Nie cierpię końca roku. Dobija mnie i dołuje bardziej, niż najbrzydsza jesień i bardziej przypomina o przemijaniu, niż te całe Zaduszki w listopadzie.
Bo z czego się cieszyć? Że będę mieć o rok więcej już niż w tym roku? Że nie wiadomo co przyniesie następny rok?
Nie znoszę niepewności i zmian. To typowa racza cecha. Chyba zresztą jedna z niewielu typowych raczych, jakie posiadam. Nie było jeszcze na świecie osoby, która po poznaniu mnie in real zgadłaby, żem delikatny, wrażliwy raczek. Przypinają mi łatki różnych tych najbardziej złośliwych, zjadliwych i jadowitych znaków ( nie powiem jakich :> )
Myślą, że jestem mocna, siłaczką jakąś, cholera, garną się do mnie wszystkie te słabe i zagubione istoty i istotki, wtulają we mnie osamotnione, skrzywdzone. Ok, biorę to na siebie, bo mam faktycznie dużo dobrej energii, którą mogę podzielić się; którą mogę przekazać innym. n
Ale i mój akumulator ciepła i miłości do świata czasem wyczerpuje się. Cała moja afirmacja życia idzie w łeb nagle; choćbym nie wiem jak chciała, nie odegram do końca dobrze debila z wiecznie doklejonym, do słodkiego ryjka, uśmiechem.
I moje wszystkie adorujące mnie skorpiony i ryby doskonale wyczuwają to. Rybki nie podpływają teraz zbyt blisko- słusznie, mogłyby całkiem niechcący zostać poduszone :> A te pierwsze bestie pochowały swoje kolce jadowe i omijają mnie szerokim łukiem. Również słusznie, mogłyby zostać przypadkiem rozdeptane :> Jeden słodki Raczek męski, moje alter ego śliczne, za blisko podszedł dziś. Dostał szczypcem leciutko; do końca dnia był zdystansowany i grzeczny.
Jestem okropnie wkurzona. Wkurwiona. I nic na to nie poradzę. Jedyne co mogę zrobić dla siebie, to powyrzucać trochę tego wkurwa tutaj.
Zaczynam. ( miało być : uwaga, zaczynam:> )
Na koniec roku wkurwia mnie wszystko, a na koniec tego roku szczególnie wkurwia mnie:
1. Że w przyszłym roku będę starsza ( o rok) :>
2. Że w poniedziałek Pierworodny wraca do Anglii
3. Że Lewek pojutrze wraca na studia
4. Że święta tak szybko minęły i że muszę mrozić lub wyrzucać różne potrawy
5. Że muszę jutro jeszcze iść do pracy ,zamiast jechać rano gdzieś do miasta po petardy na sylwestrową noc
6. Że jacyś durnie podrywają mnie pisząc ciekawe bardzo smsy ( ja wiem, to moi nowi koledzy z pracy, bodyguardzi nasi robią sobie jaja.Mają mój numer z dyżurki, gdzie są numery telefonów całego personelu) . Pomimo tego, że naszych Adonisów jest 25 i każdy może być podejrzany, wytropię w swoim czasie, kto to taki dowcipny :> )
7. Że nawet nie potrafiłam sobie zorganizować jakiejś sympatycznej prywatki sylwestrowej i znów wpakowałam się w pilnowanie dzieci…
8. Że rok 2012 nasiąknięty jest jakimiś złymi przepowiedniami i nic nie mogę poradzić na to, że się go boję ..
9. Nawiązując do pkt 8ego- Że nawet nie zorganizowałam sobie życia tak, by móc komuś po prostu zarzucić ręce na szyję i powiedzieć o wszystkich moich lękach ( no ale jak to ” zorganizować” ? Przecież w ostatniej notce pisałam o tym, że nie chcę tak..kochając tylko po przyjacielsku )
10. Że moja koleżanka na siłę chce mnie swatać z jakimś jej ” cudownym” znajomym ; fuck, nie odpisuję jej nawet,bo zagryzę. Przez telefon lub przez skyp’a nawet. A niech God ją save przed spotkaniem mnie tera in real /faja/
11. Że ..wszystko potoczyło się przez ostatnie kilka lat nie tak jak chciałam.
Gdy pożegnałam GO wtedy..chyba 2 lata temu już, byłam pewna, że do dziś już mnie nie będzie. Bo nie chciałam tak naprawdę być. W ogóle i wcale. I do dziś czasem zastanawiam się, co za jakieś fatum, że jeszcze ciągam się po tym świecie, który tak ogólnie wkurwia mnie strasznie.
Eeehhh, skoro już tułam się, skoro ciągną ze mnie to moje niby ciepło, to niech będzie chociaż częściowo jak lubię.
O tak, tak tic- tac, tik- tak….. ( jak ja kochałam TO tańczyć :)))
*
A ręce…
może zarzucę komuś na szyję jeszcze. Może…
Tylko, że ja..nie pozwalam się.. prowadzić!
No fuuuck!
;)
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.