Smutki i smuteczki. Po prostu wkurw i tyle*

Nie cierpię końca roku. Dobija mnie i dołuje bardziej, niż najbrzydsza jesień i bardziej przypomina o przemijaniu, niż te całe Zaduszki w listopadzie.
Bo z czego się cieszyć? Że będę mieć o rok więcej już niż w tym roku? Że nie wiadomo co przyniesie następny rok?
Nie znoszę niepewności i zmian. To typowa racza cecha. Chyba zresztą jedna z niewielu typowych raczych, jakie posiadam. Nie było jeszcze na świecie osoby, która po poznaniu mnie in real zgadłaby, żem delikatny, wrażliwy raczek. Przypinają mi łatki różnych tych najbardziej złośliwych, zjadliwych i jadowitych znaków ( nie powiem jakich :> )
Myślą, że jestem mocna, siłaczką jakąś, cholera, garną się do mnie wszystkie te słabe i zagubione istoty i istotki, wtulają we mnie osamotnione, skrzywdzone. Ok, biorę to na siebie, bo mam faktycznie dużo dobrej energii, którą mogę podzielić się; którą mogę przekazać innym. n
Ale i mój akumulator ciepła i miłości do świata czasem wyczerpuje się. Cała moja afirmacja życia idzie w łeb nagle; choćbym nie wiem jak chciała, nie odegram do końca dobrze debila z wiecznie doklejonym, do słodkiego ryjka, uśmiechem.
I moje wszystkie adorujące mnie skorpiony i ryby doskonale wyczuwają to. Rybki nie podpływają teraz zbyt blisko- słusznie, mogłyby całkiem niechcący zostać poduszone :> A te pierwsze bestie pochowały swoje kolce jadowe i omijają mnie szerokim łukiem. Również słusznie, mogłyby zostać przypadkiem rozdeptane :> Jeden słodki Raczek męski, moje alter ego śliczne, za blisko podszedł dziś. Dostał szczypcem leciutko; do końca dnia był zdystansowany i grzeczny.
Jestem okropnie wkurzona. Wkurwiona. I nic na to nie poradzę. Jedyne co mogę zrobić dla siebie, to powyrzucać trochę tego wkurwa tutaj.
Zaczynam. ( miało być : uwaga, zaczynam:> )
Na koniec roku wkurwia mnie wszystko, a na koniec tego roku szczególnie wkurwia mnie:
1. Że w przyszłym roku będę starsza ( o rok) :>
2. Że w poniedziałek Pierworodny wraca do Anglii
3. Że Lewek pojutrze wraca na studia
4. Że święta tak szybko minęły i że muszę mrozić lub wyrzucać różne potrawy
5. Że muszę jutro jeszcze iść do pracy ,zamiast jechać rano gdzieś do miasta po petardy na sylwestrową noc
6. Że jacyś durnie podrywają mnie pisząc ciekawe bardzo smsy ( ja wiem, to moi nowi koledzy z pracy, bodyguardzi nasi robią sobie jaja.Mają mój numer z dyżurki, gdzie są numery telefonów całego personelu) . Pomimo tego, że naszych Adonisów jest 25 i każdy może być podejrzany, wytropię w swoim czasie, kto to taki dowcipny :> )
7. Że nawet nie potrafiłam sobie zorganizować jakiejś sympatycznej prywatki sylwestrowej i znów wpakowałam się w pilnowanie dzieci…
8. Że rok 2012 nasiąknięty jest jakimiś złymi przepowiedniami i nic nie mogę poradzić na to, że się go boję ..
9. Nawiązując do pkt 8ego- Że nawet nie zorganizowałam sobie życia tak, by móc komuś po prostu zarzucić ręce na szyję i powiedzieć o wszystkich moich lękach ( no ale jak to ” zorganizować” ? Przecież w ostatniej notce pisałam o tym, że nie chcę tak..kochając tylko po przyjacielsku )
10. Że moja koleżanka na siłę chce mnie swatać z jakimś jej ” cudownym” znajomym ; fuck, nie odpisuję jej nawet,bo zagryzę. Przez telefon lub przez skyp’a nawet. A niech God ją save przed spotkaniem mnie tera in real /faja/
11. Że ..wszystko potoczyło się przez ostatnie kilka lat nie tak jak chciałam.
Gdy pożegnałam GO wtedy..chyba 2 lata temu już, byłam pewna, że do dziś już mnie nie będzie. Bo nie chciałam tak naprawdę być. W ogóle i wcale. I do dziś czasem zastanawiam się, co za jakieś fatum, że jeszcze ciągam się po tym świecie, który tak ogólnie wkurwia mnie strasznie.
Eeehhh, skoro już tułam się, skoro ciągną ze mnie to moje niby ciepło, to niech będzie chociaż częściowo jak lubię.
O tak, tak tic- tac, tik- tak….. ( jak ja kochałam TO tańczyć :)))

*

A ręce…
może zarzucę komuś na szyję jeszcze. Może…
Tylko, że ja..nie pozwalam się.. prowadzić!
No fuuuck!
;)

* Kawa na ławę, czyli rachunek sumienia Angie przed 2012 *

Wreszcie krótka przerwa w zjazdach rodzinnych. Cały styczeń bowiem obfituje w różne nasze święta- urodziny, imieniny Bliskich. Impreza co tydzień, rzec się chce: prawdziwy karnawał!
Pytają mnie ludziska: czemu znów ,Angie, nie idziesz na Sylwestra?
Nie idę, bo jestem tak wypompowana (co roku ) naszymi wystawnymi, obfitymi tak w żarcie jak ludzi,zabawę świętami, że marzę o wyciszeniu, spokoju i nie oglądaniu żadnych roześmianych i roztańczonych gęb. Potańczyć mogę najwyżej z kimś tak sobie kameralnie, bez widowni i szaleństw :>
Z kimś…kim?
Tak złożyło się w moi crazy life, że od dawna, o czym mówiłam już, otacza mnie stadko jadowitych bestii rodzaju męskiego. Kilka Skorpionów. Może to przypadek, a może faktycznie astrologia nie myli się,mówiąc, że ” najlepszym przyjacielem, kompanem i kochankiem Raka -Skorpion i Ryba ” ..?
PRZYJACIELEM, KOMPANEM- na pewno tak. Sprawdziłam na własnej skórze. Nikt nie trwa tak wiernie przy mnie, jak Skorpiony i Ryby; nikt też mnie tak nie fascynuje, jak One/ Oni. I na nikim chyba nie mogę polegać tak jak na tych Istotach.
Pomijając mojego drogiego Old Devila, który chyba nie podlega żadnej ani klasyfikacji, ani dyskusji( po prostu JEST- GDZIEŚ TAM zwykle, ale wiem, że JEST) , skupię się na fenomenie moich układów ze Skorpionami.
Pan M I – znam Go od wielu lat. Wiem, że
„chce być ze mną, mimo wszystko” .Mimo wszystko- tzn mimo tego, że nie potrafię ..kochać Go jak należy. Szanuję, cenię i On wie o tym. Jest zbyt cenny dla mnie jako człowiek i przyjaciel , abym mogła w jakikolwiek sposób zagrać, pograć z Nim. Nie chcę i już. Jeśli w ogóle zagrałam z Nim, to w totalnie otwarte karty
Moje otoczenie stuka się w łeb: Ty durna! Miałabyś wszystko!
Lecz..co to znaczy to ” wszystko” ? Pieniądze? Jego oddanie?
A ja??? A co z moimi uczuciami?

Głupia jestem…? Pewnie tak…

Pan M II.
najbardziej uroczy Skorpion, jakiego znam.
– co robisz Czarownico na Sylwestra?
– śpię do 11ej
– no coś Ty!! W Sylwestra chcesz spać??
-tak, ponieważ będę opiekować się do Nowego Roku dwiema dziewczynkami
– aaaa. A może zaopiekujesz się też w noc Sylwestrową mężczyzną, lat 39, dobrze ułożonym?
– a kto to taki? Istnieje w ogóle taki ktoś na Ziemi?
– ociekasz jadem, jak zwykle :P

Ten krótki dialog obrazuje cały układ mój z panem M II.
UWIELBIAM GO! Nikt nie potrafi mnie tak rozbawić jak On!
Dba o mnie (w jakiś, charakterystyczny dla siebie sposób) , troszczy się i dostaje szału, gdy nie odzywam się kilka dni
*
Ziomal. Najlepszy Kumpel Świata ( NKŚ) ;))
Mój najdroższy Skorpion. Kiedyś na jakiejś dobrej popijawie, na oczach ( i uszach! ) Jego dziewczyny i mojego ówczesnego bliskiego znajomego , powiedziałam na cały głos:
– wiesz S, kocham Cię! Jaką dziwną miłością..I gdyby
– właśnie, gdyby…i ja też , choć to irracjonalne, Cię kocham! jakąś dziwną miłością….
Dziewczyna S. zbladła, mój ówczesny narzeczony również. Popatrzyliśmy równocześnie na siebie z NKŚ i równocześnie parskając śmiechem wypowiedzieliśmy słynne:
Nie łapią!!!

Bo trudno to ” złapać” postronnym, a jeszcze trudniej tym najbardziej zainteresowanym lub zaangażowanym.
:>

*
Kocham, kochasz, kochać…
Często nadużywamy tego słowa. Ja myślę, że w opisanych relacjach z moimi Skorpionami , nie nadużywam. Bo w każdym przypadku jest to jakiś rodzaj uczucia; uczucia, które jest tak mocne, że tylko to słowo, słowo ” kocham” może je oddać.
Bo- PRZYJACIELA się KOCHA!
*
A miłość…
Miłość,w rozumieniu MOIM, to uczucie, którego udało mi się dotknąć ( a może i przeżyć? ) dwa razy w życiu, jest czymś jeszcze innym.
TA Miłość, TO COŚ zawsze idzie w parze z pragnieniem fizycznym; z pragnieniem drugiej osoby obok i W.
Z posiadaniem. Lub iluzją posiadania.
Z czuciem dotykiem, czuciem tak fizycznym , jak i metafizycznym. Zapachem. Tęsknotą. I marzeniem.
Świadomym lub podświadomym zaślepieniem.
Z TYM:

A gdybyś nie istniała,
Powiedz, po cóż miałbym żyć…?
By włóczyć się po świecie
bez Ciebie,
Bez nadziei i żali…

I gdybyś nie istniała,
Próbowałbym wymyślić miłość.
Jak malarz, który pod
swoimi palcami widzi
Rodzące się kolory dnia.
Nie dowierzając…

I gdybyś nie istniała,
Powiedz, dla kogo miałbym żyć..?
Dla nieznajomych uśpionych
w mych ramionach,
Których nigdy bym nie pokochał
..?

I gdybyś nie istniała,
Byłbym jedynie kolejnym punktem
W tym zabieganym świecie,
Czułbym się zagubiony,
Potrzebowałbym Ciebie.

I gdybyś nie istniała,
Powiedz, jak miałbym żyć..?
Mógłbym udawać, że jestem
prawdziwy, ale nie byłbym sobą.

I gdybyś nie istniała,
Myślę, że znalazłbym
Tajemnice i sens życia,
Po prostu by Cię stworzyć
I by Ciebie oglądać.

Czy potrafię to w sobie wskrzesić? Ten jeszcze jeden raz? Ten ostatni raz, jak to mawiał mój znajomy Anglik,profesor chemii, starszy Pan , wdowiec ( odszedł rok temu…)
” Agnes, jak ja chciałbym TEN OSTATNI raz umieć podnieść i wyrzucić swą laskę( chodził o lasce, miał 70 lat) , móc bez niej iść , lub z nią, ale powiedzieć sobie:
zaczynam wszystko od nowa!”
*
Czy ja tak jeszcze mogę…? Czemu jestem tak piekielnie ostrożna?
Czemu nie umiem…?
Jak łatwo( szczególnie kobietom) pomylić uczucie ze zwykłą potrzebą, brakiem czegoś, kogoś!
A mnie nie. Ja nie mylę tego…Jestem ..straszna. Już kilka razy, tych ważnych razy , słyszałam to..

Czy właśnie to czują Skorpiony? Czy cenią mnie za to, że nie oszukuję ich..I że ” jestem straszna” ? :P
( nosszzz poza tym, trza być chyba samobójcą, by pogrywać ze Skorpionem! )
:>
Anyway:
Jeśli jeszcze raz ” podniosę się” , zamilknę. Charmee zorientuje się. Viola też. :>

* Święta, Święta *

Dziś, po raz pierwszy od tygodnia, dostałam się na dłuższą chwilę do mojego komputera. PC był okupowany przez moją córeczkę i Jej kuzynkę, a ja i tak nie miałam kiedy i gdzie usiąść.
Dziś po raz pierwszy od kilku dni wyszłam z Zamku. Powietrze o mało nie zabiło mnie :>
W ciągu tygodnia miałam dwa razy święta, a to za sprawą dwóch słodkich Kanadyjek, którym wyprawiłam przed świętami ucztę podobną do tej na zdjęciach. Rezydowały u nas trzy dni; co dzień rano koleżanka Angie biegła o 7ej po świeże bułeczki dla gości ,do sklepu :>
Potem Polish breakfast, Polish dinner , Polish vodka etc. Koleżanka Elise( nie poprawiać! To nie Alice, choć kompromitując się, literowałam uparcie moją wersję Jej imienia przy latoroślach i przy Niej ,in Polish.. :> )
koleżanka Elise z Kanady podobno jeszcze 2 dni po wylocie z Polski odczuwała skutki O,7 Pana Tadeusza.
. Megan piła tylko wine…
Krąży w rodzinie, wśród Młodego Pokolenia plotka o treści ” Mama upiła Elise” .
It’s strange, że tak powiem z angielska , toszzz to good vodka . A 0,7 na pół, to chyba tak…w sam raz…A jeszcze oglądając ( po raz setny, ale ciągle wzruszając się tak samo) Titanica!
:>

MOJE ŚWIĘTA- ŚWIĘTA W ZAMKU
*

Maleństwo ma około 3 metrów wysokości…

Pierwszy Dzień Świąt rano. Po południu ,na przyjazd Rodziny dostawia się drugi taki stół…Z kopią zastawy. I donosi się ( moim rękoma) różne rodzaje wędzonych i pieczonych ryb , kapustę z grzybami na gorąco i różne pieczone mięsiwa na ciepło . I nieśmiertelny barszcz i wiele, wiele ciast


*
Prezent od mego zamerykanizowanego i zAnglozonego Pierworodnego

*

Prezent od Młodego Lwa

*

Oczywiście prócz tego mój ukochany Hemingway w oryginale
( ależ Oni są uszczypliwi! Przecież spali mi się słownik w rękach, gdy będę to czytać! :)))
Mnóstwo, mnóstwo różnych prezentów.
Mój Brat wcelował bezbłędnie: komplet prawdziwej, puchowej pościeli, o jakiej marzyłam od dawna!
Lekka- nomen- omen -jak puch i cieplutka!
Cudo!!!

*
I jak nie lubić Świąt?
A mnie ciągle coś majaczy w mojej biednej głowie. Coś jakby…
Ta jedna z moich ulubionych, świątecznych piosenek…

* Życzenia *

WSZYSTKIM MOIM PRZYJACIOŁOM,
ZNAJOMYM ORAZ
WSZYSTKICH ODWIEDZAJĄCYM MNIE TUTAJ

zdrowia, spokoju, radości w ten piękny, bożonarodzeniowy czas :)))

WESOŁYCH ŚWIĄT!

A ja marzę …

* Rodzina Adamsów oraz moje kąty i kąciki *

Przyjechał wreszcie!
Tzn przyleciał. Z Anglii, mój Pierworodny. Nie miałam jeszcze zaszczytu widzieć Księcia, gdyż wraz ze swym Bratem oprowadza po mieście Breslau koleżanki z Kanady, które przyjechały z Nim, by w kilka dni zwiedzić i obejrzeć nasz Dolny Śląsk. Podobno już są zachwycone Wrocławiem. I tak ma być! :)

Pojutrze będę gościć mieszkanki Ameryki Północnej w progach naszego rodzinnego Zamku.
W swej wrodzonej przekorze oraz bystrości umysłu, pomyślałam, że cudnym będzie wyruszenie Młodych w drodze do Pierworodnego Home , koleją z miasta Breslau do stacji Malczyce, skąd ich odbiorę i zawiozę do Zamku :>
Aż modlę się o :
koszmarną mgłę, przebiegające stadka dzików lub saren; lub o potężną zamieć śnieżną. Ja sobie poradzę, znam drogę na pamięć, te wielkie wyrwy w wyremontowanej szosie :> ; ten brak słupków na poboczach, ten brak linii w środku drogi; te ruiny starej cukrowni, gdzie Romek Polański niedawno chciał kręcić film( grozy) ;
te moczary i odgłosy lasów nadodrzańskich..

A jeśli moi goście chcą zobaczyć mój kraj, to niech zobaczą naprawdę ;
i niech nie myślą, że to tylko przepiękny, stary wrocławski rynek i ratusz.Nie tylko bajeczny , świąteczny jarmark w centrum lub europejskiej klasy stadion i droga lotnisko- centrum;

w końcu u nich tam w Kanadzie podobno niedźwiadki wchodzą do domów, szukając pożywienia; tam w Pacyfiku orki i wieloryby, a
w rzekach dzielnie, wbrew nurtowi płyną łososie :>

Niech WIĘC zobaczą też troszkę mojej/ naszej dziczy :>
I jeśli Mała Wiedźma umiejętnie odegra miłą dziewczynkę , koteczki nie przyniosą akurat głów myszy do domu, pies nie wytarza się w padlinie, a Księżna nie przeklnie mnie znów rzucając jakimś starym nożem za mną
może być całkiem miło :>
Inaczej biedne kanadyjskie studentki trafią do klasycznej Rodziny Adamsów
Choć ..i tak nie wiem jak przeżyją naszą polską biesiadę z wódeczką, jajem w majonezie z kukurydzą lub groszkiem, kiszonym ogóraskiem, kapustką z grzybami, mięsiwem ze śliwkami, pierogami z mięsem i ruskimi, pasztetem z grzybów…

Rodzina Adamsów..?
Na wszelki wypadek załatwiłam już dużo ranigastu max oraz leku na wątrobę.
Dla gości ,oczywiście :>

***
Ceną świątecznych przygotowań oraz pośpiechu, związanego z przyjazdem przedświątecznych gości ,jest nie tylko moja lekko nadwyrężona noga po wspinaczce wysokogórskiej ( komnaty w Zamku mają około 3,40 wysokości…) i przecięta dłoń( bo ostrym myciu komódki w przedpokoju…szczególik taki..) , ale i przyśpieszona akcja ” gotowanie” . No przecież dziewczęta chcą spróbować polskiej kuchni!
Koleżanka Angie nie wygląda chyba już. Bo jak w takim zapierniczu można w ogóle wyglądać? Praca w pracy, praca w domu.
Ale tak jest zawsze przed Świętami, nie ma co użalać się nad sobą.
Magia Świąt ;)
*
A to pierwsze efekty pracy Angie.. Choinki w SALONIE jeszcze nie ma;pojawia się u nas zwykle dzień przed Wigilią.
To tylko moje kąty. I kąciki ( sfotografowane Nokią, nie wypas aparatem):

Przedpokój


*
Kuchnia
*

*
A Milord ma raczej wszystko ….

* Panu, który mnie ( w ogóle! ) nie zna ;) *

KONTRASTY i SPRZECZNOŚCI.
Truth is out of there ;)

Te parę słów, które może uda mi się w mojej ślepocie (dzisiejszej) oraz zmęczeniu , przenieść na klawiaturę, dedykuję mojemu Znajomemu, który twierdzi, że nie zna mnie dobrze,a ja twierdzę inaczej;
jak jest naprawdę, nie wie nikt. Myślę, że nawet On , choć wiem, że nie powinnam tak mówić, gdyż kto jak kto, ale skorpiony przecież zawsze wiedzą i mają rację :P
*
Przede wszystkim: Co to znaczy kogoś znać?
Nie będę wyjaśniać skąd , jak, ile i od kiedy znam Memoriena; niech to pozostanie baśniową tajemnicą.
Wniosek, że ” mnie zna” wysnułam już kiedyś, po pierwszej naszej mailowej wymianie zdań. NIKT tak trafnie nie potrafi, potrafił i ( być może) nie będzie potrafił strzelić w „sedno tarczy” . W kilku , być może niechcący wypowiedzianych zdaniach.
A to fascynuje. Mnie fascynuje.
Ponieważ mogę przecież odegrać tysiąc ról, manipulując przy tym emocjami innych ( Angie biedna i smutna, Angie wesoła, Angie zakochana itd) ;i nie chodzi tu o zabawę w ” targanie emocji” tych , których lubię i którzy, przynajmniej pozornie, sa mi przychylni ( pozornie- gdyż nie wierzę z założenia w przychylność ludzi/ nicków )
Oczywiście : TWA, to TWA i to nie podlega żadnej dyskusji ani rozważaniom :>
*
Nie ma czegoś takiego jak ” jedna prawda”, ” cała prawda” o kimś. I w ogóle. Są wnioski i , jak mówi Caddicus: suma subiektywnych prawd.
( przy okazji: wieczór przy winku z Tobą Caddicusie , był bardzo miły; dziękuję, wyluzowałam :> )

*
W swoim braku krytycyzmu oraz samouwielbieniu, dam siebie za wzór. Albowiem jest to najlepszy chyba przykład jak można źle/ błędnie kogoś ocenić. Lub, patrząc na Angie, zgłupieć… ;)

*
Mój Śwagier , The Old Devil , być może też Maxcel i wielu innych moich metalowych kumpli, skojarzy mnie natychmiast z Metallicą. Z Ironami, Kingiem Diamondem, Pretty Maids itd
Zgadza się. Są dni, gdy MUSZĘ wsłuchać się w TO. Odejść, odlecieć. Przenieść się, naładować akumulator.
Ale…gdybym miała tak ciagle tonąć w tych ciężkich brzmieniach…oszalałabym!
*
” Mistral Gagnant” – moje, cudnie moje! Zaduma, wytchnienie, refleksja. Mistral i w ogóle ballady, poezja śpiewana. Kocham. Ale..ale gdybym tak zagłębiła się w tym, pozostała, to nic tylko długi, czarny płaszcz, depresja i samobójstwo po dwóch miesiącach
*
Reggae
Uwielbiam! Szczególnie to
” woman don’t cry” z tym wymawianym przez Bob’a ” woman” wyraźnie przez ” A” :)) I na imprezach nie wyobrażam sobie nie powydziwaiać przy, np Daabie
*
Dawna ” Nowa Fala”- Kobranocka, Sztywny Pal Azji czy wreszcie Kult. Kto, jak nie Angie potrafi perfekcyjnie zatańczyć ” Celinę” ? :)))
*
Stary Rock
Płaczę, wyję jak bóbr, gdy słyszę ” Angie” Stonesów. Wyję podwójnie, bo przypomina mi się..coś najważniejszego.
Morrison, jego wiersze, Floydzi; to wszystko niedoścignione, niepowtarzalne przecież!
*
Beatlesi
Moi Rodzice. I ” Yesterday” . I Lennon potem w ” Zakochanym, chłopaku”
*

Parę dni temu , gdy wróciłam z pracy, mój Big Brother( Brat rodzony) zakomunikował mi:
– wgrałem Ci na komputer piosenki. Ponad tysiąc! To prezent od Adama!
( Adam- mój stary, znajomy ZIOMAL, znany u nas disc jockey)
– Specjalnie dla Ciebie! Posłuchaj!
Włączyłam, a tam….Italo disco tysiąc trzysta różnych, dyskotekowych piosenek z lat 80- 90!
*
Wzruszyłam się. Nie na żarty!
Mój Brat włączył mi to:

I powiedział: jak mi się to z TOBĄ kojarzy!
Jak NAM wszystkim się TO z Tobą kojarzy!
*
Kicz? Badziewie?
Może i tak, ale uwielbiałam tę piosenkę. Tę, i wiele innych takich …wdzięcznych.
Co nie przeszkadzało mi / czasem= zwykle / chadzać w czarnej skórze z ćwiekami i szaleć w pogo!
*
Wszystko wiąże się z jakimiś wspomnieniami, z jakimś okresem w moim życiu. I wszystko jest, w jakiś sposób piękne!

*
Angie..Kameleon?
Nie. Nie do końca. I wiem, że to zrozumie
Ten, któremu dedykuję ten wpis
Kocham piękno.I nawet jego odblaski.
Ale dla każdego jest ono przecież czymś innym.
Jak już piosenka- to, w swojej klasie , niech będzie dobra. Jak metal- niech będzie z brzmieniem; jak disco, niech będzie melodyjne i z jakimś sensem.
Jak mój
” Magic Carillon”

Muzyka łączy. Muzyka leczy, uśmierza ból, zabija smutek.
Może..hmm, może dlatego do dziś udało mi się poznać tak wielu, wielu ludzi..?
Tak wielu różnych ludzi.
I pewnie każdy z nich twierdzi, że mnie
zna lub wcale nie zna.
Podobno można wiele powiedzieć o kimś na podstawie tego, jakiej muzyki ów słucha.
Jak jest więc Angie? Co lubi?
Tego tak naprawdę nie wie nikt…
Trzeba chyba umieć wcelować w sedno.. Niechcący
;)

* Pomimo, że czas jest zabójcą …”

Zwolniłam. Musiałam trochę odpuścić, gdy zostawiłam w znajomym sklepie na ladzie kluczyki..Przypomniało mi się,że nie mam dwudziestu lat, że miałam znów dość ciężki dzień w pracy; że podziębiłam się na świątecznym jarmarku w Dreźnie, że znów wraca ten cholerny ból nogi…
Nie pojechałam do miasta; jutro zakończę akcję ” prezenty gwiazdkowe”, a potem już tylko Dom.
Tylko…? Ehhh…
*
Nie wiem czemu dziś ,nagle przypomniał mi się Marco,znajomy włoski dziennikarz ( chyba kiedyś pisałam o nim). Może przez ten wiatr za oknami..? Może przez tę zadumę popołudniową..? A może przez tę przepiękną piosenkę// wiersz/ balladę, którą mi kiedyś zadedykował…?

Pomyślałam, że zamiast pisać ostatnią notkę , mogłam po prostu zostawić tutaj te słowa i muzykę .

Bardzo ..moją .

*

Siąść na chwilę na ławce z tobą
I patrzeć na ludzi, póki są
Powspominać dobre czasy, które minęły lub które powrócą
Ściskając w ręce twą dłoń malutką
A potem dać otępiałym gołębiom jeść
Spłoszyć je kopniakiem, ot tak na niby,
I słyszeć twój śmiech
Od którego pękają ściany
Który nader wszystko umie leczyć rany
Opowiedzieć ci trochę jak byłem mały
Te wspaniałe cukierki które kradliśmy
Gumy do żucia, miętusy za franka
I te « mistrals gagnants »

Pochodzić z tobą w deszczu przez chwilę
Popatrzyć na życie, póki trwa
Opowiadać ci Bóg wie co
aby móc połknąć cię wzrokiem
Opowiedzieć ci o mamie kilka słów
Chichrając w kałużę wdepnąć znów,
poniszczyć buta – Niech będzie na nas trochę zła
Usłyszeć twój śmiech podobny do morza
Zatrzymać się, pójść z powrotem, do tyłu
Opowiedzieć ci o cukierkach
Raniły nam gęby, psuły nasze zęby
I owych „mistrals gagnants”

Siąść na chwilę na ławce z tobą
Popatrzeć na słonce które odchodzi
Opowiedzieć ci o dobrych czasach, które minęły – cóż mnie to obchodzi
Powiedzieć ci, że ci źli to nie my
I że jeśli szaleję
To tylko na punkcie twych oczu
Bo zaletę mają tą, że jest ich dwoje
I słyszeć jak wysoko wzlatuje twój śmiech
Tak wysoko jak ptaków wrzawa
I w końcu powiedzieć ci, że życie trzeba kochać
Pomimo , że czas jest zabójcą,
zabiera ze sobą dzieci śmiech

i te „mistrals gagnants »

* mistral gagnant- rodzaj cukierka w proszku; niektóre opakowania były wygrywające i dawały jedno darmowe

* My heart is whispering your name… *

Moje serce szepcze Twe imię
Moja miłość woła Ciebie znowu
Chciałabym, abyś wiedział jak prawdziwe są
moje uczucia, tylko dla Ciebie
Nasze życia już nigdy nie będą takie same
Moja miłość jest niegasnącym płomieniem,’
który wiecznie płonie dla Ciebie,
gdy jesteś ze mną, gdy kochasz mnie znów…

*

Z biegiem lat, zamiast potrafić jasno określić różne rzeczy, poglądy , sprecyzować je, jestem coraz mniej pewna niektórych spraw.
” Wiem, że nic nie wiem” – szepcze, mówi ,a potem huczy w mojej biednej głowie…

Dawno temu The Love of my Life wyznała mi face to face:
– kocham Cię, ale też , w jakiś sposób kocham ją..znam ją od tylu lat, mam przecież z nią syna. Jest mi bliska, jak część mnie..i to już nic nie ma wspólnego z namiętnością, od dawna. Rozumiesz.?
Reakcja była natychmiastowa:
– to wynoś się do niej! Z daleka ode mnie! Nie przyłaź nigdy, never już, łajdaku ty! I nie mów, że mnie kochałeś, kochasz i będziesz kochał! Out!!
Miłość jest tylko jedna- albo się kocha, albo nie! Miłość jest zaborcza i nie toleruje żadnych innych osób obok!
Miłość daje wyłączność na tę OSOBĘ i pewne prawo do tej jednej osoby. Koniec i kropka. Go out! I poza tym, to nie dość, że jesteś kłamcą ,to tchórzem. Obrzydliwym tchórzem, żałosną kreaturą .I tyle.
/ resztę epitetów, ze względów stylistycznych oraz obyczajowych, pominę :> )
*
Jakiś czas potem związałam się z kimś. Było to takie wariackie i ciepłe. Dobre.
A The Love of My life nie dawała o sobie zapomnieć. Telefony, smsy, maile. Początkowo nie odpowiadałam.
Aż kiedyś odpisałam.
I stwierdziłam, aż wstyd się przyznać, że ..nie może być inaczej. Musi w jakiś, choćby „duchowy” sposób, być. Fuck!!
Co nie oznacza, że nic czuję do Tego, z którym jestem, a tym bardziej nie jestem w stanie oszukać lub, tym bardziej, skrzywdzić Go!
Co się dzieje??– biłam się z myślami- Czy C. miał rację?
Czy faktycznie można kochać dwie osoby?
To chore jakieś!!!
*
Postanowiłam porozmawiać o tym z pewnym,znajomym, starszym panem.
Lubię czasem tak po prostu spotkać Go i tak zwyczajnie pogadać z Nim. O różnych, różnych sprawach.
Bo wiem, że , jak rzadko kto, rozumie mnie. I wtedy Starszy Pan ( tak Go będę nazywać) opowiedział mi swoją historię:
– Dziecko Drogie- tak często zwraca się do mnie- Dziecinko Moja Droga, wiem o co pytasz, wiem o czym mówisz.
Kilkadziesiąt lat temu, gdy miałem 16 lat zakochałem się w ślicznej dziewczynie. Miała na imię Zosia. Była taka jak Audrey Hebpurn; delikatna i w tej delikatności, poprzez nią, piękna. Ale nie to było najważniejsze. Była jak nie z tego świata , trochę jak Ty! I jak Ty miała swój
świat magii, pasjansów, jakichś tam czarów. ( …)
Oświadczyłem się jej. Miałem te swoje 16 lat i pewność, że tylko ona, tylko z nią…
Byliśmy razem..
Krótko. Zaczęliśmy studia, Ona wyjechała za granicę, nasze drogi rozeszły się.
Ożeniłem się, Ona wyszła za mąż. Opowiadałem Ci już jak było- mój ślub, potem szybko rozwód. Kobiety, alkohol, hazard. W tym szaleństwie jakimś cudem poznałem swą drugą żonę. Wyciągnęła mnie z dna,z depresji, pomogła wrócić do życia ..Była nie dość, że piękna, to jeszcze cholernie inteligenta, co, jak wiesz, nie zawsze idzie w parze, haha! Ale ja jakoś miałem zwykle szczęście do takich kobiet…
Starszy Pan zamyślił się
– wiesz Angie, życie jest tak dziwne i piękne i daje tyle wyborów. I zawsze, ale to zawsze musimy coś wybrać. Moje małżeństwo, jak to chyba każde małżeństwo, było z jednej strony świetne, a z drugiej jakąś dziwną, głupią wojną. Nawet paranoją chwilami. Ona była/ jest/ konsekwentna i uparta; ja też. I tak to się plecie, plecie od lat. Kocham Ją, Angie.
W jakiś sposób kocham. Ale ….hmm…Nigdy nie przestałem myśleć o Zosi. Była jak mój ” lek na całe zło świata”
I ..
pewnego dnia, po- boże!!- dwudziestu pięciu latach, napisała do mnie Zosia. List. Normalny list. Na mój dawny adres. Przecież nie znała ani mojego nr telefonu, ani tym bardziej adresu e-mail. (Boże, Angie, jak ten świat się posunął!!!)
Odpisałem. I zaczęły się nasze maile, smsy. Moje małżeństwo wtedy miało kryzys. Ona wystąpiła o rozwód..separacja, osobne mieszkania.Znasz te historię, nie będę powtarzał.. Ale była ” duchem” obok mnie Zosia. Ty wiesz jak wiele dawało mi to siły? Postanowiłem spotkać się z Nią. Po tych dwudziestu latach
” Ależ nie! Ja..ja jestem po chemii, wiesz o tym! Mam głupią chusteczkę na głowie i troje wnuków już! ”
Angie, to tylko umocniło mnie w postanowieniu, że MUSZĘ się z Nią spotkać!- Starszy Pan był wyraźnie poruszony
– i co? I co?- byłam strasznie zaintrygowana
– I spotkaliśmy się.
Całowałem Ją po rękach. Była tak śliczna jak wtedy, 25 lat temu..choć miała tę chusteczkę na głowie
Postanowiłem wyjechać z Nią. Hen daleko. Zostawić wszystko i po prostu, zwyczajnie z Nią uciec. Tak, z Nią- z kobietą walczącą z rakiem. Być z Nią, bez względu na to, co będzie potem. Zaopiekować się Nią i być z Nią do końca. Bo kocham Ją!
– i co? Przecież nie wyjechałeś, bo tkwisz tu teraz i opowiadasz mi to!- rzuciłam bez namysłu
– Nie wyjechałem. A wiesz KTO powstrzymał mnie? Ona! Ona i- tu się śmiej Angie-
moja..
miłość do żony , do tej kobiety, która przecież kiedyś nade mną pochyliła się/. Słyszysz? Rozumiesz? I to cholerne poczucie obowiązku. Ta świadomość, że teraz Ona z tym swoim chorym sercem , może nie poradzić sobie…
NIE ZDOBYŁEM SIĘ NA TO, choć mogłem; miałem warunki.. finansowe, by jechać z Zosią. Brat w Stanach czekał na mnie..
Zostałem.
WYBÓR.. Mój wybór..NASZ wybór..
– a jak Ona? Co z Nią? Żyje??
– Tak. Żyje. Rak wycofał się; jest już zdrowa. I ciągle jest duchem przy mnie.
– widziałeś się jeszcze kiedyś z Nią?
– tak. Nie raz. Nawet ostatnio. Byliśmy w kawiarni niedawno. Powiedziała
” patrz, mam już 70 lat i Ty też. Jestem stara i brzydka. ..co NAS tak trzyma jakoś dziwnie i duchowo przy sobie?
Wiesz co powiedziałem ? Spontanicznie i z serca, prosto z duszy:
– Zosiu! Ty masz ciągle 16 lat! Dla mnie masz zawsze te 16 lat i jesteś moją Audrey !
*
Wiesz Angie; jak przyjdzie mi żegnać się z Tym Światem, to chyba tą ostatnią myślą będzie Zosia.

Moja Zosia….

* Dowód miłości ( własnej) *


Z pewnym zdziwieniem oraz lekkim niesmakiem ,jakiś czas temu zauważyłam, że podobam się… kobietom!
Nie, nie myślcie o jakimś podtekście erotycznym; nic z tych rzeczy ( mam nadzieję…)
A ja wygląda to w praktyce? Posłuchajcie sami.

Wracam sobie normalnie, zwyczajnie , jak co dzień z pracy. Jak zwykle moje myśli uciekają gdzieś hen daleko, tam gdzie lubię najbardziej. Widzę znajomych, kłaniam się im, czasem pożartuję z nimi. Uśmiecham się do nich, oni odwzajemniają to. I nagle prawie ” wchodzę” na koleżankę
– cześć Angie! Tak stoję i stoję i patrzę na Ciebie od paru minut jak idziesz. Wiesz jak ja lubię patrzeć na Ciebie?
– no..zatkało mnie ! Mów kobieto od razu jaki masz interes? Haha!
– coś Ty! Angie, żadnego! Po prostu lubię na Ciebie patrzeć. Ty jesteś…taka zwiewna, taka inna
– no fuck! Mimo moich krągłości?? Nie żartuj! Jestem jak the little elephant a Ty mówisz, że jestem ” zwiewna” ??
– ależ Ty nawet jak utyjesz to jesteś zwiewna!
– to prawda!- wtrąciła się nagle inna koleżanka, przechodząca akurat obok – Angie ma czar
*
Przejrzałam się w trzech wielkich lustrach w Zamku.Normalna babka, żadnych rewelacji! Pokręciło się chyba tym koleżankom w głowie!
Nazajutrz rano przechodząc obok swego największego, trzy-skrzydłowego zwierciadła , zachęcona komplementami koleżanek,zerknęłam w lustro. I.. o mało nie dostałam zawału serca
– Jezus Maria! CO to jest? Czy to ta istota, co nosi moje imię i nazwisko?? Koszmar!!No niby przywykłam do ” tej w lustrze”, ale patrząc o brzasku na nią, można dostać lekkiego szoku…
*
W drodze do pracy przeszło mi. Zapomniałam o tym monstrum z lustra.
W południe poszłam do znajomej pielęgniarki pogadać o czymś ważnym. Była zajęta , więc palnęłam, że przyjdę potem
– ależ nie! Chodź tu i siądź! Ja będę rozkładać leki, a Ty mów. I bądź tu- Ty wiesz jak ja lubię na Ciebie patrzeć?
Ty masz taką…dobrą i ładną twarz!
Usiadłam. Z wrażenia.
Pomyślałam : trzeba jeszcze raz się sobie przyjrzeć Angie; o co chodzi tym babom w końcu??
*
Ochłonęłam( piętnaście razy chyba) gdy…
pracowałam sobie w ogródku. Jak zwykle we wstrętnym, starym dresie, kaloszach. Oczywiście pod nosem co drugie słowo ” fuck”
Nagle wyrosła spod Ziemi sąsiadka
– pani A., ja przepraszam, ze tak powiem wprost, ale my z mężem tak lubimy panią obserwować ! A syn to już w ogóle panią podziwia!
Noszzz kurwa ! ( w myślach oczywiście). Popieprzyło pół świata chyba! Toż ja, jak to Katon nazywa takie baby: garściasta teraz, materiał do odnowy raczej fryzjersko- fitness( owej)
Skontaktowałam się w tej sprawie z Devilem. Nie wiem czy potrzebnie, gdyż wysłuchałam wykładu na temat
” mojej fascynującej naturalności, ciepła, które przyciąga”
Pozostało mi tylko usiąść i …podrapać się w głowę. I jeszcze jedno: pogadać o czymś ważnym, bardzo ważnym z okropną wiedźmą- moją szefową
*
Wiedźmy dzielą się na trzy kategorie:
dobre wiedźmy (np… ja :> ),
złe wiedźmy oraz wiedźmy, które powinny natychmiast pójść już na swą wiedźmią emeryturę.
Szefowa moja ,według moich wiedźmich obliczeń i wniosków należy, stanowczo, do kategorii trzeciej
– powiedz mi proszę( jestem na Ty z nią, od lat), powiedz mi KTO i DLACZEGO się mnie czepia??
– Angie…Ty źle rozumiesz. Nikt się nie czepia. Wszyscy, ale to wszyscy , cały zakład pracy Cię uwielbia!
– no przestań! To, skoro tak mnie ” uwielbiają”, spytam wprost: kto na mnie coś złego Ci klepie? Kto , powiem brzydko, sra pode mną? I czemu?
– ależ NIKT!!!
– no to dlaczego masz zastrzeżenia jakieś? Przecież robię tylko to co TY CHCESZ, to co ustaliłyśmy!
– ja nie mam zastrzeżeń!! Ja tylko nie chcę, aby ludzie gadali…
-ale co mają gadać? O CZYM??
Na koniec rozmowy okazało się, że w ogóle nie ma problemu.

Szefowa po prostu…lubi mnie mieć w zasięgu wzroku ( i głosu) cały dzień….

Oh my GOD!!!!

I’m not a (wo)man of too many faces
The mask I wear is one
Those who speak know nothing
And find out to their cost
Like those who curse their luck in too many places
And those who fear are lost