wieczorem młodzi poszli w swoją stronę, ja w swoją. Oczywiście z psem:)
Usiadłam przy swoim ulubionym , wiklinowym stoliku blisko barku. Zanim zdążyłam przywitać się z szefem, obok mego stolika pojawiła się młoda, śliczna kelnerka i spytała, czy podać miseczkę z wodą dla pieska.
Jasne, że podać! A dla mnie- jeśli już ktoś by się pytał ;)- oczywiście zimne, jasne , bez soku. ;)
Lato to jedyny czas w roku, gdy lubię zimne, jasne. To też czas, gdy najbardziej lubię patrzeć na uśmiechniętych, bawiących się ludzi. Zawsze obserwowałam ludzi; gdy łaziłam na wagary w ogólniaku, moim ulubionym zajęciem było wysiadywanie we wrocławskich kawiarniach i przypatrywanie się ( dyskretne, rzecz jasna!) przybyłym. Czasem , chcąc nie chcąc, gdy siedzieli tuż obok, słuchałam ich rozmów. Fascynowało mnie każde życie. Każde życie jest jakąś opowieścią, a te od dzieciństwa uwielbiałam.
Wracając do Jastarni i tej uroczej knajpy: siedziałam blisko barku, Saba obok mnie. Patrzyłam na cudownie kiczowate złoto- różowe lampki, tańczących , młodych ludzi i słuchałam muzyki. Może zapomniałabym o Bożym Świecie, gdyby nie moje zimne jasne. Niestety picie tego trunku, ma skutki nie tylko w postaci dobrego humoru. Jak dobrze, że drzwi, na których znajdował się napis WC , były dość blisko! Przywiązałam Sabę do swego krzesła i poprosiłam znajomą parę z Wrocławia , aby chwileczkę przypilnowała pieska. Coś tknęło mnie i po paru krokach odwróciłam się. Mogłam tego spodziewać się:
pies idzie za mną–wraz z wiklinowym krzesłem!
Monika i Paweł( przy okazji, jeśli trafili na ten blog, serdecznie pozdrawiam! ) jednym tchem powiedzieli:
– nie da rady, warczy na nas!
Wróciłam i spokojnie starałam się wytłumaczyć Sabie, że to mili państwo, a ja będę za sekundę , a teraz tuż obok. Nic z tego. Pies znów szedł ( wraz z krzesłem) za mną.Ponieważ mój pęcherz był już na granicy wytrzymałości, nie pozostało mi nic innego, jak wziąć Sabę do toalety.
Pomieszczenie za drzwiami z napisem WC, dzieliło się na dwa mniejsze: toaletę damską i męską. Obie toalety miały jednak wspólny przedsionek.
Ponieważ połowę wieczoru spędziłam w toalecie( tak już niestety mam po piwie..) , a Saba za każdym razem czekała tuż pod moją kabiną, co jakiś czas słyszałam głośne piski dziewcząt: ” ajj, pieeeesss! ” lub męskie głosy” o kurwa, uwaga, pies w kiblu!” .
Subtelnie odzywałam się zza swych zamkniętych drzwi:
– spokojnie, nie gryzie! ( „dopóki komuś nie przyjdzie do głowy podejść za blisko moich drzwi”, dopowiadałam w myślach;))
Wszyscy tak polubili Sabę, że dostała gratis smażoną rybkę i kiełbasę. Oczywiście mogłam pożegnać się z tańcami; pomimo tego, że drzemała na rozsypanym wokół białym piasku, nie odstępowała mnie na krok. Jak dobrze, że potrafię wczuć się w innych i dzielić ich radość z tańca i zabawy! ;)Jak miło też, że szef tak polubił mnie, że przyniósł mi (osobiście!) drinka swej koncepcji. Pomimo tego, że było to obrzydliwe, wypiłam, podziwiając jego kunszt rzecz jasna! Nie mogłam przecież zrobić przykrości szefowi, a poza tym na wakacjach panują inne zasady /gry/ ;) Ponieważ jednak jestem uczciwa ( wobec tych, którzy są wobec mnie uczciwi), postanowiłam zasugerować jakoś delikatnie szefowi, że to albo niezbyt dobre, albo nie w moim stylu po prostu.
Trzeci drink był już ok.;)
Bawiłam się doskonale, gdy nagle wyrosły, jak spod ziemi, me latorośle( te starsze, płci męskiej).
– zabieramy Sabę, Babcia jest na nas wściekła, że nie poszliśmy z Tobą tutaj i mówi, że pies nie może tak się męczyć.. A Ty Mama, jak nie potrafisz nie wściekać się po nocach, to jej i tak już wszystko jedno.
:)))
Pierworodny dodał:
– Mama, rób jak chcesz, ale jutro jedziemy na Hel i płyniemy statkiem; możesz nie dać rady!
*
Dałam radę. Zwykle daję radę :)))
*

Ja i Saba w Jastarni i na morzu. Kilka lat temu,
obie dobre kilka kilo młodsze ;)
***

O radości ( życia) ;)

czyli niedzielne pieprzenie o niczym;)

Jak ja lubię te spontaniczne imprezy, jak to cudnie, gdy zjeżdżają ziomale z różnych stron Europe do rodzinnej Polszy!
(I tradycyjnie już, stacjonują u mego szanownego Brata. Dobrze, jeśli zjawiają się w piątek lub sobotę; nie trzeba wtedy nazajutrz brać urlopu N/Ż;))
Przybywają z nowymi / lub starymi/ dziewczynami lub żonami, czasem z młodszymi kumplami. Często z kameralnego spotkania kilkorga przyjaciół, powstaje duża, wielopokoleniowa impreza. Impreza, gdzie nikt nie przychodzi w codziennej szacie
pani dyrektor, pana informatyka, pana polonisty, pani inspektor itd. Wszyscy wracają nie tylko do rodzinnych domów, ale przede wszystkim , do młodości. Nagle człowiek cofa się *naście lub *dzieścia lat, dziecinnieje, świadomie odrzuca to , co słuszne, wskazane, wyuczone. Nie ma konwenansów, nie ma lepszych i gorszych; praca, problemy, nawet choroby, zostają za drzwiami.
Jest śmiech i muzyka. Jeśli chodzi o tę drugą- dla każdego coś dobrego. Zasada od dawna jest taka, że każdy może włączyć swoje ulubione dźwięki. A inni słuchając, czekają na swoją kolejkę. Albo po prostu się bawią.
Nie wiem czemu tak jest, że od pewnego czasu, rola DJ przypada mojej szanownej osobie.
Może dlatego,że potrafię poruszać się dość sprawnie w większości gatunków?
Taak, gdy nasi młodzi koledzy siedzieli na nocniczkach, szalało się przy różnych kawałkach Ironów i pląsało przy C.C.Catch ;)
*
Ostatnio słuchaliśmy głównie hard rocka i metalu. To ukłon w stronę P., naszego przyjaciela z Anglii, starego metala.
Ponieważ P., choć jest już w Wielkiej Brytanii dobre kilka lat, nie może za nic nauczyć się angielskiego,
należało włączyć piosenkę z łatwym do zrozumienia angielskim. A najlepiej już taką ” z naszych czasów”.
Czego nie zrobi się dla ziomali!
Especially for P.
(i oczywiście wszystkich wyznawców heavy metalu) :

:)))

P. nie tylko nie zabił mnie, ale nawet zatańczył solo kawałek.
(Teraz już, w obawie o swe życie, nie napiszę nic;))

Na osłodę drogiemu P. i wszystkim metalom dedykuję moje ostatnie odkrycie;
finalista MBTM , naprawdę metalowa i naprawdę świetna
MATERIA:

*
Nie wiem, czy wariactwo i muzyka stanowią panaceum na życiowe kopniaki ;
na pewno jednak rozpalają radość życia, łagodzą i pozwalają nabrać dystansu, przede wszystkim do siebie.
Czego wszystkim moim Gościom ( tym oficjalnym i tym cichym) z całego serca życzę.
:)
*

Spacer po Rynku Głównym i okolicach

Ratusz Wrocławski , strona południowo- wschodnia.
Zdjęcie2819
*
Ratusz Wrocławski i wejście na dół do najstarszej /działającej od około 1275 roku /piwiarni w Europie,
Piwnicy Świdnickiej
( niem.Schweidnitzer Keller )

Zdjęcie2820

 z internetu

z internetu

____________
***
Zachodnia ściana Rynku. Bożonarodzeniowa choinka, w tle niepasujący do pozostałych pięknych kamienic, budzący do dziś kontrowersje gmach budynku Banku Zachodniego, powstały w latach trzydziestych ub.wieku.
Zdjęcie2822
***
Północno- zachodnia strona Rynku.
Popularne, urokliwe,średniowieczne kamieniczki nazwane przez wrocławian ” Jasiem i Małgosią„. W tle gotycka Bazylika św. Elżbiety Węgierskiej ( potocznie Kościół Garnizonowy)
Jasia i Małgosię łączy łęk- brama, na której widnieje napis Mors Ianua Vitae – Śmierć bramą życia. Przekraczając ją wchodzimy na teren dawnego / zlikwidowanego w XVIII w./ przy kościelnego cmentarza. Między kamieniczkami Jasiem i Małgosią a drzwiami kościoła św. Elżbiety zostało pochowanych 21 czeladników, którzy nie wykonali poleceń swoich mistrzów .Za karę spotkało ich ogromne poniżenie. Pogrzebano ich pod płytami chodnika, a ciała przez wieki miały być deptane przez wchodzących do kościoła ludzi .
Jasia, mającego dzięki wybitnemu artyście Eugeniuszowi Stankiewiczowi ,oficjalną nazwę Domu Miedziorytnika, ( artysta za symboliczny grosz wyremontował kamieniczkę, w której miał swą pracownię) można oglądać tylko z zewnątrz.
Natomiast możliwe jest wejście do Małgosi( większy budynek) , gdzie swą siedzibę ma tam Towarzystwo Miłośników Wrocławia, a na dole działa restauracja i pub.
Zdjęcie2824

Małgosia (od strony północnej) i dalej, w tle, część mniejszego  Jasia. Obie kamieniczki są malutkie , co widać szczególnie na tle sąsiednich, dostojnych kamienic. Mimo woli budzą skojarzenie dwojga zabłąkanych w wielkim lesie dzieci- stąd baśniowe imiona ,nadane im przez dawnych wrocławian.

Zdjęcie2825
______________

***
Uniwersytet Wrocławski, strona południowa, czyli tył budynku.
545116_10200262245626642_1131083537_n
*

Jeden ze słynnych Wrocławskich Krasnali . Ten strzeże gmachu uniwersytetu.
Zdjęcie2828
*

Panorama północnej części Wrocławia; widok z dachu Uniwersytetu.
Zdjęcie2835
*

Uniwersytet Wrocławski ; widok na Wydział Filologiczny
150688_10200262225346135_1891263151_n
____________

***
Hala Targowa , jedno z największych miejsc targowych w całym mieście. Powstała w latach 1906-08

531208_10200262222186056_672776122_n
_____________

***

Restauracja Cesarsko- Królewska w Rynku
Wyjątkowe miejsce. Restauracja składa się z trzech sal :
Złota Praga, gdzie w barze serwowana jest pełna paleta trunków, od whiskey po rozmaite wódki. Budapeszt dla miłośników kuchni węgierskiej i na piętrze Sala Wiedeńska, gdzie zwykle goszczą znani dyplomaci, artyści i lokalny establishment.
W menu restauracji dania kuchni polskiej i europejskiej. Atrakcją oferowaną przez obsługę jest możliwość przyrządzenia dania na indywidualne życzenie klienta.
553225_10200262221626042_679959885_n


2_d

***

Wieczór we Wrocławiu.

UNIWERSYTET WROCŁAWSKI , front, budynek główny.
( fot: Jarosław Ciuruś)

800px-Wrocław,_Uniwersytet_Wrocławski

***

Może to nie do wiary, ale zdjęcia ( z wyjątkiem  ostatniego) były robione w grudniu 2012r.
Dziś pada śnieg. Na szczęście, bo w naszej strefie geograficznej , w zimie powinna  być zima.
;)

„Let the sky fall ”

Pogrążę się teraz całkiem, ale przyznaję publicznie: byłam na ostatnim Bondzie! :)
Gdzieś słyszałam, ze ludzie dzielą się na miłośników Bonda i tych, co mają go– przepraszam- w dupie .
Tak się składa, że moja familia zdecydowanie należy do tych pierwszych. Profesor , z racji miliona obowiązków, nie mógł akurat iść z nami do kina, ale obiecał solennie, że obejrzy ;)
Był brzydki, listopadowy dzień, akurat w okolicach Zaduszek, gdy mój Big Brother wpadł do mnie i radośnie krzyknął:
– jedziemy jutro na Bonda! Załatwiłem nawet dobre miejsca w kinie! Stawiam wszystkim !
– jutro? Ale czy to wypada tak teraz? W okolicach tych Zaduszek?
– a tam, znów przesadzasz! Ty wiesz, jak trudno było o bilety? Nie chcesz, to nie jedź. Zawsze robisz i tak, jak chcesz.
Ale mądry! Gówniarz, cholera jasna, młodsze to ode mnie, a skacze!
– No dobra. Może pojadę, jak już stawiasz
Nie uśmiechał mi się wyjazd do kina. Nawet z Bratem, i dziećmi. Nawet na Bonda. Nie ma co się oszukiwać; rozwydrzyłam się. Pani Matka posiada wielki telewizor( nie pytajcie ile cali, albowiem tępam w tej materii totalnie) , a Brat, który mieszka w pobliżu ma całe full wypas kino domowe , gdzie raz na jakiś czas serwuje nam warte uwagi nowości.
– weź się rusz i pojedziemy wreszcie do kina. Postawię Ci nawet żarcie!- Brat wkurzał mnie z każdym słowem bardziej – no lubisz Bonda przecież!
Ano lubię. To się żem zmobilizowała, wyskoczyła z domowego dresu , odziała w suknię i palto i wyruszyła.
W kinie tłumy. To mogłam zrozumieć; natomiast tego, że moje latorośle biorą po potężnym kubku coli i potężnej porcji popcornu, przechodziło moje wszelkie rozumienie rzeczywistości.
– mama, co chcesz do kina? Lody? popcorn? A może ciasteczka?
– nic, cholera, nic! Ewentualnie mały sok pomarańczowy!
– ejj mama, ejj mama…Ty taka staromodna
***
-Mama, Ty na filmie ciągle śmiałaś się!
– nie ciągle, a tylko, gdy było coś fajnego!
-a ciebie to chyba większość bawiła!
To prawda.
Nie będę pisać teraz o ostatnim Bondzie ; to będzie kiedyś ( jeśli Peonia mnie nie zabije! ) na pewno na Kinomanowcach .
Jest coś, co naprawdę mnie urzekło. I to niezależnie od filmu. Coś, co słyszałam już dużo wcześniej.
Piosenka. Według mnie, może nawet Oscarowa ( rzadko myliłam się ,swym cholernie wrażliwym słuchem, jeśli chodzi o tzw przeboje )
Oscar, oscarowy, oscarowa,
dziś , jak wiemy od lat, nie oznacza już koniecznie naprawdę : DOBRE
Ale ta piosenka jest dobra.
Posłuchajcie Adele :