O nicnierobieniu i Rzeczce Rusałki.

Pierwszy ,od mniej więcej dwóch miesięcy, mój wolny weekend. Wolny od różnych spotkań towarzyskich, przyjazdów szanownej rodziny, szykowania bardziej lub mniej wyszukanych potraw, robienia stu kursów dziennie salon- kuchnia, kuchnia- salon, podawania obiadów, deserów , rozkoszowania się widokiem młodego pokolenia i podziwianiem jego sukcesów w wielkim świecie. Pierwszy od dawna weekend, który postanowiłam poświęcić błogiemu nicnierobieniu. Jak wiecie, nic nie robić w słowniku większości kobiet oznacza : nie robić nic, z wyjątkiem gotowania, prania, zakupów, karmienia domowych, futrzanych pupili itd. Czyli : takie zwyczajne nic ;) Mimo wszystko spokój w domu był odczuwalny i wręcz namacalny; błoga cisza. A, że po dziesięciu minutach fatalnie znoszę ciszę, dom rozbrzmiewał co chwila głośną muzyką.
Cały mój rozkoszny nastrój pierzchł nagle, gdy w sobotę przed południem zjawił się znajomy hydraulik. No tak, zapomniałam, że ma przyść naprawiać baterię w łazience…i, że po odwiezieniu Młodego Lwa muszę zajechać tu i tam załatwić dwie dosć ważne sprawy. Ale to i tak nic; jest luz, nikt dziś do nas nie przyjeżdża i ja nigdzie nie muszę jechać. Cudo! Pójdę z psami na długi spacer nad starorzecze, a potem przez całe popołudnie oddam się mojej nowej, hiszpańskiej miłości kończąc czytanie jego ” Gry Anioła” .Jeszcze tylko…no właśnie, jeszcze tylko obiecałam Małej W. wystawny obiad w dobrej restauracji, z okazji jej urodzin( swoją drogą: ileż można obchodzić urodziny? Była już główna impreza w gronie rodzinnym, zaraz będzie w domu młodzieżowa impreza dla nastoletnich panienek. Ale:
mama, a ci idioci( jej starsi bracia, przyp.red. ;)) ciągle rozbijają się po knajpach, a ja?? )
Ok, obiecałam, to zabiorę tę Zarazę na obiad. Obiad z lodowym deserem na koniec, of course.
Pojechałyśmy do mojego ulubionego zajazdu. Spędziłyśmy tam chyba dobre dwie godziny. Pomimo mocnej kawy, prawie usnęłam. Po dwóch miesiącach wystawnych (i mniej wystawnych) przyjęć, można mieć dość samego zapachu dobrych potraw. Dobre chyba tylko to, że w przeciwieństwie do większości ludzi na świecie, w okresie świąteczno- noworocznym zwykle, za sprawą ciągłej gimnastyki przy szykowaniu imprez, nie przybywa mi centymetrów tu i tam, a ubywa troszkę ;)
Gdy wracałyśmy, Mała W. zaproponowała nagle:
mama, może skęcisz w swój ukochany zakątek?
Przyznam, że w pierwszej chwili nie miałam pojęcia , o jakim zakątku mówi. Tak wiele tych zakątków znam i lubię, z tak wieloma łączą się różne wspomnienia, tajemnice. Gdy zerknęłam w prawo, zorientowałam się natychmiast, o jaki zakątek jej chodzi. To miejsce, gdzie zaczyna się leśna droga do jednej z pobliskich miejscowości. Drogą, którą kiedyś uczyłam jeździć samochodem swe męskie latorośle.Dziś jest tam zakaz wjazdu, choć z tego co wiem, niektórzy i tak nią jeżdżą. Dróżka ta wiedzie przez niesłychanie urokliwe okolice: stary, mieszany , głównie jednak liściasty las, leśne łączki i moczary. Po obu stronach drogi są małe, dzikie, porośnięte rzęsą wodną i nenufarami jeziorka. O tych leśnych jeziorach krążą różne legendy i niesamowite historie. Podobno wędkarze, którzy rozbili tam na dwie noce obozowisko, widzieli potężną rybę- potwora, która chciała jednemu z nich odgryżć rękę( nie wnikam w to, co tamci panowie pili lub palili wcześniej:)). Co ciekawe jednak, nawet starzy ludzie , mieszkańcy pobliskich wiosek, zaręczają, że
w tych jeziorkach coś jest, jakieś wielkie ryby, a na pewno nie są to zwykłe jeziorka, bo niejeden słyszał nocą dziewczęcy śmiech dobiegający z pobliża wód, a niektórzy widzieli nawet jak dziwnie marszczy się tafla wody, słychać plusk i majaczące w porannych mgłach dziewczęce kształty. Jestem pewna, że to rusałki, w których istnienie przecież zawsze wierzyłam :) ( nie, nic dziś nie paliłam, ani nie piłam! ;))
Tak czy inaczej, nigdy sama nie zapuściłabym się tą leśną drogą. Nawet gdy jeździłam tamtędy z synami, zawsze, nie wiem czy to przez wspomnienie opowieści starszych ludzi, czy przez faktyczny czar i magię tych tajemniczych miejsc, czułam wewnątrz dziwny niepokój.
Zatrzymałam auto przed mostkiem, za którym zaczyna się leśna droga wzdłuż jeziorek. To jeden z moich ulubionych zakątków w okolicy. Płynie tu wąska rzeczka, nazwana kiedyś przeze mnie i me młode wówczas latorośle” Rzeczką Rusałki” lub, zamiennie
” Strugą Wodnika”.
Spójrzcie:

leśna droga

rzeczka rusałki
struga wodnika

po burzy

do tajemniczych jezior

*
W niedzielę zaczęło lać. Niestety nie wyczekiwany przeze mnie śnieg, a deszcz. Na dworze buro i chłodno, nic tylko spać, spać.
I naprawdę można było oddać się błogiemu nicnierobieniu ( z wyjątkiem…a, nieważne;)) .

***

Jak pies z kotem? ;)

Abi i Luna

zima 201314

Ta mała psica dziś nawet dość spokojna …trzeba zaatakować!
zima 201314

zima 201314
Daję radę! Chwilowy rozejm.
zima 201314

Z tą dużą, czarną, wolę nie zadzierać. Mimo wszystko.Bo jak się zdenerwuje i nagle odwróci..?! ;)
Saba, Abi, Luna

Mała sunia Abi chyba mnie nawet lubi. Jest miła. I jest taka cieplutka!Położę się spać blisko…
Abi i Luna (1)
…bliziutko…
Abi i Luna (3)

***

Sen- nie sen.

/fragment/

-Mogę cofnąć cię w czasie.
Patrząc na smutną ścianę i promyki słońca,cynicznie- radośnie pląsające na niej, spytałam:
– dlaczego ?
– chcesz?
Przez ułamki sekund zobaczyłam niemal całe swoje życie (…) .
Jakaś, zdawałoby się, jedyna w moim potarganym mózgu jasna myśl, niczym złodziej, który niespodziewanie zgarnął niezły łup, uśmiechając się do mnie szyderczo, kpiąc ze wszystkiego, co dziś określało mnie, szeptała : umierasz..?
W dziwnym , półsennym czuciu i nie czuciu uśmiechnęłam się:
– Tak. Chcę. Chcę cofnąć się TAM.
– Może zaboleć. I masz niewiele czasu. Bardzo mało. Ale ten czas bedzie tylko dla ciebie. Dosięgniesz swych gwiazd. Na chwilę. I w żaden sposób nie możesz zdradzić, że znasz przyszłość. Że wiesz o wszystkim,co potem nastąpi. Że wiesz, że On niedługo odejdzie na zawsze……

Cudownie było leżeć z Nim w złocie piasku na wydmie. Dotykać jego ciała i patrzeć w wielkie, ciemne oczy.
Chłonąć Go delikatnie i zapamiętując dłońmi jego fizis. Zapamiętując uśmiechem jego uśmiech.
Na wieki.
Szum morza,te słodkie barwy nieba o wschodzie słońca. Jego ciemne, długie włosy i czułe ręce.
-co z tobą?- spytał-  ej Diablico!  Nie patrz tak na mnie, bo czuję się, jakbym miał zaraz umrzeć!

Czy serce może dwa razy pęknąć….?
Pobiegłam na wydmy.
Zabierz mnie z powrotem do Dzisiaj! Boże( czy Kimkolwiek już jesteś!)  Nie wytrzymam, nie dam rady! Jak mogłeś nie pozbawić mnie świadomości?! Jak mogłeś rzucić mnie w Przeszłość, pozostawiając w mej pamięci wszystko, co ma nastąpić? Dlaczego wiem, że on ….? A może jakoś zmienię bieg wydarzeń, może..może nie zabierzesz go?! Gdzie on ..gdzie on TERAZ jest??- załkałam.
Nagle gwiazdy zamigotały szalonym tańcem, wiatr unosił pył piasków, strącał kamienie i głazy z górskich stoków; morza rozszalały się bijąc wielkimi falami o wybrzeża. Świat wirował w jakimś nieopisanym szaleństwie. I zdawał się krzyczeć do mnie:
-jest WSZĘDZIE  Widzisz?
Tak.  Nie!  Nie widzę! Nie czuję! A tak chcę!-  w spazmach szlochu upadłam na wydmy.
-Ja nie zabieram. Nikogo. A Ty chciałaś wrócić. I nie jesteś tu po to, by zmieniać bieg wydarzeń. Nikt go nie zmieni. Jesteś tutaj , zwyczajnie.

– bo TY tak chciałeś?
– ty tak chcesz.
-czy to prezent?
– możesz tak myśleć.
– kurwa, podły prezent!

Tej nocy gwiazdy wyjątkowo błyszczały. Patrząc na nieśmiało wschodzące za lasami słońce, rozbierając się powoli, rzuciłam ku morzu. Chcę umrzeć, chcę utonąć, chcę pójść Tam i poczekać na niego!
Tam.
-Hej, Diablico, nie wariuj! Patrz na te statki!- podbiegł obejmując mnie wpół- kiedyś takim popłyniemy! Razem!
Nie, nie popłyniemy!! Nigdy!  Chciałam krzyknąć, chciałam ostrzec go, ale wszystkie słowa utknęły gdzieś w niemej przestrzeni…….

Ten, który dał mi to…Jest OKRUTNY!
I nagle rozległa się muzyka. Ta, która nam obojgu wyznaczała rytm i określała nasz świat. Wszystkie słowa i gesty wydały się małe. Przeszłosć i przyszłość nagle gdzieś pierzchły.
– powiedz mi , powiedz mi jedno: czy kochasz mnie? Tak po prostu!- tańcząc pijana szczęściem i nieszczęściem, przewracając się na plaży , co chwila podnosząc się i całując go chciwie, pytałam.
– przecież rozmawialiśmy o tym. Kocham cię. Kocham cię mentalnie i fizycznie. Pojedziemy do Francji i Włoch! Będziemy jak król i królowa świata!
Serce…nie, nie było już serca.
Dlaczego nie pozwolił mi pójść do morza?!

– ale czy kochasz mnie tak zwyczajnie?
– nie. Tak nie potrafię. Bo ty jesteś nadzwyczajna. Kocham cię najdziwniejszą i najbardziej czułą miłością. Kocham cię najmocniej jak potrafię. Chodź , połóżmy się pod niebem. Obnaży , ale też osłoni nas. Zobaczysz.
Zapłakałam najcięższym bólem.

pod osłoną...

*
Patrzę i dotykam, nie mogąc dotknąć.
I wszystko nagle się rozpływa…
Czy CZAS się skończył?
*
Dość. Dość już !
Wracam.
Boli. Wszystko, jak przedtem,a nawet mocniej. A najbardziej te radosne promienie słońca na ścianie.
*
Nigdy już nie zabieraj mnie TAM. Do Przeszłości.
Odejdź. Albo zabierz mnie do piekła. Ale
nie karz już mnie tutaj
tak okrutnie….
……………

Lalala, Jack i do przodu! ;)

Moi Drodzy!
Z małymi wyrzutami sumienia zabieram się dziś do pisania ; w związku z tym, że wciąż jestem gdzieś w realu (tym razem ,od dwóch dni na najwżniejszym i najhuczniej obchodzonym święcie w Zamku , czyli Urodzinach Miłościwie Panującej Nam Księżnej Matki;)) ,  znów pozwoliłam sobie trochę zaniedbać swój kochany, wirtualny zaułek- a co gorsza!- przez to i Was. Was, moi Kochani Goście, moi Przyjaciele, Czytelnicy; Was , którzy przecież współtworzycie ze mną cały ten mój Angie’s Diary.
W przedostatni dzień grudnia 2013r. WordPress poinformował mnie i przypomniał mi o tym, jak wiele osób do mnie zagląda i czyta moje różne, raz lepsze, raz gorsze teksty.
Wykorzystując więc jedną z nielicznych wolnych w styczniu chwil, muszę Wam serdecznie podziękować!
Jest już ponad 100 blogerów, którzy follow mój blog. Przybywa osób, którym przypadł do gustu mój krótki opis siebie i przedstawienie „istoty” mojego blogowania ( About) . Dużą popularnością cieszą się zdjęcia moich zwierzaków, a także moich leśnych okolic i różnych zakątków Dolnego Śląska( fotorelacja ze Szklarskiej Poręby i zamku w Kamieńcu Z.) .Są wpisy, które spodobały się wielu, wielu osobom; najbardziej lubicie moje wspomnienia z lat osiemdziesiątych i współczesne opowiastki o Andżelice ( jak to cudnie wpływa na moje EGO! ;))). Są 62 kraje, z których sympatyczni blogerzy ( i ci nieblogujący również ) do mnie zagladają. Pomijając Polskę, gdzie Angie’s Diary ma większość czytelników, nawięcej moich gości pochodzi z Kanady, a niektórzy próbują nawet tłumaczyć moje teksty na j.angielski!( Best greetings for Elise, Megan i Carleigh! :))) ).
Niektórzy pozostawiają ślad w postaci komentarzy, niektórzy piszą do mnie e-maile lub dzwonią; tak czy inaczej, to wszystko jest to bardzo, bardzo miłe! I czasem bardzo śmieszne; najczęstsze bowiem frazy wyszukiwarek to:
Angie, Angie’ Diary, angiewitch, whisky, whiskey i Angi! :)))
Nie wiem czemu ta whisky/key..? ;) ale jak już, to jedną z moich ulubionych ( i chyba najlepszych) chcę ofiarować Komuś, bez kogo byłoby mi i smutniej, i trudniej:
Wugusiu, dla Ciebie :)

z internetu*

Wuguś http://123bomba.wordpress.com/author/wg108-2/ towarzyszy mi niemal od początku mego blogowania( zawsze mówiłam Wam, że istnieje miłość od pierwszego wejrzenia!:))); to właśnie Wuguś jest moim najwierniejszym, niezawodnym towarzyszem w tej wirtualnej podróży.

1 wg108 191 COMMENTS

Dziękuję Wugusiu!

:)))

Wśród Pań pierwsze miejsce ma Justyna http://blogjustyny.wordpress.com/.

Justyna ,najczęściej spośród znajomych mi Dam, gościła w tych moich skromnych progach i najwięcej mówiła( pisanie tutaj to jak mówienie, przecież wiecie o tym! ).
Dziękuję Just!

I specjalnie dla Ciebie coś nowego ( sprawdzone! Pyszne, zaufaj Starej / ale dobrej!/ Wiedźmie;) !)
z internetu

W pierwszej PIĄTCE moich stałych gości są też:
Cane http://aklikklak.wordpress.com/
Caddi http://caddicus.blogspot.com/
i Even http://even21.wordpress.com/

Dziękuję! I dla Was moi Kochani coś smacznego:

D91169 JACK TRIO

*

WordPress ma uroczy zwyczaj porównań naszych sukcesów w blogowaniu do czegoś znanego, a poprzez to ciekawych prób ich wizualizacji . Przed Nowym Rokiem otrzymałam taki oto komunikat:

The concert hall at the Sydney Opera House holds 2,700 people. This blog was viewed about 40,000 times in 2013. If it were a concert at Sydney Opera House, it would take about 15 sold-out performances for that many people to see it.

Nie pozostaje mi więc nic innego, jak serdecznie podziękować WSZYSTKIM odwiedzającym mnie tutaj, co nieśmiało właśnie czynię.
DZIĘKUJĘ!
Dziękuję Wam, moi Drodzy Czytelnicy, za to, że jesteście! Za to, że mogę wciąż cieszyć się z mego ( za)istnienia tutaj, z Waszej obecności i moich różnych blogowych sukcesów!

*
A teraz zmykam
lalalalala

I
Wasze zdrowie! :)))

***