W krainie gwiazd.

I znów brakuje mi Ciebie.
Znów bładzę gdzieś w gwiazdach szukając tam Twego Istnienia. Jest dobrze, w miarę, tak mimo przeciwności -przecież normalnie. Powtarzałeś :” dasz radę, jesteś silna”.Tak, jestem i /jeszcze/ daję radę. Staram się. Muszę. Wiem, pamiętam jak nie znosiłeś tego słowa. A jednak tylko ono zdaje się być tu na miejscu; po prostu: muszę. Uśmiechasz się? Hahaha, widzę to Twe rozbawione spojrzenie i czuję maleńką, rozkoszną igiełkę:  ” skoro musisz..”
Jak mogłeś? Jak mogłeś zostawić mnie ze wszystkim, z całym moim dziwnym życiem??Życiem, które bez Ciebie  jest jeszcze dziwniejsze. Groźnie zaskakujące. Życiem, w którym nie mogę nawet podzielić się z Tobą swym szczęściem i nieszczęściem, ni spytać czy sądzisz, że ta i tamta  droga  jest do przejścia.Tak, wiem, jestem tak uparta, że przecież i tak, bez względu na Twe zdanie poszłabym tam ,gdzie pewnie nie powinnam iść. Ale widzisz..wróciłabym i znów utuliłoby mnie to miękkie: ” uprzedzałem..” Wystarczyłoby..na jakiś czas , z pewnością. Tak swoją drogą: czy muszę iśc zawsze tam, gdzie niełatwo?
Często nie wiem co robić, stoję na rozdrożu i czekam na Ciebie.Wiem, że nie przyjdziesz, więc skupiam się z całych sił, by usłyszeć Twój głos.Proszę, żądam odpowiedzi i często wydaje mi się, że jest gdzieś blisko, że mówisz..nie mogę  tylko  zrozumieć słów. Nocami błądzę wśród gwiazd i czuję, wiem, że gdzieś Tam jesteś; obiecałeś przecież być zawsze przy mnie, strzec, nawet gdy już Ciebie….nie, nie chcę tego powiedzieć…
Wiesz, przestałam liczyć miesiące i lata odkąd..odkąd w książce telefonicznej nie ma już Twego numeru. I odkąd uciekłeś zostawiając mnie w tym najdziwniejszym z żyć..
Czas,Czas tak szybko mija, zostawia słoneczne ślady szczęścia i blizny, rany, które w żaden sposób się nie chcą zagoić.A Ty  powtarzałeś mi uparcie, że jest najprostszą rzeczą! Dlaczego? Dlatego,że wciąż czuję zapach kwiatów , które niosłam na Twój grób??
…..
Gdy słucham gwiazd ,staram się spleść, skleić w jakąś całość Twoje wszystkie tamte słowa.Jest, musi być odpowiedź, wskazówka  w tej gwiezdnej otchłani! Nie,pewnie nie powiesz mi którędy mam iść. Może dlatego ,że byłoby prościej, a ja przecież zwykle muszę iść tam gdzie nie jest łatwo…?

Czuwasz,
…tak?

las-noca

Cause nothin’ lasts forever

Even cold November rain………..

Listopad, ach ten mój listopad…
Nikt nie lubi go, bo taki szary, bury, zimny i deszczowy.A ja zawsze widziałam w tym listopadzie jakieś piękno, magię-  spadające liście , mgły, niewyraźne krajobrazy..Coś do dopowiedzenia, coś co trzeba bardzo czuć. Poza tym , przecież w tym szarym  listopadzie przyszły na świat moje wszystkie ulubione Skorpiony.  Moja Przyjaciółka, moi  NAJLEPSI kumple, moi towarzysze doli i niedoli, moje spełnienia i niespełnienia, ale zawsze jednak blisko i zawsze niezawodni..
Wczorajszego wieczoru , jak nigdy dotąd , miałam gdzieś wszystkie cudne mgły i urocze chochliki chuśtające się na gałęziach starych drzew( ja się chyba naprawdę starzeję…!! ;(
; byłam wdzięczna Księżnej Matce, że pojechała ze mną na stację po Małą Wiedźmę. Pan B. zaniemógł, przeniósł się chory chwilowo na wieś ( tzn.do jeszcze większego zadupia) i gdy Pani Matka z radością powiedziała :
jasne, że pojadę, mam przecież lepsze auto, nie ma co tym Twoim ryzykować!
odetchnęłam z ulgą! :) Hmm, to ” tylko twoje auto”  jest całkiem ok, ale niech już Księżnej będzie;)
Dziewczę nasze wróciło na szczęście całe i zdrowe. I zadowolone ( to też istotne; kto ma  lub miał dojrzewającą córkę, wie o czym mówię ;))
Dziewczę w domu, Pani Matka śpi, a mnie coś ciągle huczy  w mej biednej głowie. Od początku LISTOPADA. Tak było zawsze gdy LISTOPAD. I chyba nawet nie chcę, by się zmieniło:

Do you need some time.. on your own
Do you need some time.. all alone
Everybody needs some time.. on their own
Don’t you know you need some time.. all alone
***

Październik był..

..piękny ,w pierwszej połowie czasem deszczowy , później złoty, słoneczny i wreszcie, po  grzybowo nieudanej ostatniej jesieni uraczył nas dość obfitymi zbiorami:)
Nie wiem ile kilometrów przeszłam kniejami; szanowny Brat, wielki miłośnik grzybobrania, człek trochę młodszy ode mnie, obeznany z chyba każdą cyfrową nowinką ,doskonale zna nie tylko ilość przebytych przez nas kilometrów, ale i spalonych kalorii ( chyba faktycznie starzeję się, bo to drugie już zupełnie nie interesuje mnie ;)) Od Brata wiem,że przemierzaliśmy średnio dziennie około 7-8 km.Dziennie- bo każdą wolną chwilę, każdy wolny dzień spędzaliśmy w lasach. Nawet mój Pan B., pomimo ostatnich niedomagań zdrowotnych, nie odmówił sobie ( ani mi! ) kilku wypadów na grzybobranie.Nieco bliżej, krócej na leśnych wyprawach ( wszak z chorą nogą daleko się nie zajdzie..) , ale zawsze też wracaliśmy z pełnymi koszami. Po drodze zachwycały nas bajkowe zakątki, cudne, leśne pejzaże:
10-2016-z-grzybobrania-z-m-5


*

W Borach Dolnośląskich i u nas z Bratem i naszą ekipą:
pazdziernik-16-1

*
W borach, gęstych kniejach naprawdę można zatracić się , pozostawić Czas gdzieś poza i poczuć się ja w baśni. Jesień tak pięknie maluje leśny świat:


***