*Jesień 1983 … ;)

Dawno temu zamieszkaliśmy z Panią Matką w miejscu , które dziś jest już moim drugim Domem Rodzinnym.
Rodzice byli już jakiś czas po rozwodzie i przywykliśmy chcąc nie chcąc do nowego życia. Zresztą: czy pod wieloma względami aż tak bardzo różniło się od poprzedniego? Pani Matka, osoba znana i ceniona w środowisku , była taka, jak przedtem. Miała szeroki krąg przyjaciół, znajomych , koleżanek i kolegów.Ciągle ktoś u nas gościł, a i Pani Matka często składała wizyty przyjaciołom. Nie było więc dla nas dziwne, że nagle okazywało się, że przenocuje u nas wujek Antek z ciocią Alą, lub ciocia Iza, która jest dziś bardzo smutna;)
Lubiłam ten nasz styl życia ; a najbardziej lubiłam, gdy Pani Matka miała dyżury nocne i była poza domem. Opieka schorowanej i zdziwaczałej Babci Staruszki nad nami była tylko czymś jak pro forma.. Rządziłam ja. A osóbce z dyktatorskimi zapędami, było w to graj! O Bąble nie musiałam się martwić; zawsze byli, tak siostra, jak i brat, grzeczni i sumiennie wykonywali swe obowiązki. Obowiązki, do których należało li tylko i wyłącznie chodzenie do szkoły:) Mój zakres obowiązków obejmował również tylko to, ale i tak musiałam i z tego wyłamywać się. Jako niepokorny duch, regularnie łamałam wszystkie zasady i łaziłam na wagary, gdy tylko ku temu była okazja. A, że zawsze bardzo dobrze się uczyłam, jedyne, co Pani Matka mówiła: „skończ te wagary i nie podrabiaj mojego pisma na zwolnieniach, bo w końcu będę przez ciebie siedzieć smarkulo!”
Dziś, gdy myślę o sobie sprzed lat, ciągle zastanawiam się, czemu moi Rodzice byli tak łagodni… ;)
Rządziłam domem nie robiąc nic . Babcia posprzątała, Babcia zrobiła kanapki ,Bąble poszły do szkoły, ja..no, różnie to bywało ;) W końcu mam chroniczne zapalenie zatok, jestem dzieckiem lekarza, ale, że jestem bardzo sprytna, wiem, jak zagrać..)
Tak kręciło się, bardzo miło i bardzo fajnie. Mama w pracy , czasem w domu.
Mama. Mój ówczesny wzór i ideał kobiety. Śliczna, zwykle w czarnych skórach, na szpilkach z i kluczykami w ręku. Nowoczesna ( jak na tamte czasy) , pełna blasku kobieta. Feministka całą sobą. Nigdy, ale to nigdy nie chciałam jej przyznać, że jestem nią zachwycona. Dopiero po wielu, wielu latach powiedziałam:” Mamo, zawsze chciałam być taka jak Ty”.
Jest silna , ale wtedy nie powstrzymała łez.
– nie wiedziałam córeczko, nigdy nie mówiłaś mi!
Nie wiem czemu tak jest, ale potrafię jak nikt inny ukryć swoje prawdziwe uczucia i mówię tylko to, co w danej chwili wydaje mi się stosowne. Mama była zawsze tak silna, tak pewna siebie i tak lubiana, że wydawało mi się, że jestem ostatnią osobą, od której oczekuje komplementów. Miała swój świat, jakże inny od mojego pełnego marzeń i tęsknot. Imponowała mi swą niezależnością i siłą przebicia. I zawsze dziwiło mnie, że wszyscy mówią, że jestem jej kopią.:)
Pewnego dnia
(a właściwie gdy dzień się budził) będąc na granicy świata snów i jawy, dziwnie poczułam czyjś wzrok na sobie. I delikatne szturchanie ręką w ramię. Otworzyłam oczy.Wujek Antek!
– Angie, budzę cię i budzę. Słuchaj teraz uważnie: Mamusia jest w szpitalu. W nocy wezwaliśmy erkę. Ma atak woreczka żółciowego. Zrobiłem śniadanie i kanapki dla Was do szkoły. Wszystko będzie dobrze. Ciocia Ala nie mogła przyjść, ma dyżur. Jakby co, dzwoń do cioci Ali. Będzie dobrze, nie bój się, tylko idźcie do szkoły! Potem Ciocia Ala przyniesie wam obiad, a później przyjedzie ciocia Ania opiekować się wami.
Dla mnie to, wówczas trzynastoletniej dziewczynki, nie było nic głupszego i bardziej niewiarygodnego. Mama w szpitalu?? Przypomnę moim młodym czytelnikom: był to czas, gdy nie było telefonów komórkowych, nie było więc jak skontaktować się z Mamą.
Idźcie do szkoły?! Tak, już idę! Cholera jasna! Będzie dobrze? A kto to wie???
Płakałam. Ale tylko chwilę. Gdy wyszedł wujek Antek, obudziłam Bąble.
– umyć się, ubierać w coś i zaraz jedziemy do mamy. Jest w szpitalu!
Siostra rozpłakała się, Brat zrobił podkówkę.
Swoją drogą: jak zodiakalny Baran i Strzelec mogą tak reagować? Hmm, a może reakcja nie jest wcale taka ważna? Już wtedy interesowałam się astrologią i niepojęte dla mnie było, że ja, Rak, wrażliwiec, tak szybko biorę się w garść, a znaki Ognia beczą???
Ehh, nieważne.
-zbierać kasę! Wszystko, co macie- zarządziłam.
(Wtedy, w latach osiemdziesiątych, nie było ani bankomatów, ani kart kredytowych)
Bąble zebrały wszystko, co miały.
– Ale nie wystarczy nam na powrót..- szepnęła siostra- a poza tym, co z milicją?
Były to czasy, gdy milicja ( czasem ZOMO) chadzała po ulicach i kontrolowała nie tylko tych” podejrzanych” , ale i uczniów, nieletnią młodzież również.
– a milicji to powiemy…nie wiem, co powiemy, ja powiem, Wy cicho! A teraz jedziemy do MAMY! A z kasą pomyślimy później. Jakby co, to przecież Mama nam da!
Pojechaliśmy. Najpierw autobusem do najbliższej miejscowości, gdzie jest stacja kolejowa. Bąble siedziały, ja stałam. Musiałam w końcu / jakby co/ ich bronić;) .Chyba dziwny był widok trojga dzieci w porze zajęć lekcyjnych, w autobusie. Na szczęście nie spotkaliśmy ani milicji, ani ZOMO.
Dojechaliśmy pociągiem do Brzegu. Tam spytaliśmy , gdzie jest szpital.
Przeszliśmy kilka kilometrów.
– dziś w nocy przyjęto tu panią z woreczkiem. Na operację. Nazywa się ….doktor R.
– a wy to…to kto jesteście?
– my jesteśmy dzieci doktor R. i szukamy Mamy!
– Mój Boże!
Za chwilę zobaczyliśmy Mamę. Nie miała siły, ale próbowała podejść do nas. Pędziliśmy do niej , wrzeszcząc ” mama, mama!”
Nie była w tych swoich pięknych szatkach , w których przywykliśmy ją co dzień widzieć ;
była w brzydkim szpitalnym szlafroku.
– zaraz mam operację. A tak prosiłam Alkę, by Cię Angie powstrzymała! – wycałowała nas.
Wtedy nawet ja zrobiłam podkówkę. Ale w przeciwieństwie do Bąbli, nie rozpłakałam się. Byłam przecież najstarsza, należało zachować jakiś image! ;)
Wróciliśmy taksówką, oczywiście Mama dała nam forsę. Po południu przyjechała rodzona ciotka, by nas pilnować.
Zanim jednak przyjechała ciocia Ania, wstąpiła do nas ciocia Ala. Z obiadem.
Ciocia Ala była, jak i moja Mama , znanym w okolicy lekarzem. Nie była jednak nigdy ani tak popularna, ani lubiana. Słynęła bowiem z wyjątkowo krewkiego charakteru. Potrafiła, gdy zalęgły się w jej mieszkaniu zakładowym karaluchy, złapać kilka w słoik i wyrzucić je Dyrektorowi Ekonomicznemu na biurko mówiąc słodko:
– co to, kurwa, jest??
Dalszych kurew i jazgotu cioci Ali nie będę już wspominać.;)
Dziwło mnie niezmiernie, że niektórzy porównują ciotkę, która przecież nie była moją rodzoną ciotką, do mnie i odwrotnie. Po latach już, Księżna Matka powiedziała , że ” ciocia Ala bała się mnie ze względu na pewne podobieństwa między nami” .
Wtedy , nie mając świadomości tych / rzekomych/ podobieństw, przyznam, że choć nie bałam się ciotki Ali, wolałam jednak nie wchodzić jej w drogę. Czułam, że mogłoby skończyć się to źle, a po co Mamie robić przykrość? ;)
Gdy przyszła do nas z obiadem, podeszłam do niej i patrząc jej prosto w oczy powiedziałam:
– ciociu, pojechaliśmy rano do Mamy!
Ciocia zerknęła na mnie , po czym suchym, beznamiętnym tonem rzekła:
– wiem. I to było bardzo głupie. Nie spodziewałam się jednak po Tobie tego Angie.
– dlaczego?- nie dałam za wygraną
– bo to było głupie! Nierozsądne i szalone! Jak mogłaś nie pójść do szkoły i jeszcze wciągnąć w to rodzeństwo??
Moje usta instynktownie zacisnęły się. Ty stara jędzo, ja ci zaraz dam, czekaj!
– a może my kochamy Mamę, nie pomyślała ciocia o tym?
To był koniec rozmowy.
;)))
*
Mama wróciła po kilku dniach.
Póki nie doszła do sił, byłam grzeczną, naprawdę grzeczną dziewczynką ;)
A ciocia Ala była znów bardzo, bardzo miła.
Jakiś czas ;)

Zapomnieć jeszcze uda się konwalię na poduszce…*

(…) Gdybym ujrzała kiedykolwiek taki film, umarłabym ze śmiechu.
Cisza zagrała, wokół nas się wzbił
Gołębi puch, perfidny kicz (…)

I znów przeniosłam się w lata osiemdziesiąte.
Wracam tam ostatnio dość często; wracam, bo tam moja młodość. Może niedługo ktoś posądzi mnie o jakąś obsesję powrotu do przeszłości. No way, nie ma na to czasu, zbyt wiele dzieje się dziś .Poza tym musiałabym być w posiadaniu jakiegoś wehikułu czasu, by tam wrócić. A jedynym moim wehikułem czasu, są moje wspomnienia.
Nie, nie idealizuję tamtych lat, nie było wówczas połowy tego, co mamy dziś. Dziwny czas- były pieniądze , a na półkach niewiele lub nic. Wszyscy przeklinali ówczesną rzeczywistość, wszechobecne dziadostwo, przepaść między Zachodem a krajem. Ciągle było czegoś brak- jak nie towaru, to znajomości. Bo tylko te wówczas dawały szanse coś mieć. Ciuchy, dobre żarcie, dobrą wódkę.
Handel kartkami kwitł. Od zarania dziejów niektórzy nad wszystko na świecie cenili sobie Napój Dionizosa; ci właśnie chętnie wymieniali się: kartki na alkohol za kartki na wszystko..nawet na drogie wtedy i trudno dostępne ,dobre mięso.
Pewnie moi młodzi goście czytają to jak jakieś S-F.
Moi Drodzy: tak było. Spytajcie Rodziców ;)
„Podziemny” handel naprawdę kwitł. Pamiętam jak na którychś wakacjach nad morzem, kilku panów o prezencji bynajmniej nie Jamesa Bonda, kręciło się tuż obok naszego ośrodka wypoczynkowego. I wcale nikt ich nie przeganiał, choć co drugie słowo, jakie wypowiadali to było kurwa i cuchnęli na odległość tanim winem. Panowie ci mieli bowiem przy sobie skarb: kartki na wymianę! Niepijący wczasowicze chętnie zamieniali się : wódka za mięso. Oczywiście jeśli wcześniej już nie zamienili się z innymi wczasowiczami ;)
Inne było wszystko. Wtedy cały świat był nie taki, jakim go doświadczamy dziś. Inne problemy życia powszedniego, inne problemy natury politycznej.
Jedno co było i jest wciąż takie samo, to uczucia.
Uczucia, choć zawsze obwarowane różnymi realiami życia powszedniego i obyczajów, są chyba wciąż takie same.
Zachwyt, pożądanie, wierność, miłość, zdrada;
szczęście, łzy , tęsknota, samotność. Przebaczenie lub nieprzebaczenie . Zemsta. Rozpacz. Albo zupełnie inaczej- miłość, jednak, pomimo i właśnie dlatego, że jest.
Uczucia.
Wartości nieprzemijające. Rzeczy, które istnieją, odkąd my istniejemy.
*
Znów przypadkiem usłyszałam w radio pewną piosenkę.
Może dla niektórych irracjonalne to moje uleganie emocjom pod wpływem radio; wszak wiecie, że mam dziesiątki starych kaset, płyt i mnóstwo nagrań na swoim pc. Jednak wierzcie, nie pamiętam już, kiedy ich słuchałam! Jedno radio w kuchni, drugie w pokoju, trzecie w aucie, czwarte w pracy .Oczywiście w każdym włączona inna stacja! A czas goni, życie goni, wiecie jak to jest. Fajnie grają na tych moich stacjach, czasem nawet usłyszę niespodziewanie jakąś moją , dawną piosenkę…
I potem ona nie daje mi spokoju! Chodzi za mną , jest we mnie i każe znów zastanowić się, czy wtedy postąpiłam właściwie…?
Wtedy miałam naście lat. Czy człowiek nastoletni tak naprawdę może postąpić właściwie..? Tym bardziej człowiek tak strasznie uparty jak ja?
Nie, na to nie ma odpowiedzi, bo pewnie dziś, gdybym zdobyła nagle ten wehikuł czasu, zrobiłam tak samo jak wtedy.
Bo, choć wszystko wówczas było inne, miłość była taka sama.
Jak przed wiekami, jak wtedy, jak dziś.
I jaka pewnie będzie zawsze.

Każdym dniem zabijam to deszczem obcych rąk
Zmywam ślad, zabijam to
Każda noc przynosi znów bezsensowny ból
Ołów, nie gołębi puch.

Może zapomnieć jeszcze uda się konwalię na poduszce.
Może zduszone nie powróci znów, odejdzie gdzieś, wypali się…
Światło w Twoich rękach, gołębi puch
.

konwalia

***