Tłusty Czwartek

Choć wszyscy wiedzą, że niemożliwe jest mnie do czegokolwiek zmusić, dziś – przyznaję- dałam się zmusić do czegoś, na co absolutnie nie miałam ochoty.
Argument:
Mama, ale my nie chcemy kupowanych! TO ( Tłusty Czwartek) jest tylko raz w roku, no zrób, musisz zrobić!
był nie do odparcia.
Trzy wieczorne godziny w kuchni, czego efektem są naprawdę wyjątkowo pyszne serowe oponki i pączki z różą.
Nie jestem amatorką wszelkich drożdżowych słodkości, ale tym razem skosztowałam. Wcisnęłam jedną oponkę, trzy małe kulki serowe i jednego pączka. A wieczór jeszcze trwa..A niech tam, to zamiast obiadu; poza tym przecież te zjedzone w Tłusty Czwartek podobno nie tuczą! ;)))

Częstujcie się Kochani!

PĄCZKI Z RÓŻĄ I SEROWE OPONKI

Produkcja i efekt końcowy.

smacznego!
***

Miłość przez i z internetu*

Dave:
-Agnes,ożeniłem się z nią! musiałem w końcu tak zrobić. Ta nasza miłość via skype …męczyliśmy się oboje, tak bardzo pragnęliśmy się!
Poznałam go, jak większość moich wirtualnych znajomych, gdy miałam nieograniczoną ilość czasu i leżałam dobry miesiąc unieruchomiona . To stare( dość stare?) dzieje, sprzed sześciu, może już siedmiu lat. Nie utrzymywałam z Dave’m ścisłego kontaktu; ot tylko kilka miłych zwrotów” Hey, how are u feeling today?’ etc.
Z kontaktami internetowymi jest tak,że identycznie jak w tzw realu,niektóre, umierają śmiercią naturalną, inne pozostają. Nie wiem do dziś czym to jest uwarunkowane; pewnie jakimś pokrewieństwem dusz, które pomimo tego, że to wirtual, pozostają, a czasem nawet przedostają się do życia realnego. Wiadomo,że wręcz niemożliwe jest wyczucie drugiego człowieka poprzez wirtual; możemy tylko prowadzić pewną grę, opierając się na kilku wytycznych , jakie daje nam druga strona i zdając sobie sprawę z tego,jak owe też mogą być nieprawdziwe. Myślę, że całe nasze powodzenie i istnienie w sieci, zależy li tylko i wyłącznie od tego, czego oczekujemy tutaj od innych internautów i przed wszystkim od tego, co my zamierzamy( tj.jaki jest nasz cel).
***
Wstałam, zaczęłam znów chodzić i to było najpiękniejsze , co mogło mnie spotkać w życiu. Nie wiecie, co znaczy być unieruchomionym przez miesiąc, nie czuć swej jednej strony ciała od pasa w dół. Moje terapeutki mówiły, że to ” cud, że tak szybko wstałam”.
Wróciłam do pracy, ale nie zapomniałam o swoich wirtualnych znajomych. Był to czas, gdy byłam całym swoim sercem przy moim Szkocie. Pisałam o nim wiele razy, ale jeśli ktoś chce poznać dwoje szaleńców:

” Kruk krukowi..” czyli Tacy Sami c.d.


Ponieważ całkiem poważnie myślałam o wyjeździe do UK, postanowiłam odświeżyć swój English. Zapisałam się na kurs do przemiłej lektorki i z lenistwa poszłam do grupy średniaków. Powiedziałam pani , że chcę znów się osłuchać, co było zresztą prawdą. Jak gramatyka angielska raczej nigdy nie stanowiła dla mnie problemu, tak ten cholerny, potoczny/ ten słuchany/ zawsze był tu wyzwaniem.Natychmiast polubiłam moją grupę, gdy zaśpiewała cudne i bezbłędnie proste” La isla Bonita” :)))
Moja cudowna grupa nie tylko jednak beztrosko śpiewała.Przyszedł czas, gdy trzeba było przygotować referat na temat ulubionego muzyka/ muzyki. Natychmiast zdecydowałam, że napiszę i opowiem o Morrisonie. A, że raczej nigdy nie robię niczego bylejak, mój referat miał być świetny.
Napisałam. Ponieważ jednak nie byłam do końca pewna mej angielszczyzny, postanowiłam z kimś się skonsultować. Z kim? Chyba najlepiej z kimś, kto jest stamtąd! Nie, absolutnie nie ze Szkotem, bo całe moje przygotowanie do referatu skończy się po kilku minutach słuchaniem pięknych piosenek, kłótnią o muzykę, niezliczoną ilością fucków i wzajemnym, cielęcym zawodzeniem I love you. Musi być to ktoś neutralny, kolega.
Dave.
Wysłałam mu swój referat. Powiedział, że jest ” exelent” .Urosłam! :)
I wtedy , wykorzystując chwilę, opowiedziałam szybko Dave’owi o swej wielkiej, szkockiej miłości. I poprosiłam, aby nie śmiał się z tego, że to takie wirtualne.
Zaskoczył mnie.
Agnes, ten wirtualny świat już dawno wszedł w nasze normalne życie. Ja też poznałem swoją miłość poprzez skype. Ona jest Amerykanką, ja, jak wiesz, Anglikiem. Od sześciu lat piszemy do siebie, spędzamy ze sobą via camera każdy wolny wieczór. Ja WIEM, że to jest to, ja wiem, że ją kocham i dlatego nigdy nie będę śmiał się z Twojego związku z Twym Szkotem. Życie poprzez internet dziś staje się czymś normalnym; ważne jednak, aby to prowadziło do realnych stosunków.
*
Minęły dwa lub trzy lata, gdy spotkałam znów Dave na skype. Miał inne zdjęcie i gdyby nie to, że był zapisany w moich kontaktach, nie poznałabym go!
Przywitaliśmy się jak zwykle miło. Jak zwykle, jak to zawsze ja ,spytałam ” czemu ma brodę i co ta za dziewczyna z nim?’
-Agnes,pewnego dnia, po tych sześciu latach kupiłem bilet i po prostu pojechałem do Niej do Stanów. Było to w okolicach Święta Dziękczynienia, było wonderful, więc zostałem dłużej, niż planowałem. Spodobało mi się. Potem Ona przyleciała do mnie. Zaręczyliśmy się i zdecydowaliśmy mieszkać w USA. Teraz tu ( w Stanach) mieszkam.

Agnes
ożeniłem się z nią! musiałem w końcu tak zrobić. Ta nasza miłość via skype …męczyliśmy się oboje, tak bardzo pragnęliśmy się

Zobaczyłam ,via camera, obok Dave’a uśmiechniętą dziewczynę ze zdjęcia. Pomachała mi wesoło, przytulając swego świeżo upieczonego małżonka.
*
Minęły kolejne dwa lata . Ciągle są razem, wciąż zakochani.Bardzo lubię ich oboje, choć przecież nie znam ich realnie.
Ale to niejeden przykład miłości , która zaiskrzyła przez internet i której jestem , często mimowolnym świadkiem.
Tom:
Agnes, ja dobrze wiem, o czym Ty mówisz. Oczywiście, że istnieje miłość poprzez virtual. Sam jej doświadczyłem. Miałem żonę, Polkę .Poznaliśmy się na skype. Wiesz jak wyglądały nasze spotkania? Ponad rok gadaliśmy, pisaliśmy o sobie i do siebie.Tak bardzo pragnąłem jej, że myślałem, że rozwalę ten monitor!Jak wariat całowałem to cholerne szkło wyobrażając sobie jak smakują jej usta, to było na granicy szaleństwa! Przyjechałem do niej do Gdyni.Potem ona do mnie do Anglii. I byłoby wszystko ok, gdyby nie tęskniła tak za krajem….Nie znała dobrze angielskiego i nawet nie chciała się specjalnie uczyć. Wiesz jak mówiła do mnie, gdy się wkurzyła?
Posłuchaj Agnes: fuck out! Hahaha!
Była niemożliwa!
– to dlatego Tom chcesz mnie bliżej poznać?Tęsknisz za nią..?
– chyba tak. Tak, na pewno tak!

:)))
*
– moja siostra wychodzi za mąż!
– gratulacje! A za kogo?
– za żołnierza. Poznali się, gdy był w Afganistanie!
– to jak się poznali?/ spytałam ja, Forest Gump/
– no jak jak? Przez internet! Pisali do siebie całe noce! Gdy on wrócił do kraju, tak dobrze już się znali , jakby spędzili ze sobą pół życia.
Kiedyś udałam się na spacer poza granice Zamku. Wieś jakby pogrążona we śnie. Gdzie są ci, co nie wyjechali?? Ach tak, klikają
– gdzie byłaś w weekend Monia?
– przecież byłam z Thomasem!
– a kto to?? To ten, z którym chcesz budować dom?
– no jak, masz sklerozę? To mój facet , ten Niemiec, no, mówiłam Ci sto razy, spotykamy się od pięciu lat!
– nie pamiętam. To ten, co poznałaś go wtedy przez sieć?
– a jak kogoś konkretnego można dziś poznać?
*
Chyba jestem bardzo stara, starsza nawet od moich starszych koleżanek…
Choć, gdyby tak dziś spojrzeć na moją pełną entuzjazmu Miłość owiniętą flagą Szkocji …

God, help me! ;)))

Międzynarodowy Dzień Kota/ International Cat Day :)

Dziś Święto? Hmm, ale przecież jest zima, a zimę najlepiej jest… przespać! ;)

LUNA

foto: Małgosia

***

IRIS

Foto: Małgosia

***

DIANA

Foto:Małgosia

***

MILORD

Choć nie cierpię wody, wanna -sama w sobie- jest rzeczą dość interesującą ;)


 Fot: Małgosia

Jeśli ktoś mówi, że „rządzę domem”, to chyba  grubo się myli.Jestem bardzo dobrze wychowanym kotem, zawsze gdy chcę coś przekąsić podaję łapę. Nauczyłem się od psów, spójrzcie:  :) 

Milord

A najbardziej lubię spać. I SAM wybieram sobie doskonałe miejsca! ;)

Śpię...
***

Z dala od sieci

Przez ostatnie dziesięć dni życie w naszym zamku zamarło; paskudna grypa dopadła niemal wszystkich domowników i to akurat wtedy,gdy spadł wreszcie śnieg, a mróz wymalował cudne kwiaty na szybach. Wszystkiemu winna ta wstrętna, quasi- wiosenna pogoda na przełomie grudnia i stycznia , istna wylęgarnia wszystkich możliwych świństw grypowych i ich pochodnych.
W chwilach , gdy mogłam stać o własnych siłach, oglądałam śliczny, zimowy świat przez okna i marzyłam o prawdziwej sannie i zdrowym, rześkim ,mroźnym powietrzu w moich ukochanych lasach.
Rzecz jasna, gdy wreszcie zmartwychwstałam ,temperatura na dworze zrobiła się nagle z minus pięciu- plus dziesięć stopni C.Nie ma srebrnych kwiatów na szybach, nie ma czystości białego śniegu; wicher, błoto i ogólnie ohyda. Gdy patrzę dziś na zdjęcia wschodniej Polski, wydaje mi się, że oglądam jakiś film z odległej krainy, nie wierzę!
Może uda mi się niedługo znów jechać w góry i poszukać Białej Pani. Tymczasem wybaczcie moją długą nieobecność ( żeby było mi jeszcze weselej,od kilku dni nie mam swego pc… ) i zrozumcie mój zachwyt i tęsknotę za prawdziwą zimą.
Taką uwielbiam:
z internetu

*

Do zobaczenia niebawem!
Angie
***