W moim ogrodzie/ In my garden

Kochani!
Okropnie opuszczam się blogowo; wybaczcie, ale milion spraw ciągle zajmuje moje szalone życie. Nie o wszystkich mam ochotę myśleć( nie mówiąc już o przelewaniu tego na wirtualny papier..) .
Jedną z najmilszych /i chyba wartych zachodu /rzeczy , które pochłaniają mnie bez reszty jest oczywiście mój ogród. Owszem, czasem przypłacam tę swoją miłość i pasję bólami wszelkiego rodzaju i głupimi sprzeczkami z Panem B., ale jednak, przede wszystkim ogród daje ogromną siłę płynącą przecież wprost z Natury .
Koi,wycisza, daje schronienie  i… mocną dawkę optymizmu!
Tu:

MAJ W MOIM OGRODZIE :)

Zdjęcie-0515 (4)

 


Zdjęcie-0526 (3)

***

„..Chcę w Księżycu..”

…Chcę w Księżycu, w Księżycu tulić Cię
Kochać, kochać, kochać tak
bez pojęcia…

Niedawno pojechaliśmy nocą w miejsce, którego nie znałam.
Tam Maleńka, gdzie na pewno spodoba Ci się; tam, gdzie zobaczysz to, co kochasz” .
Znam mnóstwo pięknych zakątków w okolicy; morza pól rozlewających się łagodnie na niewielkich pagórkach, sosnowe lasy, bukowe i dębowe knieje, leśne ścieżki, urokliwe polanki, oczka wodne, małe rzeczki , niesforne wiosną dopływy Odry. Tam jednak nigdy wcześniej byłam. Pomiędzy lasami, wśród szerokich pól ,na wzniesieniu wije się droga, właściwie drożyna ; biegnie hen i znika gdzieś nagle nadodrzańskich lasach. Jest na tyle szeroka i na tyle wygodna, że można wjechać nią w odmęty pól samochodem. A nocą.. może to wariactwo, małe szaleństwo, ale –jak bardzo dla mnie, jak bardzo MOJE! Musiałam zobaczyć to miejsce!
*
Gdy wysiadłam z auta, rześkie powietrze wypełniło mnie zapachem pobliskich lasów.
Spójrz..
Rozejrzałam się i… zaniemówiłam.
z internetu

Czegoś piękniejszego chyba nigdy nie widziałam! Setki, tysiące gwiazd dosłownie
na wyciągnięcie ręki! Przestrzeń , ogromna przestrzeń, gdzie niebo dotyka Ziemi i wszystko jest cudowną Jednością! Droga Mleczna tuż nade mną; konstelacje , które znam i których nie znam. Migające kolorowe światełka samolotów zataczających szerokie łuki na granatowym, nocnym niebie i schylających się gdzieś za lasami do lądowania na podwrocławskim lotnisku, przywodziły na myśl małe, dziecięce zabawki. Wszystkie gwiazdy wydawały się być drobinami złota i srebra lub małymi diamentami, po które można w każdej chwili sięgnąć i obsypać się ich pyłem. Albo wpiąć we włosy… Poprzez tę nierealność , wszystko wydało się nagle właśnie
realne!
Przemknęła nagle przeze mnie myśl, że chyba Peter obserwuje Nas Stamtąd…Stamtąd, dokąd tak niespodziewanie kiedyś uciekł. A może niechcący tylko wybrał się..? Czy z jednej z tych gwiazd…czy uśmiecha się jak one, widząc jak bardzo jestem szczęśliwa?
Irracjonalne, naiwne, dziecinne; pretensjonalne..? Jednak tak cudowne,tak odczuwalne,że musi być prawdziwe! Jak te wszystkie gwiazdy tutaj. I jak to wszystko
Mogłabym chodzić tymi polnymi dróżkami do rana; mogłabym patrzeć w nocne niebo i słuchać dźwięku małych, gwiezdnych dzwoneczków aż zgasną, po świt. W oddanych, ciepłych i kochających ramionach nie czuje się chłodu nocy.
*
Nad ciemnymi borami, po prawej stronie Wielkiego Wozu ,po ciemnoniebieskich przestworzach leniwie wędrował Księżyc.
Nie jedźmy jeszcze Kochanie; popatrzmy jak wspina się po nocnym niebie wyżej, coraz wyżej. On pewnie też chce dotknąć gwiazd…

z internetu

…Chcę w Księżycu, w Księżycu tulić Cię

*
zdj.z internetu

***

Ciężki żywot Mariana..

…czyli o tym, jak nieroztropni, nieokrzesani i nieostrożni bywają mężczyźni ;)

 

Jednymi z moich ulubionych opowieści są historyjki z życia Mariana i Heli, które z wielkim smakiem i humorem opisuje, znany większości  moich Czytelników i Gości , Pan C.
Niedawno usłyszałam pewną zabawną historię, która natychmiast przywiodła mi na myśl bohaterów cyklu Caddiego. Ba! Jestem pewna, że jeśli to nie dosłownie Marian i Hela, to z pewnością albo ich kopie, albo jakieś bliźniacze wersje!
Podobieństwo jest tak duże, że pozwoliłam sobie nazwać bohaterów zasłyszanej przeze mnie historyjki imionami wymyślonymi przez Pana C. ( wierzę, że nie będzie mieć mi tego za złe! )

Przeczytajcie  i sami oceńcie, proszę:

*

-To Ty naprawdę pamiętasz, jakie nosiłam wtedy sukienki?
-oczywiście, że pamiętam. Zawsze byłaś tak ładnie ubrana, a latem, gdy nosiłaś te zwiewne sukieneczki, nie mogłem oderwać od Ciebie wzroku…
Mądry nawet ten mój Marian. I wrażliwy…hmm, kto by pomyślał, że pamięta takie szczegóły!– pomyślała Hela. Na wszelki wypadek jednak, należało wnikliwiej sprawdzić co działo się w sercu Mariana wtedy te..a, nieważne ile już lat temu.
– wiesz Marian- szepnęła Hela wtulając się w w ramiona swego ukochanego Mężczyzny- zastanawia mnie ciągle to, dlaczego wtedy, te …a nieważne ile lat temu, nie powiedziałeś…lub nie dałeś mi żadnego wyraźniejszego sygnału, że podkochujesz się we mnie?
– Kochanie, byłaś zwykle tak pochłonięta swoimi opowieściami, tym co mówisz, że..nawet nie miałem kiedy wtrącić ani jednego słowa. Zawsze przecież tylko wtedy, gdy Ty chciałaś uciekaliśmy na papierosa i zawsze rozmawialiśmy o tym, o czym Ty chciałaś rozmawiać. Ja mogłem tylko wsłuchiwać się w Twoje słowa i ..patrzeć na Ciebie pragnąc z każdym dniem mocniej i czekać na odpowiednią okazję..
– która nie nadarzyła się, bo wyjechałam. Ech Marian, wy, mężczyźni to jakaś inaczej odczuwająca materia. Nie masz pojęcia jak wtedy było mi w środku strasznie smutno i źle. Gdybyś mnie chociaż przytulił wtedy, przerwał mi gadanie..
– ależ Kochanie, rzeczą raczej niemożliwą, a już na pewno niebezpieczną było ( i jest! ) przerywać Ci! To po pierwsze; po drugie, nie wiedziałem jak zareagujesz gdy np. nagle pocałuję Cię.
– oj, z pewnością byłoby to złe posunięcie! Jak to tak można nagle pocałować kobietę, gdy ona nie spodziewa się tego?! Nie, nie; dobrze, że nie zrobiłeś wtedy tego! Dobrze, nie rozważajmy już tego, co by było gdybyś wtedy nie był tak ..hmm, tchórzliwy.Widocznie tak miało być. Musiało być to zapisane w gwiazdach.
– tak Kochanie, masz rację( jak zwykle oczywiście! ). Śpijmy już, jest środek nocy.
-dobrze, śpijmy.
Hela jednak nie usnęłaby spokojnie bez upewnienia się, że Marian na pewno dobrze pamięta tamte dni. Bo może…coś kręci?
-To mówisz Kochanie, że pamiętasz dokładnie mnie z wtedy, z tamtych dni…?
– tak Kochanie, pamiętam dokładnie- sennym głosem odparł Marian
– i że nie zmieniłam się nic a nic…- uśmiechając się do swoich myśli i wspomnień tamtych dni szepnęła Hela ( hmm, nie zmieniłam się ;ma rację, naprawdę bystry i mądry ten mój Marian; w końcu wszyscy, nawet moje fałszywe koleżanki mówią, że jestem taka jak te..nieważne ile lat temu)
– yhmm, nie zmieniłaś się Kochanie nic- będąc już częściowo w krainie snów Marian przytulił Kobietę Swego Życia- może tylko wtedy miałaś troszkę mniejszy brzuszek, śpijmy już Kochanie Moje- szepnął z czułością.
Nastąpiła chwila ciszy. Ciszy, która nie była bynajmniej zwiastunem spokojnej nocy; była to cisza przed nadciągającą z potężną siłą nawałnicy.
brzuszek…?…Mniejszy..? Czy ty wiesz, czy ty w ogóle przemyślałeś, to ,co powiedziałeś przed chwilą??– Hela poderwała się na równe nogi- jednak nie pamiętasz dokładnie tego wtedy! To nonsens, wtedy miałam taki sam..brzuszek!  I… jak Ty w ogóle możesz tak mówić?! Jeszcze w środku nocy?! Brzuszek?! Czyli już nie podobam ci się ! Tak…czyli teraz jestem…gruba, za gruba, tak?
– ależ Kochanie- Marian usiadł na łóżku- ja nie chciałem nic złego powiedzieć..
– ale powiedziałeś! – przerwała mu Hela- Zepsułeś cały piękny nastrój wspomnień i…całą noc zepsułeś; tak, właśnie tak! Nie, już dawno tak mnie nie zdenerwowałeś! Nie odzywam się do Ciebie już i nie będę odzywać się…
do końca nocy!
O!

*

;)))

*ach Hanka,Hanka, powiedzże Hania, co będzie z nami….*

Idę do domu- wymamrotał Antek wstając, a raczej zsuwając się z barowego stołka .
Od kilku godzin zabawiał w starej, znajomej knajpie w towarzystwie najlepszych na świecie kumpli, funfli, takich chłopaków do wypitki i wybitki. Gdyby nie oni, gdyby nie ci najlepsi z najlepszych, Antek nie wie, co począłby w tej wrocławskiej, podłej dżungli. Antek lubił dobrze zabawić się i porządnie wypić i często oddawał się tej przyjemności; tym razem – nie wiedzieć czemu- nie szło mu jak zwykle. Ostatnio Coś go wytrąciło z równowagi. Nie, nie to, że znowu stracił całą wypłatę na hulanki; to nic nowego, nieraz tak było, a zresztą po co się żyje? A na domiar złego żyje się tylko raz! Nie ma co się oszczędzać. Poza tym Józek wisiał mu parę groszy, a Zenek przecież od lat mu siedzi w kieszeni, nie jest źle, do końca miesiąca się jakoś przeżyje.
Nie, to nie to. Ani nie to, że majster znów za nic opieprzył go przy innych. Czasem tak robi, rzuca się do każdego, gdy mu baba wyjeżdża na dłużej, Antek przywykł już.
Co więc może być przyczyną jego podłego humoru ?
Hanka? Nie, niemożliwe. Nie cierpi tej zadufanej w sobie dziewuchy, tej, co myśli, że wszystkie rozumy pojadła! Tej pustej latawicy, co znów łaziła z innym. Łazi z innymi, a gdy spotkają się sam na sam, mówi mu , że czeka,aż on się uspokoi.Co to znaczy uspokoi? Czeka? A co ona do mnie ma? Co, ona se, kurwa myśli? Że jak czasem przychodzę nocą, to to już mam się żenić z nią? Niedoczekanie! Powinna dostać w pysk za to wszystko, ale bab nie będę prać, nie godzi się. A i ręki szkoda.
– co , do Hanki ciągniesz?- nagle Romka głos wyrwał Antka z rozmyślań .
Antek odruchowo zamachnął się. W ostatniej chwili zorientował się, kto do niego mówi.
– Romek..Romuś, ty jesteś mój funfel. Żyjemy w zgodzie i niech tak, kurwa, zostanie. Temat Hanki nie istnieje.Nie zadaję się z takimi. Rozumiesz?
Antek wyszedł z baru. Gdy zapalał papierosa, nie słyszał śmiechu swych funfli. Ani tego: ” zaiwania do Hanki, zakład?”
*
Hanka była dziewczyną znaną w okolicy. I to nie tyle, przez swe różne dziwactwa i występki, ale przez to głównie, że pochodziła z bardzo mądrej i zamożnej rodziny. A także przez to, że nikt,kto znał ją i Antka nie mógł pojąć , co ona widzi w tym chłopaku z nizin społecznych. Niektórzy jej znajomość i zażyłość z Antkiem traktowali jak fanaberię dziewczyny z dobrego domu. Przejdzie jej, jak dorośnie i jak Antek da jej popalić- mawiali starzy ludzie w dzielnicy. Bo Antek to niezłe ziółko. Przystojny,ma wzięcie, zarabia, ale przepieprza wszystko na imprezy i kolegów.Głupi jest, a jak popatrzeć na jego ojca, to pewnie taki już pozostanie.
Hanka była nieczuła na opinię innych i wszystkie plotki dotyczące jej życia. Zwykle robiła to co chciała i jak chciała. W Antku zakochała się gdy miała zaledwie 14 lat i powiedziała sobie: będzie mój! Pierwsza miłość nie kieruje się niczym, z wyjątkiem tego niesamowitego łomotu serca na myśl o ukochanym człowieku. A Hance, na sam dźwięk słowa Antek serce przyspieszało jak nigdy dotąd. Zupełnie nieważne było to, że jest z innej sfery , że ona kończy ogólniak, a on kiedyś zawalił ostatni rok technikum i do dziś nie może go skończyć. On był jej marzeniem, które miała zamiar zrealizować. Choćby po trupach.
Trupami byli chyba jej kolejni chłopcy i kochankowie.Jak braku rozwagi można było odmówić Hance, tak nigdy jednak silnego charakteru.I niespotykanego uporu.
– on mnie robi w ch…, to i jak tak będę!- mawiała do koleżanek, gdy te donosiły jej o kolejnej eskapadzie Antka.- Ale i tak będzie mój na zawsze. I ja go zmienię, ja odkryję to, co w nim dobre! Bo to dobry chłopak, ale poddaje się wpływom tych degeneratów- spokojnie mówiła Hanka.
Miała zaledwie 17 lat i już swoją stałą koncepcję przyszłości. A był nią, oczywiście, Antek.
*
Przeklinając cały świat, Antek szedł przez zamglone uliczki miasta. Nagle zza rogu wyłoniła się jakaś postać.
” Chyba Rudy”- pomyślał Antek.
-Czee stary! Kopę lat!
– a kopę! Kobznij szluga, bo wkurwiony jestem- odpowiedział Antek
– masz funfel! A nie wkurwiaj się, siedzi z dziewczynami u siebie. Pono skończyła z tym Picuś- Glancuś, śmiało zasuwaj!
W dzielnicy było tak, że każdy, kto chciał wiedzieć wiedział, czy Hanka jest w domu. Okno jej pokoju w piętrowym domu jej rodziców, wychodziło na ulicę. Miało nad sobą maleńki daszek, może jakieś widzimisię architekta; w każdym razie uroczy i odróżniający okno pokoju Hanki od reszty okien w okolicy.
Antek i jego koledzy doskonale znali to okno. Ileż razy wystawali tam , czasem godzinę i nawet dłużej, w nadziei, że skoro Hanki starzy wyjechali , Hanka znów zrobi imprezę! Będzie znów gdzie posiedzieć, posłuchać jakiejś muzy, a może będzie traf i się zaliczy którąś z koleżanek Hanki?
Bo Hanki to absolutnie nie, nie wolno! Hanka należy do Antka, choćby nie wiadomo co oboje wygadywali na siebie! I tak się pogodzą, ja zawsze, jak odkąd się poznali. Ciągle odchodzą i wracają do siebie, zdradzają się, potem leją po pyskach, a potem ryczą i wracają. Dziwna para. Chyba dobrali się jak w korcu maku.
*
To ” śmiało zasuwaj” podziałało na Antka jak płachta na byka.
– ja ci, kurwa, dam!- Antek złapał Rudego za kurtkę – co się wpierdalasz?
– spoko, spoko funfel! Nie wpierdalam się, ch** mi do tego, ale żem myślał, że idziesz do Hanki, bo jej starzy znów wyjechali….
– dobra, spoko. Wkurwiony jestem ostatnio. Piącha na zgodę.
Antek szedł znów zamgloną drogą. Tą, którą miesiąc temu szedł z Hanką. Tą, na której Hanka roześmiała się patrząc mu prosto w oczy i stwierdziła :
– wyciągnę cie z tego gówna! Kocham Cię idioto!
Kocha mnie. Kocha? To dlaczego łazi z innymi? To się nie zgadza!
Antek nie wiedział czemu znalazł się znów pod innym niż wszystkie okienkiem . A już zupełnie nie był świadom tego, że z jego ust wydobyło się głośne:
– Hanka! Jesteś?
Przemknęło mu przez myśl, że chyba jest mocno pijany. Po co tu przyszedłem?- jakiś głos krzyczał w jego duszy.
Ale znów:
Hanka! Haniu- teraz jakby ciszej wymówił imię tej, której przecież nie cierpiał.
– Haneczko!- jego głos był nie jego głosem.” Co się, kurwa, ze mną dzieje?” spytał swych myśli .
*
W tym czasie Hanka wraz z koleżankami omawiała bardzo poważne życiowe problemy.
Dlaczego Andrzej, pomimo, że zainteresowany Andżeliką , zerka na Hankę? Dlaczego ten nowo poznany przystojniak , patrzy ciągle na Irkę, która jest przecież starsza i ma / przecież/ męża i dwoje dzieci? Czy lepiej może w końcu przemóc się dać mu inaczej, tak,no,no- analnie , żeby wreszcie był spokój, czy może dać mu zielone światło do dziwek? I dlaczego ta turkusowa sukienka lepiej leży na Hance, niż na każdej z nas. A ten, no, no Antek- weź Hanka daj Se spokój!
– nie mówmy o tym- stanowczo, ale z jakimś smutkiem powiedziała Hanka .
– Hanka, ON TU JEST! Nie słyszysz?
– i co z tego? Zerwałam z nim. Albo się zmieni, albo niech spada. Nie chcę o nim słyszeć już! Nie wychylę się- ostro powiedziała Hanka.
– wynoś się, bo znów pożałujesz!- krzyknęła zdenerwowana Hanka. A jako dziewczyna z dobrego domu, po cichu dodała- rozwalę ci znów doniczkę na łbie albo chlusnę wodą z wiadra, gnoju!
-Jesteś pewna?- pytały koleżanki- my zaraz idziemy!
– nie! Bądźcie tu!- Hanka była stanowcza.
Za chwilę ucichł głos z zewnątrz.
Hanka pożegnała koleżanki; była jednak pewna, że on tam ciągle jest .
Próbowała usnąć..nie, nieprawda, wcale nie chciała usnąć, czekała, aż usłyszała znów :
– Hanka!
W swej ulubionej, czarnej koszulce nocnej zbiegła na dół . Stał tam, w czarnej skórze z ćwiekami.
Popatrzył na nią i chłonąc każdy fragment jej ciała ,każdy cień i zarys jej kształtów przebijający przez przezroczysty materiał koszulki nocnej, głośno powiedział:
… nie jestem pijany. I nie słuchaj ludzi.
Po czym wtulił się w Hankę, chwytając mocno jej jędrne piersi , całując jej szyję, dotykając jej łona i żebrząc:
-wybacz mi! Tęskniłem z tobą. Zmienię się, obiecuję!
– nienawidzę cię!- szepnęła Hanka, po czym ścisnęła z całych sił pośladki Antka.
Niemal w tej chwili klęczała przed nim, robiąc rzeczy, o których Antek tylko kiedyś słyszał od kolegów lub które przypadkiem widział w niektórych filmach.
” To dziwka jednak”
– nie panując już zupełnie nad sobą pomyślał. Zanurzył dłonie w jej czarnych, długich włosach, przyciągając jej twarz nachalnie do siebie- to to tego uczą u tych Urszulanek? – spytał swych myśli.
I nagle,gdy już prawie wyrzucił z siebie w jej gardło to, co ciążyło mu od tylu dni, o czym marzył pijąc z najlepszymi kumplami świata, o cieple tej, jak to zwą: muszelki?, różyczki?; a niech będzie cipki,kurwa, cipeczki, ale mając poza zasięgiem wyobraźni Hanki usta ,
zupełnie niespodziewanie odwróciła się . Podciągnęła koszulkę nocną, oparła się łokciami o parapet okienny i ze zwierzęcym błyskiem w oczach , szepnęła dziko:
-weź mnie! Tutaj, już! I bądź ze mną! Ożeń się ze mną!
Dobra,jak tak ma być, ożenię się z tobą!
*
Głupstwem, kompletnie niewyważonym i nierozsądnym pomysłem była kolejna ucieczka od Hanki.
Antek jednak , choć pragnął Hanki jak niczego w świecie, tak żądny był przygód, a może i tak niepewny jej uczuć, że znów pojechał tu i tam i bawił się z tamtymi dziewczynami. A Hanka, ocierając/ wściekła!/ łzy ,znów poznała kogoś innego i znów oszalała ze złości, postanowiła poznać kolejny, nowy smak życia.
Aż znów Antek nie poszedł do knajpy. I znów coś wcześniej nie wytrąciło go z równowagi .
I aż znów nie pomyślał, jak bardzo nienawidzi Hanki. ;)))

Epilog:

Przez to staranie nicem nie zyskał,

anim się najadł, anim się wyspał,

tylkom na ciebie pieniądze stracił,

wódkę fundował, muzykę płacił!

Ach, Franka, Franka, powiedzże, Frania,

co z nami będzie względem kochania?

Pobrali się. Ku rozpaczy jej rodziców i dezaprobacie całego otoczenia.
Co było potem….
nie zdradzę; dopowiedzcie sobie ;)

Lekcje anatomii, Mały Elf *

Z opowieści Andżeliki.

( jak korzystać z mężczyzn- geneza ” Andżeliki” )

Spotkałam go po trzydziestu latach. Czas wyrył bruzdy na jego twarzy i przerzedził kiedyś piękne, gęste blond włosy. Nadal jednak był bardzo przystojny. Mężczyźni mają tę wielką przewagę nad kobietami, że potrafią zawrzeć pakt z Czasem , który z biegiem lat czyni ich coraz bardziej atrakcyjnymi. Te wszystkie zmarszczki, te wstrętne kurze łapki, które spędzają większości kobiet sen z powiek ,które zmuszają je do pościgu za najnowszymi zdobyczami przemysłu kosmetycznego, u mężczyzn są czymś zupełnie nieszkodliwym; ba, stają wręcz ich atutem. Symbolem dojrzałości , który jest swoistym wabikiem dla większości rodu żeńskiego.
Robert był doskonałym przykładem mężczyzny, który zawarł ów pakt z Czasem( Diabłem?) . Lekki szron na jego skroniach, kilka zmarszczek na czole , bardziej mgliste spojrzenie niż wtedy, trzydzieści lat temu, dodawały mu tylko ogromnego uroku.
Poznaliśmy się pewnego lata, gdy przyjechałam do Ciotki na wakacje na wieś. Robert wrócił po udanej sesji do swego rodzinnego domu. Mieszkał tutaj, kilkanaście domów od moich krewnych. Nie miałam pojęcia o jego istnieniu, Ciotka nie utrzymywała żadnych kontaktów z jego rodzicami. Robert rzadko bywał w swym domu, mieszkał w wynajętym mieszkaniu w mieście, zwykle przyjeżdżał tylko na Święta i czasem na wakacje. Tego roku postanowił wraz z kolegami spędzić sierpień w posiadłości swych rodziców.
Poznałam go, gdy wracaliśmy z paczką znajomych z jakiejś imprezy. Podszedł do nas z kolegami i spytał, czy mamy coś zapalić. Spojrzałam na niego i w jednej chwili pomyślałam, że jednak blondyni mogą być cholernie przystojni. Moim ideałem, głupiej nastolatki, był wtedy Gregory Peck i podobali mi się wyłącznie chłopcy o tym typie urody.
Robert oczarował mnie. Bujna blond czupryna, ciemna cera, niebieskie oczy i rząd białych, równych zębów, które co chwila odsłaniał jego zawadiacki uśmiech.
Gdyby dziś na niego spojrzeć, był swoistym połączeniem Roberta Redforda z Bradem Pitt’em.

– to studenciaki. Cwaniaczki głupie, a ten, który tak się do ciebie uśmiechał, to najgorsza szuja z nich. Studiuje na AWF, podobno zaliczył pół miasta już. Nawet nie startuj, on ma takie dupy, takie wiesz, co jemu podobno płacą…Żigolak! – szepnęła przyjaciółka, gdy oddaliliśmy się kawałek.
-czy ja staruję? Co ty pleciesz!
Faktycznie chyba nie miałam co ” startować”. Miałam lediwe skończone szesnaście lat , byłam, chudym,dość płaskim i w związku z tym pełnym kompleksów ,nieopierzonym stworzonkiem płci żeńskiej.
( … )
Robiliśmy z paczką ognisko, gdy znów zobaczyłam jego i jego kolegów. Studenciaki. Przysiedli się do nas. Przynieśli wódkę i fajki. Blask ognia, gitara, nasz śpiew. Noc, rozgwieżdżone, letnie niebo. I znów nic prócz tego nie było ważne; świat wokół nie istniał.
– Robert jest teraz w temacie anatomii. Gdybyście chciały dowiedzieć się czegoś, tu macie specjalistę!- spoglądając na mnie i moje koleżanki zaryczał zachwycony swym żartem, wstawiony kumpel Roberta – ktoś się pisze?
Nie wiem dlaczego wbiłam wzrok w Roberta. Nie uszło to uwadze innych.
Zapanowała kilkusekundowa cisza. Nagle wszyscy ryknęli śmiechem. Spłonęłam.

-nie przejmuj się- szepnął przysiadając się do mnie- i nie reaguj na tych idiotów.
– przecież to twoi kumple!
– ale nie zmienia to faktu, że są idiotami. Czy mogę wiedzieć, co tu robisz? Co robisz na tym zadupiu, skąd każdy o zdrowych zmysłach ucieka?
– przyjechałam do Ciotki na wakacje. Mieszkam w mieście.
– Aha. A ile masz lat?
– prawie ..osiemnaście- skłamałam- a ty?
-Ja? Dwadzieścia cztery! Co, stary jestem? – zaśmiał się
– Nie,wcale nie. Jesteś w sam raz.
Spojrzał na mnie z wyższością.
– no widzisz, ja jestem pełnoletni, ty jeszcze nie.
– za tydzień będę- znów kłamstwo.
Uśmiechnął się.
– fajna dziewczyna jesteś. Lubię Cię. Spotkamy się?
Ziemia rozsunęła się pode mną. On, Apollo zstąpił, by ze mną spotkać się! To ja, ja biedna, nieszczęśliwa w swej nieodwzajemnianej miłości patrzę teraz, jak taki facet czeka na mą odpowiedź! Moja Miłość , ta prawdziwa, ta wielka i jedyna drwi ze mnie. Moja miłość, ta jedyna, ta wyśniona, odwiedza mnie tylko gdy Rodzice wyjeżdżają; nocą, po cichu . Moja Miłość przychodzi by czasem, gdy tego chce, dać mi kilka chwil niepewnej rozkoszy! Moja Miłość pojawia się niespodziewanie i niespodziewanie znika. Moja Miłość woli kobiety, które są już kobietami, a nie niedojrzałymi nastolatkami..Moja Miłość śmieje się, że tak niewiele jeszcze umiem…Moja Miłość ciągle mnie opuszcza…
– Tak, spotkamy się.
Przyjaciółki nie kryły zdziwienia:
– zaprosił cię na spacer?? Wariatko,wiesz o co jemu chodzi!
Nie o wszystkim przecież mówi się przyjaciółkom. Nawet najlepszym przyjaciółkom. Bo są pewne sprawy, które lepiej powierzyć.. mężczyznom.
Szliśmy w stronę zachodzącego nad lasami słońca. Opowiadał mi o uczelni i medycynie, którą też chciałby studiować.O tym , jak dużo i ciągle musi uczyć się, jak podnieśli znów poziom na tych cholernych studiach. O imprezach u kumpli w akademiku i całonocnych libacjach w jego mieszkanku. I o tym, jak o nim durne plotki ,chyba ktoś zawistny ,rozpuszcza.
Zatrzymaliśmy się na pomoście.Tafla wody mieniła się odcieniami pomarańczowego słońca, które powoli skrywało się za wierzchołkami sosen nadrzecznego lasu .
Spojrzałam w te piękne, błękitne oczy. Nieśmiało dotknęłam jego policzków, potem szyi.
Pochylił się i delikatnie, najdelikatniej w świecie pocałował mnie w usta.
Byłam zdecydowana.I byłam pewna, że nie odmówi.
– nauczysz mnie …?
Spojrzał zdziwiony.
– czego niby mam cię nauczyć?
– tego…no, anatomii. I wszystkiego.
Uważnie spojrzał na mnie i po chwili zaśmiał się głośno. Odwrócił się w stronę rzeki i spytał ( chyba rzekę) :
– nie wierzę własnym uszom.. a twój chłopak? Słyszałem, że kogoś już masz.Tam, w mieście.
-po pierwsze mój chłopak..jest i go nie ma. Po drugie: co on do tego ma? Poza tym gdyby cię rzeczywiście obchodził, gdyby dla ciebie ważne choć trochę było jego istnienie, czy zaprosiłbyś mnie dziś na spacer? Mam rację? – przyciągnęłam go i pocałowałam.
Znów spojrzał uważnie mi w oczy.
– sprytna jesteś. I inteligentna.Już wcześniej zauważyłem.. Mało jest takich dziewczyn. Dlatego zaprosiłem cię na spacer. Wychodzą mi bokiem te wszystkie roześmiane kretynki i wypacykowane niunie, które myślą, że są mądre i przebiegłe, a w rzeczywistości mają rozumek dwunastoletnich dziewczynek. Znam je dobrze, zwykle chcą bawić się za dobre pieniądze; chcą forsy. Wszystko zrobią, przebiorą się w szatki szczerości, a tymczasem są tak łatwe do rozszyfrowania. Ty jesteś taka..naturalna. Dlatego chciałem pójść z tobą na spacer.
– i dlatego też pocałowałeś mnie? Bo jestem taka naturalna? Inteligentna?
Przycisnął mnie do siebie. Leciutko odgarnął z mojej twarzy niesforne me włosy.
– pocałowałem cię, bo jesteś bardzo ładna.
– a lekcje? Czy nauczysz mnie tego?
– jesteś pewna?
– najbardziej w swoim życiu.
Zeszliśmy z pomostu. Chwycił mnie za rękę i poszliśmy w stronę posiadłości jego rodziców.
*
Nie zastanawiałam się przez chwilę,co on do mnie czuje i czy ja coś do niego czuję. Wciąż rozmyślałam o swej Wielkiej Miłości i o tym, że po wakacjach spotka mnie inną: dorosłą i doświadczoną. I o tym, że to, co robię z Robertem , jest adekwatne do tego, co Moja Miłość robi z tamtymi kobietami teraz i zawsze.
Tymczasem z Robertem spędzałam niemal każdy wieczór i noc. Wracałam nad ranem,wchodziłam tak, by nie budzić Ciotki i reszty rodziny. Ciotka była pewna, że bawię się na dyskotekach z dziewczynami lub łażę z nimi na ogniska i nad jezioro . A ja w tym czasie ,po cichu odkrywałam cudowny świat erotyki. Robert odsłaniał przede mną tajniki Kamasutry i zapoznawał ze sztuką ars amandi. Był inny, niż Moja Wielka Miłość i wszyscy, których do tej pory spotkałam. Miałam szesnaście lat i już kilka doświadczeń z chłopakami.Żadnego z nich, z tych wcześniejszych doświadczeń, nie można było jednak porównać do tego, co przeżywałam będąc z Robertem. Czasem przechodziło mi przez myśl, że to nie plotki, że musi być naprawdę jakimś żigolakiem. Ale nie przeszkadzało mi to; ani też to, że moje koleżanki obraziły się na mnie:
– on bzyka cię, bo jemu tu na wsi nudno- mówiły- wszyscy tak gadają!
– tak? Ciekawe czemu bzyka mnie, a nie którąś z was?
– a my nawet byśmy go nie chciały! Rób co chcesz, twoja sprawa.
– właśnie. Moja sprawa.
Często chodziliśmy z Robertem nad jezioro i kąpaliśmy się o zachodzie słońca. Pewnego razu poszliśmy wieczorem wzdłuż jeziora. Usiedliśmy na wielkim, zwalonym przez burzę drzewie. Część drzewa leżała w wodzie. Zdjęłam sandałki i szłam po tym starym, bez życia już dębie, dokąd tylko dało się iść.
– czemu nie idziesz ze mną? Robert, chodź, chodź do mnie!- zawołałam
– nie. Wolę patrzeć stąd na Ciebie. Wiesz, w tej sukieneczce , gdy stąpasz po tym drzewie w świetle księżyca wyglądasz jak elf.
– mały elf- Emmanuelle! – zaśmiałam się.
– Emmanuelle…tak, Emmanuelle.

Przez cztery sierpniowe tygodnie , było zaledwie kilka dni, gdy nie widzieliśmy się. Dni, gdy pomagałam Ciotce robić konfitury i dżemy na zimę. Dni, gdy byłam słodką, grzeczną dziewczyną; dni, gdy dostawałam gęsiej skórki na widok kochających się par w przypadkiem włączonych przez Ciotkę filmach na tv. Wieczorami siadałam na werandzie i patrzyłam w stronę domu Roberta. I natychmiast musiałam odwracać się, by nie pobiec tam w nieumówiony dzień.
Gdy spotykaliśmy się, za każdym razem, od czasu naszej wyprawy na zwalone drzewo na jeziorze, Robert witał mnie słowami:
– jak się czuje dziś Mały Elf?
Brał mnie na ręce i niósł na łóżko. Rozbierał i po łacinie wyliczał każdą część mego ciała, której dotykał.
– czy jestem już dość dobra?- pytałam niepewnie
– Andżelika, to się albo ma, albo nie. Ty jesteś jak wulkan, ty jesteś sam sex. Czy ty naprawdę nie zdajesz sobie z tego sprawy?
– chodzi mi o technikę.
Zaśmiał się.
– ilu mężczyzn, tyle gustów. Mnie się podoba. Przecież sam ci pokazałem to i owo.
– a nie przeszkadza ci, że jestem taka…no, że nie mam wielkich piersi..?
Zaśmiał się. I śmiał się chyba całą minutę.
– taka inteligentna dziewczynka, a potrafi zadać tak głupie pytanie! Oj jakaś ty naiwna czasem Andżeliko!- mówił nadal śmiejąc się – nie, nie przeszkadza mi. Jesteś Małym Elfem, a nie dojrzałą kobietą , czy podstarzałą sex bombą. A jak już tak martwią cię te twoje piersi, to spójrz na swą ciotkę i matkę; jesteś do nich podobna i założę się, że za dwadzieścia lat, gdy urodzisz ze dwoje dzieci, będziesz taka pełna , jak one. Zadowolona?
– dwadzieścia lat to długo, strasznie długo.I żadnych dzieci nie chcę mieć! Zresztą pewnie mnie już nie będzie.
– dlaczego ma cię nie być?
– bo nie. Życie jest głupie i nie chcę tyle żyć.
Pomyślałam, że jeśli ani on, ani Moja Wielka Miłość mnie nie kocha, to chyba nie warto żyć.
– Andżelika, zaraz masz maturę, pójdziesz na studia, wtedy dopiero zaczyna się życie! Mówię ci! I nie gadaj już głupot.Mówisz jakbyś miała piętnaście lat. A właściwie- dotknął delikatnej skóry mych ud- …ile ty masz tak naprawdę lat?
– szesnaście. Miesiąc temu skończyłam…
Położył się obok i złapał za głowę.
– idiota! Kretyn!- krzyknął patrząc w sufit. Spojrzał na mnie:
– i miałaś już kilku chłopaków.Szybko zaczynasz. I nigdy ci nie było, jak ze mną…dziewczyno, wiesz, że nie zdziwiłbym się, gdyby twój ojciec strzaskał mi pysk! Dlaczego mnie oszukałaś?
– bo nie udzieliłbyś mi lekcji. Nie martw się, wszyscy się nabierają. Poza tym Małe Elfy muszą kłamać. Takie już są.
Tej nocy długo i jakby inaczej , niż zwykle kochaliśmy się.
*
Dwa dni przed moim powrotem do miasta i rozpoczęciem roku szkolnego , Robert zrobił imprezę w letnim ni to domku-ni altance swych rodziców. Altanka ta usytuowana była w ich wielkim, owocowym sadzie i faktycznie była malutkim, drewnianym domkiem z taką samą, maleńką werandą. Wszyscy jednak mówili na ów domek ” altanka”.
Robert zaprosił swych kolegów, ja koleżanki, z którymi zdążyłam już pogodzić się.
Graliśmy w karty, z radiomagnetofonu rozlegały się dźwięki Curów i Marillion, gdy nagle Beata, ta fałszywa suka, powiedziała jakby od niechcenia:
– aha, zapomniałabym: Marek przyjechał. Jakimś nowym motorem. Szukał cię Andżelika, ale powiedziałyśmy mu, że wyjechałaś z Ciotką do krewnych. Dobre, nie?
– niech spierdala- automatycznie odpowiedziałam.
Zakuło mnie serce, a Robert nagle spoważniał.
– zabawiłaś się mną, jak kotka myszą. Cwana jesteś, Bezwzględna !- powiedział, gdy wyszliśmy na zewnątrz.
– nieprawda. Nienawidzę go i nie wrócę do niego. Chyba …
– wrócisz.Powinienem teraz dać ci w twarz.
– a ja tobie.W końcu.. zdemoralizowałeś nieletnią.
– jesteś podła! Kłamliwa! Jeszcze dziecko, a tak złe!
– Lolita? Emmanuelle- powiedziałam i pocałowałam go słodko.
Piliśmy więcej, niż na każdej imprezie. Upijaliśmy się swym smutkiem ; upijaliśmy się tworząc przedziwną barierę anty -smutkową. Anty- uczuciową..?
Nie kocham go, nie!Nie kocham też już swej Wielkiej Miłości! Nie ma miłości! Żadnej!
O czym on myślał- nie wiem. Nie było to ważne; chciałam go, rozpaczliwie pożądałam i tylko to się wtedy liczyło.
Pijani , półprzytomni wynieśliśmy z altanki stary materac i ciągnąc go wgłąb sadu, pożegnaliśmy się z jego kolegami i moimi koleżankami. Ich min, ani wzroku nie muszę chyba opisywać.
Letni, nocny wiatr tulił nas, gdy kochaliśmy się wśród wysokich traw i gdy potem układaliśmy się do snu.
Rankiem obudziły nas ostre promienie sierpniowego słońca, które coraz mocniej, i coraz bardziej nachalnie muskały nasze twarze.
– może cię kocham…- szepnęłam dotykając ustami jego ud- ja już nie wiem czym jest miłość. Ale wiem, jak ją pożerać.
*
Szliśmy wśród łanów zbóż, które falując niczym wielki, złoty ocean, chwilami rozchylały się przed nami.
Nie mówiąc nic, trzymał mocno mą dłoń.
– nie wybaczę ci nigdy, że mnie okłamałaś.
– kiedy? Przecież poprosiłam, abyś nauczył mnie ” anatomii”.
– zgoda,ale oszukałaś mnie odnośnie swego wieku. Jesteś cwana. Wygrasz życie, ale możesz zgubić to najważniejsze: uczucia.
– ha! Nie ma uczuć lub są mało ważne. Sam tak mówiłeś śmiejąc się gdy czytałeś mi fragmenty Kamasutry. I pokazując te obrazki.
– chcesz być ekskluzywną dziwką?
– nie. Ale chcę poznać ten świat. I umieć się w nim znaleźć. Muszę podziękować ci. Nauczyłeś mnie wiele
Przerwał mi nagle-
-czyli to wszystko, to co robiliśmy, nie miało dla ciebie żadnego znaczenia…duchowego?
– miało i to duże. Chciałam cię kochać, ale boję się…
– czego?
– że mnie zostawisz. Jestem młoda i chcę żyć.
– niedawno mówiłaś, że nie chcesz!
– to było kilka dni temu. Czyli dawno.
Uśmiechnął się i przytulił mnie.
– jesteś okropna Andżelika! Demon jaki, czy co?
– nie demon, tylko Elf. Mały Elf.
*
Pomimo tego, że zaręczał, że chce się ze mną nadal spotykać, nie skorzystałam z tej kartki z jego adresem w mieście, którą mi wcisnął przed naszym rozstaniem.
Szłam do domu Ciotki dumna i pewna tego, że jeśli nie skończę z tym cyrkiem zwanym życiem, na pewno będę dobrą kochanką. Dla swej Wielkiej Miłości, a może i….
*
Gdy patrzyłam na niego trzydzieści lat później, w tej kawiarni, w której przypadkiem spotkałam jego i jego żonę ,widziałam tuż przy nim
ją,
dziewczęcą, dużo młodszą od niego.Śliczną, młodą kobietę. Była niemal jak ja wtedy; długie blond włosy, szczuplutka i delikatna.
Przemknęło mi przez myśl: Mały Elf? …

I patrząc w jego oczy, zobaczyłam jeszcze coś: jezioro i łany zbóż.
Wszystko nagle stało się
tak proste. Tak oczywiste,
A świat, poprzez swą powtarzalność, wydał się nagle
tak …doskonały!

 z internetu

* W świetle Księżyca *

(…)Day after day I turn it over in my mind
Dream after dream it’s hard to tell you how I find
Out of the blue I’m suddenly so close to you
(…)

Pięknie wyglądał księżyc nad ciemnymi, szerokimi lasami. Z wielkiej, okrągłej pomarańczowej tarczy wschodzącej nad polami, przeistaczał się powoli w jaskrawą, srebrną kulę. Wdzierając się w wieczorne mgły na łąkach, coraz mocniej rozświetlał zasypiający świat. Nachalnie dotykał mej twarzy ,bezwstydnie zaglądał mi w oczy.
Zwolniłam.
Gdzieś w dali słychać muzykę, tu i ówdzie mijam grupki młodzieży. Przez otwarte okno słyszę śmiech. Część świata nie zasypia. Słusznie, po co spać w jasną, księżycową noc..? I mnie setki razy uwiódł Księżyc.
My też poznaliśmy się jego świetle. Nie wiem już, czy to było dawno, czy zaledwie przed chwilą. Czy to ważne zresztą?

Nie, dość już, miałam nie myśleć o tym. Niech sobie patrzy na mnie , niech prowokuje tym swoim  blaskiem!  Srebrnym..
Muszę załatwić dziś jeszcze tylko jedną sprawę i wracam .
*
Dlaczego ten głupi kot wpadł akurat pod mój samochód? Dlaczego ten /jeszcze głupszy/ pies zagonił go prosto na jezdnię?
Zatrzymałam się. Czy..czy ja zabiłam kota? Nigdy jeszcze nie zabiłam żadnego zwierzęcia! Odwróciłam się; pies nadal gonił kota, kot w panice uciekł na drzewo.
Taaaak..kot ma jednak dziewięć żyć. I jest pełnia.
Dziewięć żyć..hmm, zastanawiam się, ile razy ja już umarłam. A My? Rozstania i powroty, najpoważniejsze w świecie deklaracje: nigdy więcej! Tylko po to, by za jakiś czas znów zanurzać się w tym zaklętym, przeklętym ” I can’t live without you…”
Porażający brak konsekwencji. Rozbrajający brak konsekwencji…
Nie zbudowaliśmy nic. Nic w pojęciu świata, bo wciąż, dzień po dniu, tydzień po tygodniu, miesiącami, które zamieniają się w lata,jednak budujemy. Coś bardzo mocnego i coraz trwalszego. Uparcie i cholernie konsekwentnie. Tkamy tę swoją pajęczynę czułych nici, które splatają się i łączą tworząc coś nierozerwalnego. Za wygodni jednak, za leniwi i może za starzy już jesteśmy, by przewracać do góry nogami nasze realia. Kochamy bardziej niż siebie, naszą wolność. Tylko co to za wolność, gdy dawno temu już, daliśmy się sobie nawzajem zniewolić..?

Nieważne; to jak dawno zgrana płyta. To wszystko dziś przez ten Księżyc.

Najważniejsze, że z Ojcem już dobrze, że Ulka dochodzi do siebie po operacji, że Dorota ma już to naświetlanie, że Aurelka wreszcie ułożyła sobie życie! Najważniejsze, że M. podpisze tę umowę , że ciągle czuwa nad sprawą i że znów nawiązałam kilka ważnych kontaktów. Że P. świetnie radzi sobie na praktykach, że Młody prze uparcie do celu, że udało się załatwić to ważne szczepienie dla M.! Najważniejsze też, że udało się uratować wyrzuconego przy drodze psiaka i że czeka już na swój nowy domek!
I najważniejsze to, że nie zabiłam tego kota!

*

wiesz, gdy jechałam , widziałam nad ciemnymi polami i lasami Księżyc. To było tak piękne! Dziś jest pełnia.
– już martwiłem się , nie wiedziałem  gdzie jesteś!
– Jestem. Myślałam o Tobie.
– Ja w każdej sekundzie swego życia myślę o Tobie.
Śpijmy kochanie….

*

(…)Time and again, it’s like we were in love and then
Over and over – nobody keeping score
Once in a while I think you notice when I smile
That love still lingers in my eyes(…)

It can’t go wrong – it can’t go wrong
It lingers on – it lingers on

***

So close no matter so far…

Czasem,
czasem wydaje mi się, że jesteś. Przychodzisz zanim zasnę i siadasz przy moim łóżku.
Uśmiechasz się , powoli wyciągasz rękę i gładzisz moje włosy. Otwieram oczy i widzę noc.
Jesteś tu…?
Nagle słyszę wszystkie Twoje słowa.
– nie bądź taka jak ja!
– nie krzycz na mnie! Muszę być taka, bo to ja. Bo w moje życie jest wpisany grzech. Jesteśmy tacy sami, pamiętasz?
– w nas jest wpisany grzech. Wszystkich, w nas wszystkich. Banał, prawda?
Walcz, potrafisz.
– Nie. Nie chcę. Już nie chcę. Podaj mi rękę, pójdę z Tobą.
Uciekasz..znów rozmywasz się w tej swojej błogości! Zostawiasz mnie..?
Ale przecież wszyscy kiedyś.. !
Dlaczego więc nie chcesz teraz mi pomóc? Czemu znów nie mogę pójść z Tobą?
I znów się uśmiechasz. Jesteś tak daleko, tak daleko…
Rozmywa się Twoja postać.
Wołam: poczekaj! Histerycznie krzyczę: zostań!
Cisza. I ta Twoja błoga, uśmiechnięta twarz. Blisko i daleko.
*
Wiem, że jesteś blisko. I że odległość nie ma znaczenia.
Że chyba nic dla mnie nie ma znaczenia.
Z wyjątkiem tego, że każesz mi nadal być.
Sobą i tutaj.
Tylko po co?
Tak, Ty już wiesz.

So close no matter how far

Stolik w drugim końcu sali *

Kiedy tańczyłaś w płomieniach świec
i Twoja twarz zmieniała się
I oczu blask tańczące dwa płomienie
Dobrze pamiętam wciąż
….

Z opowieści Andżeliki:

Pamiętasz ten mały, bluesowy klub, do którego kiedyś zaprowadziłam Cię? Ten z ciemnymi, wyłożonymi drewnianą boazerią ścianami. Z zielonymi krzesłami i szalonym barmanem. Pamiętasz na pewno, jak ten wariat do Ciebie uśmiechał się cały wieczór i próbował poderwać!
Wiesz, kiedyś, chyba dwanaście, a może trzynaście już lat temu, byłam tam z Lidką. Lidka skończyła jakiś kolejny kurs angielskiego i akurat miała egzamin. Zdała, na piątkę. Ona zresztą chyba zwykle zaliczała na pięć, nie mogło być inaczej ;wiesz jaka była ambitna.
Wtedy ..
umówiłyśmy się wcześniej, że po tym jej egzaminie , robimy kurs po moich znajomych klubach. Lidka nie znała ich, chciałam zrobić jej niespodziankę. (Nie tylko jej ; znałam niektórych szefów tych knajp, kilku barmanów i wiedziałam, że już stęsknili się za mną ;))
Country Club, Rock Club, Golden Club; w tym ostatnim posiedziałyśmy dłużej. Grali tam na życzenie tzn, to co chciałaś, barman włączał. Tak, barman; to były malutkie knajpki, kameralne i często szef był sam barmanem i jednocześnie kimś jak DJ ;)
Dowiedziałam się tam od kolegi , że na końcu ulicy założyli nowy klub, gdzie grają bluesa. Wiesz jak wtedy uwielbiałam bluesa. Poszłyśmy tam z Lidką. Od razu spodobało mi się; ciemne ściany, zielone krzesła, złoty barek, niedużo ludzi. Przyciemnione światło. Czuło się ducha!
Wzięłyśmy po piwie i usiadłyśmy na końcu sali, przy oknie. Właściwie salki, bo klub rzeczywiście był niewielki. Lidka była zachwycona , wreszcie spokój !
Rozmawiałyśmy sobie, gdy nagle zwróciłam uwagę na grupkę młodych ludzi po drugiej stronie sali. Kilka dziewczyn i z nimi jakiś młodzieniec. Przystojny..nie, raczej piękny niczym młody bóg. Długie, brązowe włosy falami opadały na jego ramiona i plecy.
-patrz Lidka, patrz tam! Widziałaś królewicza? Zerka na Ciebie, no patrz!
Faktycznie królewicz nie spuszczał oka z nas. A raczej nie odrywał wzroku od Lidki.
-Jasny szlag! Apollo ze swymi nimfami! – zaśmiała się Lidka
Niewiele pomyliła się. Piękny młodzieniec miał za towarzyszki kobiety obdarzone jak on, niemal nieziemską urodą.
– co my tu robimy Andżelika? Widzisz te kobiety? To muszą być jakieś modelki! One są tak doskonale zbudowane, wszystkie bardzo wysokie. I jakie miękkie, kocie ruchy! Patrz jak ubrane! Kurr.., gdzie my przylazłyśmy??
Nie przejęłam się specjalnie tym. Zawsze przecież miałam powodzenie, Lidka też, choć daleko nam było do jakichś tam modelek.
Lidka, nie przejmuj się. Olej to. Jesteśmy tu, aby bawić się, a nie łypać oczami na jakieś podejrzane dziewuchy.Co nas zresztą oni obchodzą? Zdrówko!
Piłyśmy piwo, ktoś dosiadł się do nas , z kimś zatańczyłam, ktoś postawił nam piwo. Impreza w klubie rozkręcała się, przychodzili nowi ludzie. Jednak czułam ciągle na nas spojrzenie tamtego młodzieńca. Odwzajemnione, bo Lidki wzrok , co chwila mimo woli wędrował na drugi koniec sali.
– ale ty jesteś uparta Lidzia! Mówię ci, nie patrz tam. Widzisz, że ma swoje dziewczyny
– ja..ja wcale nie niego nie patrzę!
I aby udowodnić to, Lidka przesiadła się tak, by nie widzieć stolika po drugiej stronie sali.
Wtedy ten wariat, barman zapalił na każdym stoliku świeczkę i wniósł na środek sali wielkiego szampana
– na koszt klubu! – krzyknął wesoło.
Okazało się, że ma urodziny:)
Wypiliśmy szampana i wróciliśmy do swoich stolików.
I wtedy zagrali to:

Widziałam jak  tamten chłopak zamyślił się. Nagle wstał i nie zwracając uwagi na śmiech i żarty swych ślicznych towarzyszek, podszedł do nas.
Stanął przy naszym stoliku ,skinął delikatnie na przywitanie i niczym ktoś z dawnej epoki (królewicz, cholera, naprawdę królewicz!) , głęboko ukłoniwszy się Lidce, zapraszając ją gestem do tańca, spytał nieśmiało:
– czy zatańczy pani ze mną?
Patrzyłam na tę całą scenę i czułam się tak, jakbym oglądała jakiś film. Lidka nieśpiesznie wstała , podała mu dłoń i zatańczyli. Sami, na środku sali.
Nie mogłam od nich oderwać oczu. Ona tak krucha, tak malutka przy nim. Miała na sobie długą, ciemnobrązową ,jak jego włosy, suknię. Lidka zawsze była inna; gdy była moda na mini, na te różne seksowne, ciasne sukieneczki, ona uparcie nosiła te swoje ulubione długie, à la hinduskie. Przepaska na długich, blond włosach i duże kolczyki; pamiętasz, to była Lidka wtedy. Była śliczna, choć nigdy nie zdawała sobie z tego sprawy. Miała tak dużo wdzięku, tak mnóstwo uroku osobistego, że wszelkie jej niedoskonałości, gdzieś głęboko kryły się przed światem.
Patrzyłam na nich, jak na parę nie z tych lat. Wyglądali pięknie w blasku świec. Miałam wrażenie,że ich zamazane w smugach tytoniowego dymu odbicie w dużych lustrach na ścianach ,chce na zawsze już tam pozostać. Widziałam jak chłoną się wzrokiem, jak dotykają nieśmiało swych włosów, twarzy, ramion. Jakby chcieli dotykiem zapamiętać każdą chwilę i każdy dźwięk.
Nigdy przedtem ,ani potem nie widziałam tyle subtelnej namiętności w tańcu.
Nagle ktoś zapalił światła, przyszli ci durni Amerykanie ( opowiadałam ci już o nich ) . I ta jego znajoma dziennikarka w spodniach w kratkę. Przynieśli wielki, urodzinowy tort dla szefa. I znów szampan, toast.
Zrobiło się głośno, wszyscy przekrzykiwali się , Lidkę porwali Amerykanie, którym coś tłumaczyła. Królewicz nagle zniknął wśród tłumu gości.
Było późno, środek nocy, chyba po trzeciej ; przed klubem czekał już na nas samochodem Adam.
Następnego dnia Lidka opowiedziała Adamowi o królewiczu.
– powiedz mi Adam ty, jako facet, powiedz, dlaczego ten chłopak zainteresował się mną? Przecież nie jestem ani tak ładna, ani wysoka, ani tak zgrabna , jak te jego koleżanki!
ale wy , baby, czasem jesteście durne! Nie pomyślałyście,że co druga z tych lasek, to pewnie pusta dziwka? Założę się, że facet miał może już dość tych umizgujących się, łaszących ,wypacykowanych lal.
Może tęsknił za kimś normalnym i prawdziwym?
***
Niedawno spotkałam się na winie z Lidką. Wspominałyśmy tamten klub, słuchałyśmy bluesa.
Wiesz co powiedziała?
Powiedziała mi, że spotkanie tego chłopaka, taniec z nim, delikatne głaskanie jego włosów i twarzy, było dla niej do dziś

jej najpiękniejszym erotycznym przeżyciem
***

 

tanczaca-para

* Przed zimowym snem*

Jesień to dla mnie czas leśnych spacerów. Lato jest zwykle dla mnie zbyt ciepłe na wyprawy w bory ; ja źle znoszę gorąc .
Moi znajomi twierdzą, że to dlatego, że za dużo mam tego gorąca w sobie już ;)  Zważywszy na mój charakterek i temperament, może coś jest tu na rzeczy..?
Tak czy inaczej, lato to dla mnie czas wody ; kiedy tylko się da, jeżdżę nad pobliskie jeziorka, baseny, a w sierpniu zwykle nad morze/ z którego, z wyjątkiem deszczowych dni, prawie nie wychodzę!/ Poza tym lato to też ogród; bez względu na upały, muszę się przecież nim zajmować. Prace ogrodowe zaczynają się oczywiście wiosną i dlatego wtedy też rzadko  kiedy mam czas chodzić swymi ukochanymi, leśnymi ścieżkami.
Zima..hmm, zimą totalnie dziecinnieję i łażę z Małą Wiedźmą z sankami po okolicznych pagórkach, z których z lubością i radosnym krzykiem , zjeżdżamy. Rzecz jasna to ja jestem koniem pociągowym w drodze na górki ;))).
Martwi mnie to, że Mała W. coraz mniej lubi te wypady na sanki. Cóż, powoli staje się Młodą Wiedźmą, a Młode Wiedźmy zwykle uważają się za osoby bardzo dorosłe, którym już to i owo nie przystoi.
Młode Wiedźmy ubierają się( jak sądzą)  w ciuchy z górnych półek / lub z pierwszych stron gazet o modzie/ , zwykle bardzo dopasowane, kobiece i  mocniej lub bardziej błyszczące; noszą bardzo eleganckie, takie , wiesz Mama: damskie  kozaczki, obwieszają się różnymi świecidełkami i twierdzą, że muszą już mieć swoje własne kosmetyki, bo  i tak Ci Mama, podkradam, lepiej więc mi kup ;)))
Małe Wiedźmy gdy stają się Młodymi Wiedźmami, wybierają stanowczo towarzystwo koleżanek i to z nimi wolą chodzić na zimowe spacery. Bez sanek, bo sanki to obciach i są dla dzieci rzecz jasna i się nie będziemy kompromitować! Dziwne, że Młode W.zaczynają coraz bardziej przypominać ..swe matki z ich młodości:)
Tak, dokładnie tak. Gdy miałam naście lat, chodziłam zimą do lasu wyłącznie w towarzystwie swojej Przyjaciółki lub swej paczki. Rzucaliśmy się śnieżkami, strząsaliśmy na siebie wielkie śniegowe czapy z gałęzi starych, wielkich świerków i młodych sosen. Ale to rzadko; przecież byliśmy bardzo dorośli i poważni! ;)
Najpiękniejsze były nasze wyprawy nocą, gdy śnieg skrzył się w świetle księżyca i gwiazd…
Las, nasz las.
Las, który rósł z moim dziećmi; pamiętam, jak chodziliśmy tam na spacery z wózeczkami z maleńkimi naszymi latoroślami. Ileż to już lat temu? Ponad dwadzieścia..
Ponad dwadzieścia lat przemierzam te same leśne ścieżki, ścieżynki. Czasem wydaje mi się, że znów pcham wózek z kilkumiesięcznym Pierworodnym lub słyszę cichutki płacz „mama” mojego Młodego Lewka. Lub śmiech Malutkiej Wiedźmy na widok ojca strojącego do Niej śmieszne miny…
Wszystkie nasze psy, które zawsze wiernie na leśnych spacerach nam kiedyś towarzyszyły..
Dziś spaceruję z Małą Wiedźmą / jeszcze../ i często z moim Lwem, który jest już dorosłym Lwiskiem. I oczywiście z Sabą i Abi:)    A czasem sama.
Życie zatacza dziwne kręgi.
Choć tyle lat już chodzę po tym lesie, wciąż odkrywam w tym cichym, bajkowym świcie, coś nowego. I coraz bardziej lubię pory roku, których kiedyś nie znosiłam.

Listopad. Listopadowy, senny świat. Natura zapada powoli w zimowy sen :











I nie wiadomo kiedy zapada zmrok.
Z okien mego domu:


*
Piękny ten listopadowy świat :)