Memories of holidays

czyli
o konieczności czerpania energii z pobytu nad morzem ;)

Kilka dni temu wróciłam z przemiłych, radosnych wakacji z moim Młodym Lwem i jego przyjacielem ; wakacji, które w ostatniej chwli udało mi się jakoś załatwić i dosłownie jakimś dziwnym zrządzeniem losu, wbić w piękny, słoneczny tydzień między deszczami, burzami i nawłanicami na Wybrzeżu!
Wakacje z Dziećmi to coś wspaniałego! (teraz, gdy mój Młody Lew skończył właśnie 25 lat, mogę to z pełną odpowiedzialnością stwierdzić! hahaha! ;) :)
Urodziny mego Lwa obchodziliśmy nad morzem- pożegnalna rybka, piwo z sokiem( którego nie tknęłabym raczej gdzie indziej) ,ucieczka przed burzą , jazda na karuzeli :)) – ehh, żyć, nie umierać, jak dobrze być znów MŁODYM! :)
Powrót znad morza był udany- ominęliśmy korki na ekspresówce i jadąc przez przepiękne , utkane jeziorami, pagórkami i lasami okolice ,szczęśliwie dotarliśmy do domu. A tam miała czekać na nas, nie kto inny, jak moja Mała Wiedźma.
Owszem, była, ale natychmiast zakomunikowała wszystkim, że ” czekała tylko, by z nami się przywitać, ale już musi wyjść”. I -tyle ją widziałam.
Przełknęłam, bo tego właśnie spodziewałam się, ale gdy spojrzałam na , łagodnie rzecz ujmując,niezbyt dobrze ogarnięty dom, szlag mnie trafił. Postanowiłam, że rano( tzn. około południa, gdy obudzi się ;)) porozmawiam z nią poważnie.
Gdy nadszedł ten moment i miałam przyjemność spotkać się z Małą Wiedźmą w kuchni ,gdy otowrzyłam usta z zamiarem zakomunikowania jej, że to z jej strony ogólnie nie fair,że jest/delikatnie mówiąc/ osobą niegospodarną , ta słodkim i bardzo pewnym jednocześnie siebie tonem, przeciagając się niczym kotka, powiedziała:
” MAMA,JAK JA ZA TOBĄ TĘSKNIŁAM!! ”
Przyznam, zatkało mnie. Nokaut. Na chwilę.
– hmmmm, uściślijmy: tęskniłaś chyba głównie za moim gotowaniem?
– też. Ale ogólnie ZA TOBĄ!
– za moim krzykiem też?
– no, nie. Ale w ogóle z Tobą. Jak Ty to wszystko ogarniasz Mama??! Ja ledwo poradziłam sobie z tymi ciagle głodnymi kotami i durnymi psami, a Ty jeszcze musisz NAS ogarniać! Jak Ty to robisz?? Nie, ja nie będę jak Ty, żadnych dzieci ani psów, ani kotów! Acha, dziś będę po północy, to pa!

Konieczność czerpania energii Z MORZA jednak jest w 100% uzasdniona! … ;)

*

PS Jak ja będę żyć bez Niej, gdy za kilka dni wyjedzie…?

***

Longing….

Są takie piosenki, które nagle wpadają w ucho i ” chodzą, chodzą” za człowiekiem, nie chcąc za nic odczepić sie. Są takie piosenki z gatunku muzyki, której raczej nie słuchamy/ bo już trochę za starzy, bo przecież mamy swoje, sprawdzone, ukochane dźwięki/. Są takie piosenki, które, nie dość, że wpadły na dobre w ucho, to wzbudzają różne,często całkiem niespodziewane emocje.
Gdy słucham tego, gdy patrzę na pierwsze video…
myślę natychmiast o mojej Małej Wiedźmie. Jest niemal identyczna, jak te śliczne dziewczęta z teledysku.Wiem, wiem- matki zawsze chwalą, matki nie mogą być obiektywne. Ale wierzcie mi: wyrosła na tak piękną,zgrabną ,od dawna już wyższą ode mnie dziewczynę,że czasem zastanawiam się, jak ja /160 cm.wzrostu Kurczaczek– jak pieszczotliwie nazywa mnie mój Pan B./ mogłam być współautorką tego Chodzącego Cudu. Cudu o niesłychanie skomplikowanym i niespecjalnie dobrym charakterze, ale o tym nie absolutnie tu nie będę mówić; albo udźwignę dorastanie Cudu, albo..zobaczyny ;)
Cud Mój chgyba zabiłby mnie, gdyby wiedział, że ” znów coś tam o niej mówię obcym” .A już na pewno za to, że utożsamiam ją z tymi” głupimi debilkami z płaskich clipów” .Przecież ona nie słucha takiego szajsu, przecież ona nie chodzi na takie imprezy, przecież : wtedy, za Twoich Mamo, młodych lat, była lepsza moda, lepsze fryzury, ubrania, ach!
Za moich młodych lat… Dziecko Moje Drogie…ehhh, nie ma co mówić, było inaczej, nie było tego… wdzięku!
Gdy patrzę na ten teledysk , widzę moją Małą W. Ma piękne, gęste, długie, jasnobrązowe włosy,ślicznie wyrzeźbione usta, zielono- niebieskie oczy, ciemną karnację,zgrabne, długie nogi, nosi bardzo dopasowne dżinsy i krótkie kurteczki, a stroje kąpielowe wybiera sobie godzinami, bo mają być ” nie jak wszystkie” …
Nic nie mówię, staram sie być li tylko obserwatorem i cichym doradcą, a w rzeczywistości -niewidzialnym body guard, który , przede wzystkim jednak ufając/ i w nią, i jej/ , stara się, nie wchodząc jej w drogę, roztaczać na nią opiekę i strzec w miarę swoich , gaszonych ciągle ” nie jestem jak te inne! ” matczynych możliwości.
Nie wiem czy uspokoję się. Może, gdy naprawdę dorośnie…?

*

Poniższy film, clip do tej samej piosenki też coś przywodzi mi na myśl…
nie, o tym nie powiem.

Top secret! ;)

***

Pierożki / Dumplings

Wegetariańskiego gotowania ( czyt: wynalazków:) ) ciąg dalszy.
Tym razem coś , co lubią nie tylko wegetarianie: pierogi ruskie. A żeby było zdrowo, smacznie i nie tak zwyczajnie i monotonnie, zrobiłam również dla mej Wegertarianki pierożki z soczewicą .

Szanowny Pan B. (absolutnie NIE wegetarianin! ) na niedzielny obiad zjadł prawdziwy, wiejski rosół oraz słuszną ilość różnych pierożków; dla Niego specjalnie jego dobra żona ulepiła pierogi z mięsem:

***

Wegetariańskie gotowanie/ vegetarian cooking

Po dziesięciu latach znów przyszło mi się zmierzyć z kuchnią wegetariańską.
Tym razem sprawcą ( a raczej sprawczynią) całego zamieszania jest już nie Pierowrodny, a oczywiście Mała W.
Cóż, młodość ma swoje prawa.. Lubię gotować, więc z przyjemnoscią podjęłam się nowego/ starego wyzwania.
I- może mało skromnie mówiąc- wychodzi bardzo dobrze! Smaczne i lekkie, a po sutych świętach chyba każdy tęskni z czymś takim.
Spróbujcie Kochani,
smacznego! :)


*


*

*

*

***

Il tempo se ne và..

(…)
Swojej Barbie już od jakiegoś czasu nie masz
I twój krok jest już jak kobiety
Przez telefon zawsze jakiś sekret
Ile rzeczy mówionych jednzm tchem
I chciałbym cie zapytać kto to
Ale wiem, że się mnie wstydzisz
Niedomknięte drzwi i ty, lustro, makijaż i piersi do przodu

I niedługo wieczorami będziesz wychodzić
ja w te wieczory nigdy nie będę spać…

No ale czas leci
A ty nie czujesz się już dziewczynką
Dorasta się szybko w twoim wieku
Nie spostrzegłam tego wcześniej
No ale czas leci
Wśród marzeń i zmartwień
Kabaretki zajęły już
miejsce rajtuzków

Stawanie się kobietą to bardziej niż normalne
Ale córka jest kimś wyjątkowym
Może masz już chłopaka
Nieraz już płakałaś przez niego
Spódniczka trochę krótsza i potem złośliwość w niektćrych gestach twoich

(…)

Urodziła się dokładnie 15 lat temu. 15 stycznia…

…a ja od piętnastu lat wzruszam się tak mocno jak wtedy, gdy ujrzałam Ją po raz pierwszy NIE na monitorze USG,a na żywo, Maleńką( a jak dużą! Ważyła 4 kg) , śliczną Moją Dziewczynkę!

Wzruszam się tak mocno, a jednak jakoś inaczej. Bardziej płaczliwie . I( cholera! ) z roku na rok jest coraz gorzej! Chyba staję się już starą, sentymentalną pierdołą ;)

Nie wiem po raz który już słucham tej piosenki. Pan B., gdy po raz czwarty słuchałam” Ill tempo..” , spojrzawszy znów z rezerwą na mnie ( często tak spogląda ..) , wziął psy na wieczorny spacer. Wyszedł.  Słusznie postąpił. Zostawił mnie ze wspomnieniami i niedopitymi drinkami( może jednak niesłusznie postapił..? ) Mała W. pewnie rozszarpie mnie jutro za to, że wstawiłam na FB swe zdjęcie sprzed 15 lat dwa dni przed porodem . Ja /i nie ja/ z Nią w brzuszku…

Wrócił Pan B. Dobrze i niedobrze. Dobrze, bo nie zapłaczę się na śmierć za PRZEMIJANIEM, żle, bo być może znów pokłócę się z nim( jeszcze nie wiem o co ,ale wcale NIE z mojej winy, of course! :)))
Pozdrawiam serdecznie WSZYSTKICH!
***

I’m cool , czyli oswajanie smoka itd. ;)

Dwa lata temu temu, gdy słyszałam galeria handlowa, wzdrygało mną. Nie cierpię, nie pojadę! Nie znoszę hałasu, tłumów, bijących po oczach kolorowych szyldów i reklam. Mam swoje ulubione sklepy z odzieżą ( najbardziej lubię malutki „artystyczny sklep” w pobliskim miasteczku , gdzie można kupić rzeczy niepospolite, sprzedawane po jednym, dwa egzemplarze w danym rozmiarze) .Poza tym jestem zatwardziałym chomikiem i kolekcjonuję sukienki, bluzeczki i różne fatałaszki , które po prostu lubię i co może nie do wiary, nawet po kilkunastu latach noszę! Co ciekawsze: gdy zrobię czasem( raz na rok, dwa lata) segregację, remanent, czystkę /czy jak to zwał/ i wyrzucę w końcu jakiś ciuch, po jakimś czasie szukam go znów w szafie, bo… akurat dziś przydałby się! :)
Nie lubiłam galerii handlowych i szlag mnie trafiał, gdy musiałam w nich bywać. Musiałam bywać, albowiem( i ponieważ) gdy się ma w domu nastoletnie latorośle , szczególnie te płci żeńskiej…nie zawsze uda mi się wrobić w dyżur nad nimi i ich przyjaciółkami, gdy te są na zakupach rodziców tych drugich, jej starszych braci, wujka itd.
Najpierw oswoiłam schody ruchome. Nie tylko dlatego,że słyszałam od swych latorośli płci obojga mama,nie możesz jeździć tylko windą, nie bój się schodów, robisz wieś! . Ogólnie takie argumenty nie ruszają starego. Oswoiłam, ponieważ postanowiłam przełamać swój lęk, swoistą traumę, której nabawiałam się w dzieciństwie na Okęciu. Otóż gdy byłam tam z moim szanownym Ojcem , gdy weszliśmy na ruchome schody, by przemieścić się niżej, źle stanęłam na schodku i nie dość, że straciłam równowagę, przewróciłam się, to przewróciłam osobę przede mną, ta następną…jak klocuszki domino! Nie lubiłam ruchomych schodów i później nawet moje częste pobyty na lotniskach nie zmieniły tego. Zawsze przecież jest winda! ;)
Postanowiłam jednak przełamać ten lęk, tę dziwną fobię i udało mi się. Pewnego razu mój Młody Lew chwycił mnie za rękę i weszłam z nim na te cholerne schody. Gdy stwierdziłam, że smok pokonany, przestałam na nie zwracać uwagę. Nawet polubiłam je ( może za bardzo, bo kiedyś tak zamyśliłam się, że jadąc z piętra na piętro, znalazłam się nagle na samym szczycie i musiałam potem szukać właściwego piętra, na którym umówiłam się z Małą W….) ;)
Polubiłam w galeriach…możliwość odcięcia się od zakupów (!) mych latorośli ( kontrola z bliska-daleka). Znalazłam miłe kawiarenki, gdzie zamawiałam sobie pyszne desery lodowe i bez nasłuchu i podsłuchu mogłam gadać przez telefon.
Aż w końcu pewnego razu przykuł moją uwagę wielki szyld nad jednym ze sklepów: PROMOCJA! A obok inny: SALE:50%. A tuż obok, nad innym: -40%!
Musiałabym chyba nie być kobietą, nie być sobą, by tam nie wejść. I weszłam….
Przecież te koraliki pasują do tej mojej ulubionej sukieneczki! O! Jaka ładna, w kwiaty, taką zawsze chciałam mieć! A ta? Muszę przymierzyć! Tylko nie daj się ponieść Angie!A jak już, to tylko tak troszkę, w granicach rozsądku! ;)))
W przymierzalniach modliłam się, by nie było telefonu: mama, gdzie jesteś??
A jednak:
– mama, gdzie jesteś?
– w przymierzalni. Zaraz idę do was!
Śpieszę się, ale na drodze pojawia się kolejny kusiciel z napisem minus ileś tam…
– mama, czekamy na Ciebie na dole, tam gdzie mamy coś zjeść, coś się stało?
– cholera jasna, dziecko, dzwonisz, gdy ja stoję nago w przymierzalni! Zaraz będę!
Dzwoni A. Nie, nie teraz! Nie mogę teraz odebrać, kurczę, zadzwonię potem! ;)
Jest straszny upał i cudowne jest to, że w tych galeriach jest klima! Ale przymierzanie tych kiecek to i tak jednak ciężka sprawa dziś. I czasochłonna. Czy tylko dziś ja tak muszę się męczyć?
Nie, chyba nie tylko ja. W przymierzalni jest kilka boksów i tam też dzwonią komórki:
– jestem w toalecie serce. Już, już, czekaj na przystanku , najwyżej pojedziemy następnym!
Z innego boksu słyszę:
– na przystanku..tak stoję, czekam, niedługo będę w domu, pa!
Pewna dziewczyna ma mniej szczęścia.On nie czeka gdzieś tam, on jest tutaj!
– już?
– jeszcze chwilka. Mierzę tę ostatnią.
– kochanie, jesteśmy w TYM JEDNYM SKLEPIE już godzinę!
– niemożliwe! Przecież dopiero weszliśmy
!

*
Droga powrotna to wyścig z czasem. Nad Wrocławiem burza, pędzimy na dworzec. Przed nawałnicą zdążyłam zrobić kilka zdjęć:

W domu słyszę:
-O, mama, C & A , Reserved!
itd.
A co? Czy ja nie mogę też być
COOL?!

;)))
***

Adriatyk ;)

Kochani
melduję , że ( choć nie wiem, czy to dobrze, czy nie) :
jestem!
Nie zginęłam (ani nie zaginęłam ) w żadnej akcji.
Jak to moja, Śp. Prababcia mawiała: konsumuję czas wolny. Czas wolny -czyli staram się oddychać pełną piersią po wyjeździe Małej W. i reszty na wakacje.Młody Lew wyjechał do Wrocław City i szykuje się do wyjazdu do Londynu. Pierworodny po swej świetnej obronie pracy magisterskiej , zaplanował wyjazd z najlepszym kumplem do przyjaciół do Włoch.W ostatniej chwili Mała W., która doskonale zna Marę i Alicję zdecydowała, że też chce tam lecieć.
Nie opiszę tu całego cyrku z dołączaniem jej biletu do ich rezerwacji; wystarczy chyba to, że (po wcześniejszym uzgodnieniu w liniach właściwych! ) podczas check- in poproszono nas o zameldowanie się w okienku przewoźnika, gdzie za chwilę kazano mi okazać dowód osobisty i potwierdzić, że jestem opiekunem prawnym Małej.W i że jej straszy, pełnoletni brat, przejmuje teraz nad nią opiekę! Przyznam: jestem pełna uznania! Tak powinno być.
Wcześniej jednak odbył się cyrk. Otóż dzień przed wylotem okazało się, że najlepszy przyjaciel Pierworodnego nie może lecieć!
Pierworodny wściekł się:
miałem mieć fajne wakacje po studiach, a przyszło mi pełnić rolę niańki rozbestwionej gówniary!
Kilka wieczorów spędziłam na tłumaczeniu Pierworodnemu, że Mała W. jest młodziutką kobietą, o ( God save us! ) charakterze bardzo podobnym do jego , ale ponieważ jest ( powtórzyłam) młodą kobietą,on ma czuć się odpowiedzialnym mężczyzną.
Etc.
Strawił. Z niechęcią. ;)
Nagle pojawił się plan( nie mój! ) przebukowania biletu na mnie.
Mama, poleć z nami! Mama, przecież lubisz te Włoszki! Mama, zasiedziałaś się i nigdzie nie latasz!No chyba w końcu możesz przełamać ten lęk przed lataniem! – bombardowano mnie tymi i podobnymi argumentami.
Nie! Nie i koniec! Pomimo tego, że kroiły mi się wakacje niemal za darmo ( domek nad Adriatykiem jest własnością Mary..) , odmówiłam. Wiem, wiem, wielu z Was czytając to stuka się w głowę. Odmówiłam z pełną świadomością swych ewentualnych strat. Nienawidzę upałów,fatalnie je znoszę, wystarczą mi wspomnienia z Majorki sprzed kilku lat! Miałabym teraz siedzieć do popołudnia w domku i nudzić się? Dusić się z gorąca i nie móc ruszyć się na krok?? Czytać książki, podczas, gdy moje śniadocere, włoskie przyjaciółki prezentowałyby swe wdzięki na plaży? A potem wyleźć, lekko brzoskwiniowa tylko i pływać wśród krabów o zachodzie słońca? Brrrr!!!
Zostałam. Zostałam, by odpocząć od ciągłych kłótni Małej W. i Pierworodnego. By zamknąć wszystkie drzwi i okna, osłonić się w cieniu domu przed tym koszmarnym upałem.
Posłuchać głośno muzyki…spotkać się z…
pójść wieczorem do ogródka,zrobić jakiś przetwory, pogadać z kwiatami, drzewami…uspokoić się, obmyślić plan A. i plan B.
I miało być tak:

Niestety, life is brutal.
Nie, nie ma tak dobrze!
– Mama- dźwięk głosu Małej W. rozrywa moją komórkę ( i moje ucho)- ten CAP nie chce ze mną iść do morza teraz! Mama, weź coś zrób, ten …( tu nie zacytuję) mnie denerwuje!!! Nie chce ze mną iść do morza, a obiecał mi, że będzie ze mną chodził i pilnował mnie! A poza tym jak jest po angielsku( to i to) , bo nie wiem o czym i jak mam rozmawiać z Alicją! Źle mnie uczyli, chociaż mam piątkę! To twoja wina mama! I czemu urodziłaś takiego debila? (jej starszego brata, przyp.red.) Acha, kupiłam ci sukienkę. Taką luźną, zmieścisz się! ;)))

Kto wynalazł telefony komórkowe???
;)))
*
Pojadę nad Adriatyk.
Jak skończą się upały.

;)

10458660_661267273957664_63151352659555217_n

***

*Come the morning light now*

Dziś moje najmłodsze , nastoletnie Dziecko płci żeńskiej( dobrze znana bywalcom tego bloga, Mała W.) zapytało , nie stąd ni zowąd:
Mama, a Ty znasz piosenki GUNS’N’ROSES?
Gdybym już nie siedziała, usiadłabym. Z wrażenia. Jak ja, JA, wychowana na starym, dobrym rocku, mogę nie znać Gunsesów??
– Dziecko, przecież Guns’n’Roses to piękna ballada ” Noveber Rain” , to przecież moja młodość!
– no dobra Mama, ale co, tylko tę jedną ich piosenkę znasz??
Nie, nie tylko tę jedną. Znam wiele, ale najbardziej emocjonalnie i/ dlatego że wspomnieniami,
wiążę się właśnie z tym.
I z ” Don’t cry”

To po pierwsze. A po drugie: czyżby w życiu mej Latorośli skończyła się/ wreszcie/ era tych zawodzących i piszczących kretynek Shakiropodobnych, których, nota bene, sama lubię czasem posłuchać? ;)
Moje dziecko i Gunsesi! Dobrze jednak, że siedziałam.
Przesuwają się obrazy wydarzeń Tamtych Lat. Było i … nie minęło.
*
Czekam na telefon, leje deszcz i przechodzą co jakiś czas gradobicia.
Czy dojechałeś bezpiecznie? Nie, nie oszukuję, nie złość się na mnie, nie gram teraz, naprawdę martwię się…

Dobrze, że mam dobre, duże słuchawki ;)

And please remember that I never lied
And please remember
how I felt inside now honey
You gotta make it your own way
But you’ll be all right now sugar
You’ll feel better tomorrow
Come the morning light now baby

***

*Drzewko Małgosi*

Przed kilkunastu laty, gdy moja Mała W. była naprawdę malutką istotką, wczesną wiosną już zabierałam ją w wózeczku do ogrodu. Kilkumiesięczne moje Dziecię kołysane delikatnym, wiosennym wiatrem ,spało opatulone cieplutkim kocykiem w wózeczku pod kwitnącymi brzoskwiniami, a ja porządkowałam ogród. Najbardziej oczywiście lubiłam pielęgnować swoje kwiaty; i te, które już kwitły, i te, które dopiero budząc się do życia po zimowym śnie, nieśmiało wychodziły spod ziemi. I każdej wiosny sadziłam też nowe kwiaty, krzewy lub drzewka.
Pewnego razu przyniosłam do ogrodu malutki krzew. Kilka zaledwie gałązek wychodzących z jednej większej, które/ podobno/ miały kiedyś być dużym, co wiosnę obsypanym białym kwieciem, krzewem- drzewem. Nie znałam jeszcze wielu ogrodowych roślin, wciąż poznawałam nowe. Migdałowiec– taką nazwę nosił mój malutki krzew. Ponieważ wszystkie moje rośliny mają swe imiona, ten krzew- drzewko, tak maleńki jak moja Mała W. został nazwany na jej cześć Drzewkiem Małgosi.
Posadziłam go na końcu ogrodu, za starą szopką i jabłonią; tuż za liliami i młodym świerkiem.
Lata mijały, a mój migdałowiec stawał się coraz większy, coraz bardziej dostojny i każdej wiosny obficiej obsypany białym kwieciem. Z małego krzewu niepostrzeżenie przeistoczył się w spore drzewo.
Dziś , gdy o zachodzie słońca poszłam do ogrodu, zatrzymałam się przy nim zachwycona.

wiosna 2014 (22)

wiosna 2014 (18)

I jedno,
myśl ciepła, a jednak smutna, wdarła się we mnie:
przecież jeszcze wczoraj było tam tylko kilka szarych gałązek, a pod brzoskwinią stał wózek z malutką, śpiącą dziewczynką…

wiosna 2014 (19)

***