* Wpływ Księżyca*

MAJ.
Najpiękniejszy miesiąc, najpiękniejszy czas.
Czas miłości

Patrzę na zachody słońca i na wschodzący księżyc .Myślałam, ze nie pogodzę się z Przeszłością.A jednak..ta siła życia, to coś nieopisanego, niepowiedzianego nigdy, to COŚ każe być….
Myślę o tym , co przeżyłam już, co dane było mi dotknąć i czuć.
Patrzę, rozmyślam..błogo,
już jest w Zamkniętym Rozdziale :)
Odeszło, jak odchodzi zachodzące słońce

I jest On- KSIĘŻYC. Mój księżyc..Może to brednie, ale właśnie Jego przypisano mi- mojemu znakowi.
Uczucie, czucie – zmienność nastrojów; cholerna empatia i umiejętność kojenia..przyjmowanie czyjegoś bólu na siebie, do siebie. Bez specjalnej szkody dla swej i tak już skołatanej duszy.
Upór, niezależność połączona z wściekłą potrzebą zależności i współistnienia…

Sprzeczności.
Przypływy i Odpływy.
Wpływ.
KSIĘŻYCA ;)

A to, co pozostało we mnie

to, co wiem NA PEWNO ,

to,

ŻE-
Kochać…
kochać
po pierwsze, po drugie i trzecie-
kochać to ZAWSZE: CZUĆ

” Czuję Cię..

W każdym kamieniu
w każdym liściu na drzewie
w każdej płynącej rzece
w każdym nasionie, które można posiać..
Czuję Ciebie we wszystkim
w każdej żyle,
w każdym uderzeniu serca
i w każdym swoim oddechu,
w każdy sposób,
w każdej łzie, którą mogę przelać
i w każdym słowie,
którego nigdy nie
powiedziałem…”

* W Moim Ogrodzie *

Z MOICH OKIEN

TO JA TUŻ PO PRZYJŚCIU Z PRACY, Z TYŁU DOMU ( przed skoszeniem trawy ;)

WEJŚCIE DO OGRÓDKA PIWNEGO




PRZY WYJŚCIU Z PIWNEGO DO WARZYWNEGO

MÓJ WARZYWNO- KWIATOWY ( widok z końca ogrodu)


W STAREJ,PONIEMIECKIEJ, NIECZYNNEJ FONTANNIE -PRZED ZAKWITNIĘCIEM :LILIE, MARCINKI, GARDENIE, ORLIKI I MNÓSTWO INNYCH, KTÓRYCH NAZWY NIE ZNAM

TAKA FAJNA RABATKA

I JA, ANGIE – NA BALKONIKU W KUCHNI ( w tle kawalątek mojego Ogródka Piwnego)

*** Wybaczcie jakość niektórych zdjęć; moja NOKIA coś buntuje się ostatnio ;)

* Taki..jeden z wiosennych dni :) *

Kochani!

Jestem, żyję, tylko… nie mam kiedy zasiąść tutaj!
wiosna, wiosna czyli urlop/ wolne od internetu :) Lubię Was odwiedzać, lubię też sama czasem tutaj bajać, ale, real porwał mnie w swe szpony i tyle..;)
*
Dziś po odwiezieniu koleżanki do szpitala, po spenetrowaniu wielkiego targowiska i zakupieniu kilku ważnych i mniej ważnych rzeczy, po niezłym uśmianiu się z rozmów z Rumunami i Cyganami ( uwielbiam te ICH pasaże ! ) –
” Proszę mniejszą te koszulkę..tak, o numer mniejszą, tamta będzie za duża na Niego – zwykle prowadzę takie dyskusjo- monologi ;)
– to mąż jest taki szczupły?- zdziwione ,wielkie oczy śniadego sprzedawcy
– nie, nie mąż, syn
– a to na męża może Pani weźmie tamtą większą..?
– ale ja nie mam męża!
– jak to..? A syn?- łamaną polszczyzną pyta Śniady mężczyzna
– syn? A widzi
( na targu nie mówi się widzisz, rozumiesz , chcesz itd; zawsze mówimy w 3 osobie liczby pojedynczej! ;))))
a widzi, cuda się zdarzają: jest syn, nie ma męża!
– haha! Ale wesoła jest!
– ano wesoła, wesoła :))
– ale to niemożliwe, aby nie było męża!
– dlaczego?-
– bo za ładna jest! Nie może być sama!
– ale jest! I może, może! Niech mi wierzy! I niech nie uwodzi mnie tu, a sprzeda mi taniej tę koszulkę!
:)))))
– o jaka śliczna koszulka nocna! Po ile?
– a niedrogo!- błysk w oczach śniadej sprzedawczyni
– a wcisnę się w nią?
– ee, no pewno! Nie jest taka gruba jeszcze
– hmmm, oj jest, jest! Ale walczy z tym walczy! Dobra, biorę te koszulkę!
:))
Gorszy cyrk zaczyna się, gdy niektórzy sprzedawcy poznają mnie:
– o jak dawno nie było! ( mnie, znaczy MNIE nie było tam:))
– ee tam dawno! Może pół roku..?
– to kopę lat!
– a może i racja…kope lat!
– niech podejdzie tutaj, mam pyszne pomidorki, nie sztuczne, serio! ( … )
;)))
Ufff..
wreszcie
po obejściu wzdłuż i wszerz wielkiego targowiska, trzeba było zrobić jakieś zakupy spożywcze w jakimś Intermache czy innym Dużym.
Po kilku godzinach biegania w upale 30 stopni C. i zakupach w Dużym: DOM! Wreszcie! Oaza spokoju; cień, wielkie, stare drzewa, które dają oddech!
I..moja biedna Saba!
– co koleżanko, jedziemy się KĄPAĆ?
Pies na słowo kąpać dostaje szału radości. No tak, w końcu grubasce labradorce trudno wytrzymać w takiej duchocie.
Pojechałyśmy nad NASZ STAW.
Popatrzcie jak cudnie NATURA budzi się do życia:

SABA W AKCJI


CZYŻ JEST COŚ MILSZEGO NIŻ POŁOŻYĆ SIĘ POD BRZOZAMI NAD STAWEM I PATRZEĆ NA KWIETNIOWE NIEBO? :)

LUB PODZIWIAĆ SKRZĄCĄ W SŁOŃCU SREBREM ,TAFLĘ WODY..?

*
A potem..do ogrodu! Praca, praca..
a potem, wierzcie mi, chce się tylko resztką sił wskoczyć do wanny lub pod prysznic, a potem…
pachnąc różami już tylko
spać…
:)))

* Dzieciak *

Znów przyszła do mnie.
Andżelika.
/ Niektórzy z Was znają ją z dawnych opowieści oznaczonych czerwonym kwadracikiem. /
Andżelika…
nikt nie miał tyle radości życia, nikt nie był tak wolny jak Ona. Nikt nie kpił tak z życia, rzeczywistości..i NIKT nie był tak silny, tak niezależny jak Ona…
*
Przyszła do mnie. A raczej przybiegła.
proszę Cię, pomóż mi! ON ZROBIŁ COŚ ZŁEGO!
– Rafał?
– a kto? jasne, że on! Chodź szybko! On ..chyba chce się zabić!
– jak to: zabić??
– zostawił mi list…chodź, proszę, nie wiem czy poprowadzę samochód..tzn poprowadzę, ale TAM..wiesz…trzęsę się..wiem gdzie jest….tzn podejrzewam
– kurwa, jestem w piżamie i po drinku! ok, ok już wychodzę, jedziemy!
*
Andżelika była blada jak..była biała jak papier.
Prowadziła jak szatan; zawsze tak prowadziła ,ale wtedy..bałam się jechać z nią
– to tu..tzn chyba tu.Tu się zamknął- pokazała mi drzwi od jego biura
-Rafał, jesteś tam? Otwórz natychmiast!
Cisza..
– Rafał, jeśli nie otworzysz wezwę policję!- byłam bardzo, bardzo stanowcza
– to nic nie da…trzeba zawołać stróża..ma klucze…- Andżelika starała się być rozsądna
– jaki stróż?? Kurrrwa, wywalimy te drzwi zaraz!
Waliłyśmy w drzwi i ściany. Nagle zgrzytnął zamek. Otworzył drzwi. Blady- jak trup..upadł
– co zrobiłeś??- Andżelika rzuciła się na niego
– nic Kochanie…NIE CHCĘ JUŻ BYĆ…
– Ty głupi Gnoju! – krzyknęłam- co wziąłeś ???
– nic..
– jak to : nic?? a to- Andżelika wyciągnęła z biurka puste opakowania po tabletkach. Trzy opakowania.- Ty Durniu! Rzygaj! I to już!
– nie mogę…
– rzygaj kretynie, bo zaraz wezwę pogotowie!!- krzyknęłam
-nie chcę żyć..
– czemu?
bo Ją kocham…bo wiem, że Jej Rodzina nigdy nie zaakceptuje mnie…Bo nie mam forsy..bo jestem NIKIM.. Jestem Znajdą..Cyganem jakimś…takim gównem
– Ty idioto, rzygaj!- Andżelika szarpała go.
Udało się. Wywalił z siebie to ,co zeżarł.
-wszystko wyrzygałeś?
– nie wiem…
Andżelika stała przy nim .Jak pies. Jak wierna suka.
I wtedy ,po raz pierwszy zobaczyłam jej łzy…
Szlag mnie trafił
– Andżelika, nie płacz! Nie możesz płakać! A ty głupi Szczeniaku- co zrobiłeś??- zwróciłam się do Rafała- coś Ty zrobił???
Ty jesteś jak DZIECIAK! Co chciałeś osiągnąć?? Odwaliłeś niezła demonstrację! Czego chcesz? Chciałeś zwołać tu całą wieś? I Jej RODZINĘ? Chciałeś współczucia? Przez swą nieudolność??Przez to tylko, że nie potrafisz się wziąć w garść? Pamiętaj: mężczyzna przyjmuje na klatę wszystko ! A Ty?? Żałosny gówniarz! TCHÓRZ! Czy Ty wiesz w ogóle co JEJ zrobiłeś?
Płakał. On i Andżelika.
Zabrała go.. Całą noc czuwała. Przeżył…
***
Dwa tygodnie potem przyjechała do mnie znów. Pijana . Ona, Ona, która nigdy nie piła przed ..! Ona, która NIGDY nie łamała przepisów!
– wieszzz- wybełkotała trzymając otwartą butelkę piwa…- byłam u Marcina
– po co?
– bo to mój dawny kochanek…pojechałam tam, aby powiedzieć mu, że..że jeśli coś mi się stanie, to przez Rafała! Marcin mnie kochał..i wiem, że mnie pomści!
– no taaak..
– nie drwij! Ja..Rafała…ja go nie kochałam..a może i kochałam? …nie wiem zresztą…wiem, że ZABRANO mi najdroższą RZECZ..najdroższą OSOBĘ w życiu…LOS..ŻYCIE..Rodzina ..Chciałam walnąć z mostu..stchórzyłam..Nic mi nie wychodzi, nawet własna śmierć! ..
..Dzieciak..cholerny DZIECIAK! Ty wiesz..Ty wiesz, że NIKT I NIGDY nie był dla mnie tak DOBRY jak On?!!
Romeo i Julia..hahahaha!Pieprzona farsa!
Jadę już..
-nigdzie nie pojedziesz! – zabrałam jej kluczyki- śpisz dziś u mnie i koniec!
*
Dwa dni potem dowiedziałam się, że Andżelika jest w szpitalu. Jakaś arytmia
*
Wiesz… – zaczęła nieśmiało- TO wszystko gdzieś WYSZŁO …musiało wyjść..nie wytrzymałam..tzn mój durny organizm nie wytrzymał w końcu….Kazałam Mu odejść. Wyjechał. Obiecał, że wróci ..do mnie. Po mnie.
Kłamstwo! To Cygan! Wiem, że nie wróci! Umarł…Ten..ten ON umarł..chyba wtedy, gdy uratowałyśmy go…
*
I to była prawda. Umarł , jak to określiła Andżelika” Ten On”
Wyjechał. I nikt nie wie, co stało się z nim potem.
A Andżelika? Widują Ją..rzadko.
Mówią, że nosi w sobie cierń. Po nim. I że Ją to ciągle rani…
Andżelika..kobieta, która może na każde zawołanie mieć niemal każdego mężczyznę, jakiego chciałaby tylko mieć..Andżelika, symbol siły i radości..
Andżelika, za którą ugania się pół męskiego świata..
Andżelika, którą KTOŚ kiedyś zranił i przestała wierzyć w miłość..Andżelika, która kiedyś tak bardzo KOGOŚ TAM kochała, jak rzadko kto potrafi….Za kogo mogła oddać życie…
Andżelika, która zamknęła swoje serce ,pozostawiwszy na Ziemi spragnione ciało….Andżelika, która poznała w końcu Rafała.
Andżelika, która po latach znów uwierzyła…..
Andżelika, która do dziś twierdzi, że nie kochała Rafała.
*
Ja Jej wierzę.
A Wy..?
;))))

* Kwiat*

Spotkałam znów dawną koleżankę. Moją dobrą koleżankę.
Jest trochę młodsza ode mnie.
Ciągle pisze wiersze, ciągle KOCHA.
Do cholery- czemu JA TAK nie umiem??
Chyba zestarzałam się i spierniczałam za szybko ( a propos: za szybko to chyba wszystko zrobiłam w życiu..) ,
ale nie mogę pojąć tego, jak można jęczeć i żalić się całemu światu
:
” On odszedł” lub” On mnie jednak nie chciał”
I jeszcze pisać potem temu ” Jemu” wiersze !
Noszz do diabła: nie chce- to niech spada! No chyba Jego strata- czyż nie?
Nie, nie jestem bezdusznym okazem czegoś co ma jajniki; nie w tym rzecz. Rzecz w tym, że nie rozumiem JUŻ tego,
jak można tak żałośnie wołać o czyjeś uczucie!
Napisałam kiedyś wiersz, który zaczynał się słowami:
„Znów niesiesz kwiaty i znów nie dla mnie….”
A potem pomyślałam : to spadaj durniu! Noś SE kwiaty, to TYLKO TY stracisz w tej rozgrywce!
Moje Drogie Panie:
nie ma czegoś takiego, ze ” kwiat zwiądł” i będziemy patrzeć na jego brzydkie kształty i tonąć w rozpaczy; albo zrozumiemy, że inne kwiaty też są piękne, albo..uschnijmy z tym naszym kwiatem. Albo – wąchajmy je tylko CHWILKĘ lub- z daleka ;))))
Tylko pamiętajmy: zwykle on żyje i ma się całkiem dobrze. Po prostu: potrzebował innej wody..tej
GORSZEJ..Bo nie był szlachetnym kwiatem
( a czy w ogóle był KWIATEM? ) ;)
*
Ależ udała mi się ta przenośnia! Ło matko!
;))))))

* I’m so strung out..*

Taaak..
wylazłam trochę. Outside.
Poza mury mojego zamku.
Spotkałam ludzi, których znałam kiedyś i których znam ..
Nie widziałam ich kope lat / czyt: tygodni, miesięcy/ .Chciałam skrzyknąć PAKĘ na wielkie grillowanie.
Skrzyknęłam…taak…
On z Nią zerwał- a przecież to była PARA Stulecia!
Ona wyjechała i się rozstali- a przecież była to Druga Para Stulecia!
On jest w Irlandii, a jeszcze inny On zaraz wyjeżdża do Anglii…Ona już od tygodnia jest w Niemczech, a inna Ona na Północy…A ten kolejny On to pracuje nie tutaj już…A Ona wychodzi za mąż za tego, no, tamtego, kurde, co jeszcze w zeszłym roku był żonaty..
Moje wielkie oczy robiły się jeszcze większe. O ja naiwna! Życie tętni, a ja wciąż w tym, co było…
Kogo- więc-jak wszyscy się rozstają, kłócą- zaprosić na grilla?
Pomyślałam: wrócę do swej chatki z pierników i czekolady. Wezmę na ręce swoją czarną kocicę Dianę i spytam ją:
co się dzieje?
Może jej zielone oczy powiedzą…?
*
Ciekawe, że internet, który był kiedyś moim schronieniem, moim domkiem z pierników i czekolady, stał się/ był? / takim cholernym odbiciem rzeczywistości. Odzwierciedleniem tzw realu..
Wojny, wojenki…zacietrzewienie, prostactwo, chamstwo…Tu kolega, tam koleżanka etc…
a pośrodku ja. gUpia…
*
Jestem strasznie zmęczona…nie sobą już nawet, choć ta w lustrze mnie wkurwia, jak nikt inny.
Zmęczona jestem nienawiścią wokół….
so strung out…

* Pan Czesio w akcji czyli wiosna, wiosna! ;) *

Pan Czesio, mężczyzna w wieku bardzo emerytalnym, ma od początku zatrudnienia w swoim zakładzie pracy— któremu jest wierny jak nikomu i niczemu na świecie ( niektórzy mówią, że zakład pracy jest jedyną rzeczą, której Czesio jest naprawdę wierny ;) ) , opinię miejscowego Casanovy. Są tacy, którzy nazywają go Etatowym Don Juanem; są też tacy, którzy nieelegancko mówią o Czesiu durny erotoman lub po prostu stara, zboczona pierdoła. Faktem jest, że Czesio, od chyba już czterdziestu lat swej pracy, nie odpuścił prób/rzadko udanych/ uwiedzenia tych najbardziej powabnych przedstawicielek płci pięknej.
Ania, dużo młodsza koleżanka Czesia, sąsiadka z jednej ulicy, unikała Czesia jak ognia. Nie dlatego, aby bała się jego lub czuła się bezbronna; Ania, dziewczyna ładna i bardzo krewka, znana była z ognistego temperamentu .Wieść niosła echem po okolicy, że niejednemu już w porywie gniewu na dość śmiałe próby uwiedzenia, przysoliła solidnie w pysk. Pan Czesio wyjątkowo czymś odpychał ją i gdyby nie wiadome , wspólne interesy, pewnie wcale nie rozmawiałaby z nim.
Ania była jedną z nielicznych kobiet, które naprawdę nawet szczerze lubiła żona pana Czesia ;)
*
Pewnego , wiosennego dnia Ania z racji wypracowanych nadgodzin, wyszła wcześniej z pracy.
” Jak pięknie! Wiosna! Dobrze, ze nie brałam samochodu, z przyjemnością przejdę się- myślała wdychając zapach jaśminów i bzów- o cholera! Czesio! Mam nadzieję, że nie przyłączy się! ”
– dzień dobry Pani Aniu! Idziemy chyba w tym samym kierunku, z przyjemnością będę Pani towarzyszył
-dzień dobry Panie Czesiu. Oczywiście..( oczywiście? Niech go licho weźmie, też mi potrzebny! )
-Pani Aniu, Pani tak pięknie wygląda! Czy Pani ma inną fryzurę?
– nie Panie Czesiu, od kilku lat nie zmieniam fryzury. Może troszkę wyżej upięłam dziś włosy
-aa! Widzi Pani: tak bacznie od dawna obserwuję Panią, że wychwyciłem ten szczegół!
– a to ..miłe! ( Spadaj palancie! )
– Pani Aniu…nie mogę oderwać od pani wzroku..Pani jest tak piękna w tej wiosennej szacie!
( Coraz gorzej z nim- pomyślała Ania) – wie pani..gdybym był młodszy…ehhhh
– Panie Czesiu, a z tym naszym projektem..
– Pani Aniu! Taka piękna wiosna i taka piękna dziewczyna obok mnie i ja mam teraz myśleć o pracy? To grzech!
Ania postanowiła nie odzywać się już. Ani nie słuchać wdzięcznych tworów frazeologicznych Pana Czesia.” Niech sobie gada, niedługo będę w domu przecież. Wytrzymam ”
Pan Czesio nie odpuszczał:
– Pani Aniu, Pani nawet nie wie, co Pani ze mną robi..Pani jest niczym dojrzałe , rumiane jabłuszko..lub brzoskwinka. Tak, brzoskwinka! Taka soczysta..ahh, gdybym tak mógł zatopić swe usta w pani!
” Jak ta stara pierdoła nie skończy zaraz, to nie ręczę za siebie!- myślała Ania- gdyby nie te nasze, cholerne interesy, dawno już powiedziałabym coś”
W tej atmosferze- słodkich monologów pana Czesia i równie słodkich myśli Ani, doszli w końcu do swej ulicy.
– Pani Aniu..Pani jest jak wulkan! A moje ręce..ahh, nie mogę ich opanować- dłonie pana Czesia niebezpiecznie zbliżyły się do pośladków Ani
– Panie Czesiu, niech lepiej te rączki trzymają się z dala od mojej pupy, bo jak przypadkiem w nie przy…nie przyłożę, to…
wylecą panu kluczyki! :)))
Pan Czesio zbladł
o kurwa! ( pan Czesio nigdy, ale to nigdy nie przeklinał przy kobietach! ) Zapomniałem, że przyjechałem do pracy samochodem! To wszystko przez Panią, Pani tak mnie ZAGADAŁA!
Czesio pędem zawrócił.
*
– Czeesiuuu!- z ogrodu opodal rozległ się głos żony Czesia- Czesiu, a gdzie jest samochód??
– zaraz!- to jedyne co przyszło na myśl oddalającemu się z szybkością błyskawicy Czesiowi
– pani Aniu, a co z samochodem, czemu wrócił na piechotę, nie wie Pani?
– pani Ewo…zapomniał chyba o nim, bo…ZAGADAŁAM GO.
;)))

* Supergirl? *

And then she’d laugh the night turns into the day,
Pushing her fears further along.

And then she’d say: It’s OK, I got lost on the way
But I’m a Supergirl and Supergirls don’t cry…….

Boisz się…?
Ty?
Haha, los kpi ze mnie..zawsze kpił!
Pamiętasz jak każdego dnia dzwoniłem do Ciebie? Pamiętasz te nasze długie rozmowy? Czy wiesz jak bardzo ..jak bardzo Ciebie kochałem?
Do dziś widzę te szare, szkolne mury i Twoją roześmianą buzię. Często myślałem, z czego tak się ciągle śmiejesz..? I skąd w Tobie tyle tej cholernej radości życia..?
Wyzywali mnie..przezywali ..przecież pół- kaleki nie traktuje się poważnie.
Dlaczego więc Ty pochyliłaś się nade mną? Czy dlatego, że i Ciebie przezywali..? Jasne, Ty nie byłaś kaleką, Ty tylko miałaś maleńką wadę..dla mnie maleńką, nieistotną. Patrzyłem na Ciebie jak na Anioła; byłaś moim Aniołem.
Skąd miałaś tyle siły? Tyle siły, by wejść w ten świat..? By zapomnieć o tej swojej maleńkiej wadzie, przez którą kiedyś tyle wylałaś łez..? O tej maleńkiej wadzie, której tylko ja nie widziałem…
Pamiętasz jak śmiali się z nas? Z dwojga..innych?
Pamiętasz ten swój referat, za który dostałaś aż dwie piątki? Za treść i styl. Siedzieli z rozdziawionymi gębami, głupie bydlaki! Pamiętasz jak wstałem o tej swej kulawej nodze i biłem Ci pierwszy brawa?
Tak..wiem, że pamiętasz. Nawet jak dziś powiesz, że to było tak dawno, ja wiem, że Ty pamiętasz!
Boże..czy Ty wiesz, jak ja Cię kochałem?!
Powiedz mi: dlaczego wtedy..wtedy, gdy zapędzili mnie w róg i szturchali, Ty przybiegłaś i osłoniłaś mnie swym ciałem? Pamiętam ten Twój krzyk:
– odpieprzcie się od Niego, albo zabiję was! Najpierw możecie uderzyć mnie!
DLACZEGO to zrobiłaś?? Z litości nad kaleką??
*
Potem..po szkole nasze drogi rozeszły się. Dzwoniłem…pamiętasz.
Wiesz, podziwiałem Cię. I przeklinałem. Weszłaś w ten nie nasz świat. Widziałem Cię często w tych Twoich łaszkach- fatałaszkach, w tych Twoich czarnych skórach i wysokich szpilkach. Wygrałaś. Świat się zachwycał…Przesadzam? Nie, nie mów tak! Kochali się w Tobie. Byłaś piękna.
Zazdrościłem Ci. Tej piekielnej chęci życia , tej wstrętnej odwagi! Tego, czego mi zawsze brakowało…
Nie śmiej się, proszę…
*
Wyszłaś za niego…Jasne, ja nie byłem wysokim brunetem o opinii łajdaka, haha…!
Pamiętam jak Matka mówiła mi, że tam u Was ciągle piekło, że policja…a potem, że ktoś nowy…a potem znów…
Wszyscy mówili.
Wyjechałem.
*
Czy byłem szczęśliwy z Nią? Nie wiem. Tak, na początku, na pewno tak. Pamiętasz jak spotkaliśmy się kiedyś w rynku? Ja, Ona i Ty.
– to moja żona..a to..moja Pierwsza Miłość..
Nie wiem czemu tak powiedziałem. Może już wtedy czułem, że moja żona nie widzi raczej nic innego w kalece, niż pieniądze…?
*

Dlaczego przyszłaś?
Boisz się? Czego się boisz, do cholery??
Ty, Ty , która umiesz podporządkować sobie wszystko i wszystkich? Gdzie Twoja cała siła? Kpisz ze mnie tak, jak zakpiło życie??
Minęło dwadzieścia..a może trzydzieści lat! Chcesz wmówić mi, że żaden z NICH nie kochał Cię??
Hahahaha, ubawiłaś mnie!
Jesteś chora? A to ciekawe! Ja jestem chory od urodzenia! I..miałem tylko Ciebie..wtedy , dawno temu…
Dziś..nie ma mnie. Żyję, bo..stchórzyłem, rozumiesz??
Nie ma mnie. Wegetuję.
Czego TY- wojowniczka, władczyni- hahaha- – możesz chcieć od KALEKI…?
***

*Po cichu…*

Życie jest przekorne.Jak diabli.
Wrzuciłam śmieszny,dość niewinny wpis ostatnio ( Refleksje przy Stole) i zostałam zasypana pytaniami i mailami.Pytaniami, wyrazami uznania i krytyki ( tych ostatnich na szczęście było dużo mniej ;).
Ciekawe to, że na innych platformach( gdzie też bywam i mam swoje blogowe zaułki ) ludziska mają odwagę mówić wprost- tutaj cisza. Oficjalnie cisza, a moja skrzynka poczty e-mail pęka w szwach już!
Nie musicie odpowiadać: większość z NAS przychodzi tutaj, aby odpocząć, aby nie słyszeć i widzieć tego wszystkiego, co męczy, brzydzi i odpycha. To nie kwestia odwagi; to niechęć do wchodzenia w polityczne błoto. Rozumiem to i wierzcie mi- sama omijam to tak na tym blogu , jak i w życiu szerokim łukiem.
Nie jestem w stanie każdemu odpisać na maila, więc udzielę odpowiedzi na Wasze pytania tutaj:
Nie zajmuję się i nie będę zajmować w żaden sposób polityką; co innego przecież siedzieć przy stole z ekipą Bliskich ludzi i zarykiwać się ze śmiechu z Szopki Wielkanocnej w wykonaniu polskich polityków i polskiego kleru! Zwyczajnie: podzieliłam się z Wami tym, co mnie niemal znokautowało znów! :)))
-Jedna osoba zarzuciła mi, że ” chwalę się wą latoroślą”. Po pierwsze, mówiąc wprost: trzeba być ślepcem lub kisnąć z jakiejś głupiej zawiści, aby tak to odczytać! Gdybym miała zacząć chwalić się osiągami dzieci..ehh, długo nie skończyłabym…
Pisząc ostatnią notkę, nie miałam zamiaru chwalić się całemu światu swym Pierworodnym. Owszem, jestem z Niego dumna, jednak przecież celem mojego wpisu było nie pianie z zachwytu nad dzieckiem, a wyrzucenie złości na bezczelność Kościoła w próbach – często udanych-w ” trzymaniu łapy” na życiu ,ogólnie społeczeństwa. Czy nasze państwo jest aby na pewno państwem laickim..?
*
Jest jeszcze coś, co cholernie mnie zastanawia.
Po świętach w pracy był temat główny:
Jarek oraz jego postępująca choroba psychiczna. Oraz wstręt- podobno wszystkich moich znajomych- do poczynań KK.
Ludzie, odeszłam od stołu, gdzie mówiono o tym, tylko po to, aby znów poza domem słyszeć to samo!Ja rozumiem, że to wdzięczny temat do żartów i kpin, ale..
dlaczego to się odbywa po cichu? Dlaczego ludzie, którzy zrywają boki z chorego Jarka ,plują przy mnie i kolegach na hierarchów Kościoła, dostają torsji na zwrot ” religia w szkole”,
nie mają odwagi powiedzieć tego wreszcie wprost?
Dlaczego mój Syn powiedział, bez względu na tę cholerną ” średnią”,głośno” religii nie! ” ?
Owacje, które opisałam w poprzedniej notce, dostał przecież za to! ( szkoda tylko, że niektórym muszę to tu wyjaśniać..)
Ja rozumiem być asekuracyjnym, rozumiem nawet być ugodowym, ale, na litość boską, nie dajmy się zwariować!
Obecny Kościół nie przyciąga, tylko odpycha. Kościół w Polsce- Kościół Walczący. Tylko o co? Bo chcą odciąć korytko…?
Kościół obrażony- na kogo i za co? Na tego niemrawego, klęczącego Bronka, któremu można będzie niedługo już tylko zarzucić komżę..? Czy na Donka, który wije się jak piskorz i boi odezwać, by nie zadrzeć z Kościołem?
ehh, szkoda słów.

Proszę Was tylko o jedno: nie mówcie szeptem! Jeśli faktycznie tak wszyscy potępiają KK, jeśli tak nie podoba się to i owo- może faktycznie czas odciąć tę pępowinę…?
*
Więcej, obiecuję, nie powiem tu ani o Jarku , ani o KK. Wiem, że nie przychodzicie tu po to, aby wdychać zapach gnojówki.
Nie powiem nic o nich..
no chyba, że znów nieopatrznie włączę tv i usłyszę z ust J. o ” siłach ZŁA…”
;))))))

* Refleksje przy Stole ;) *

Święta, Święta i po Świętach..
wreszcie!
Spotkania rodzinne są , owszem, fajne, ale gdy jest się od 20 lat gospodarzem/ gospodynią , to wierzcie mi, może wyjść to totalnie bokiem. Mimo wszystko teraz było spokojnie; szwagier nie oblał mnie wodą, wie, że nienawidzę tego kretyńskiego zwyczaju. Poza tym MUSZĄ mieć w pamięci to, jak w zeszłym roku , po obfitym dyngusie po prostu wyjechałam / wściekła i obrażona/ na cały dzień z domu :> Uznali mnie za niepoczytalną; nie przejmuję się tym, przynajmniej miałam piękne , spokojne, objazdowe święta w swoich pięknych okolicach :> Oczywiście mój stary, dobry znajomy profesor był w stu procentach po mojej stronie, ale to oczywiste- zwykle zgadzamy się ;)
Ponieważ wreszcie uznano moją niechęć do deblinego polewania się wiadrami wody, mogłam spokojnie spożyć z gośćmi, suto zakrapiane świąteczne śniadanko nr 2.
Dużo Nas było dziś, oj dużo! Oczywiście po 2ch godzinach degustowania jadła i picia, stwierdziliśmy jednomyślnie i jednogłośnie, że należy włączyć ołtarz . Zasiedliśmy w wielkiej komnacie Pani Matki przy Jej wielkim telewizorze licząc na jakąś fajną , lekką rzecz kinową .
Ale po co? Po co, gdy trafiliśmy na rozmowę z Jarkiem K., gdzie Prezes domaga się rzetelnego śledztwa ws tragedii Smoleńskiej , potem fragmenty kazania kardynała Dziwisza ?! Doskonałe! To, że Jarkowi odbiło, każdy wie od dawna; szkoda , że również biedny Dziwisz skretyniał( a może to starcza demencja? ): ” Kościół Katolicki ( w Polsce) jest okradany (te ” niedomagania finansowe można tak tłumaczyć )”
, ” Kościół Katolicki miał lepiej w czasach Komuny ,niż dziś”
Noszz CUDO! :)))))) Lepsze niż dobry kabaret!
Ponieważ zbyt długie słuchanie Jarka i polskiego kleru może prowadzić do poważnego uszczerbku w sferze psychiki, przenieśliśmy się na piękne wyspy Oceanu Spokojnego. Patrząc na jedną maleńką, 1km na 1 km może, stwierdziliśmy jednogłośnie ( znów! ), że to wymarzone miejsce dla dwóch genialnych polityków i kumpli- panów Macierewicza i Jareczka K. do prowadzenia własnego śledztwa ws samolotu oraz planów zniszczenia wrogiej Rosji
Cudo! Czyż może być lepsze natchnienie i lepszy kabaret niż dzisiejsza polityka Polski i obecny Kościół?
*
Przypomniało mi się wydarzenie, które mnie początkowo wyprowadziło z równowagi, potem było ( i jest do dziś) powodem do śmiechu.
Otóż mniej więcej miesiąc temu moja jedenastoletnia córka po przyjściu ze szkoły, zakomunikowała:
– Mama, idę zaraz z Gabrysią ( kuzynką) zbierać pieniądze
– a gdzie Dziecko Drogie, idziesz zbierać te pieniądze? I PO CO??
– Mama, idziemy zbierać PO DOMACH na Caritas!
Zaniemówiłam. Na chwilę. W końcu spytałam:
– chwila, córeczko, a skąd ten pomysł? Było to lekcji wychowawczej? To SZKOŁA robi taką akcję?
– nie Mamo. KSIĄDZ.
Usiadłam.
Jak śmie? Jak może? Jak ma czelność wykorzystywać DZIECI , bez NASZEJ- RODZICÓW wiedzy i zgody, do tego rodzaju akcji??
– córeczko, a komu macie potem oddać te pieniążki?
– no jak kto komu? Księdzu!
Szlag mnie trafił! Mało ożarł się łażąc po Kolędzie? Chyba tak, bo mało ludzi już przyjmuje go…ehhh….
Postanowiłyśmy z matkami innych dziewczynek i chłopców iść z awanturą na plebanię. Oczywiście zabroniłyśmy kategorycznie dzieciom chodzenia po domach. Wyjaśniłam swemu dziecku:
córeczko, nasza Rodzina ciągle pomaga biednym.Ludziom i zwierzętom. A takie sprawy ksiądz ma obowiązek konsultować z nami- rodzicami, a nie posyłać was, maluchy po domach!
Obyło się bez awantury z księdzem. Nagle wdzięcznie wycofał się z akcji….
*
Kilka lat temu mój Pierworodny kończył ogólniak. Już w drugiej klasie zrezygnował z lekcji religii, uzasadniając to tym, że nie będzie brał udziału w tym katolickim cyrku. Spytałam kiedyś wychowawczynię, czy nie można w tej szkole zorganizować lekcji Etyki zamiast. Rozmowa była krótka:
– pani Agnieszko, On jest GENIALNY, On poradzi sobie i bez tego; a NIKT nie wnosi tutaj o to…
Już wyjaśniam, (choć pewnie nie muszę) : w średnią ocen na koniec ogólniaka , wchodziła ocena z religii.
Pierworodny naprawdę urodził się dzieckiem wyjątkowo zdolnym i nigdy nie miał problemów z żadnym przedmiotem. Od początku edukacji miał średnią w okolicach 5.50 – 6,00.
Machnęliśmy w końcu ręką na ten koniec LO
– Mama, ja wyjadę w końcu z tego chorego kraju– powtarzał Syn. Dotrzymał słowa: dziś studiuje na uniwersytecie w Exeter…
A kilka lat temu na Akademii z okazji końca roku w LO płakałam.
Pierworodny został okrzyknięty Perłą Szkoły .Miał- miałby najwyższą średnią , gdyby nie..religia! Otóż Jego koleżanka wyprzedziła Go o zaledwie 2 lub 3 punkty( może dziesiąte punktów nawet; nieistotne tutaj) .Ona uczęszczała na lekcje religii, On nie.Szła jako pierwsza, ta niby najlepsza po odbiór świadectwa z rąk burmistrza. Biliśmy brawo, wszyscy. Zaraz poproszono mojego Pierworodnego. Był już bardzo znany z osiągnięć szkolno- naukowych.
A przede wszystkim ze sprawy religii

Gdy wstał i szedł po odbiór świadectwa, wstali WSZYSCY: koledzy i koleżanki, Rodzice uczniów i Nauczyciele. Owacje. Brawa, brawa i Jego imię!

Łzy same mi jakoś poleciały.
Byłam dumna z Niego. I z tego, że jednak społeczeństwo nie zdurniało aż tak jeszcze :))))
*
A Jarek…może tak z kardynałami niech pomyśli o pięknej wyspie na South Pacific?
;)